22. James

2.1K 51 0
                                    

Światła w domu były wszystkie wyłączone, co oznaczało że wszyscy już są u siebie i śpią. Dostałem opierdol od ojca i nakaz przeproszenia Isabelli.

Wchodząc do sypialni od razu poczułem że jest coś nie tak, zapach wiśni którą pachniała, nie unosił się w powietrzu.

Podeszłem do łóżka i zobaczyłem że jest puste. Ja pierdole. Podbiegłem do szafy i pośpiesznie otworzyłem. Pusta. Szuflada również, półka w łazience też.

Nachyliłem się nad umywalką i opłukałam twarz zimną wodą. Wkurwiony zacisnąłem szczękę i walnąłem z całej siły w lustro, gdy zobaczyłem swój okropny ryj. Szkło rozbiło się na milion drobnych kawałków, siedem lat nieszczęścia.

Z knykci zaczęła się sączyć krew, podłożyłem dłoń pod zimny strumień wody i zasyczałem z bólu, który przeszywał moją całą rękę. Wyciągnąłem apteczkę aby opatrzyć sobie niewielkie rany, odkaziłem i owinąłem dłoń bandażem. Spojrzałem na obrączkę na palcu a później na rozbite szkło. - już druga rzecz dzisiaj, James. Ponosi cię chłopie. - powiedziałem pod nosem i sięgnąłem po telefon.
Isabella nie odebrała ani za pierwszym razem, ani za drugim. Chodziłem w kółko po pokoju i rozmyślałem co zrobić. Nie miałem pojęcia gdzie teraz jest Isa, i czy jest bezpieczna. Usiadłem na krawędzi łóżka i wybrałem numer do Thomasa. No tak, spotkanie. Rozłączyłem się, gdy przypomniałem sobie o dzisiejszym podpisywaniu kontraktu z jakąś małą firmą, którą zajmuje się Thomas. W Stanach jest już dzień, więc wszyscy są pochłonięci pracą.

Moją uwagę przykuła przyklejona podpaska do poduszki. Co jest kurwa.

Zapaliłem światło i podniosłem podpaskę widząc że jest popisana. Przeleciałem ją dokładnie wzrokiem i pobiegłem do sypialni rodziców.

Muszę lecieć do mojej Isabelli. Teraz.

Wbiegłem do sypialni rodziców jak poparzony, ojciec właśnie wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie pytająco.

-Przeprosiłeś ją? - uniósł jedną brew. - Jeżeli nie...
-Musimy wracać do Nowego Jorku, teraz. - warknąłem.
-Oszalałeś?!- prychnął śmiechem. - Synu, jest trzecia w nocy, wracaj sam.
-Budź matkę, i podstawiaj samolot. - szarpnąłem go.
-Co ty odpierdalasz?!- uderzył mnie z pięści. - Idź do Isabelli, zanim...
-Uciekła, zabrała samolot i wróciła do domu. - odchrząknąłem. - patrz.
-A co to kurwa, podpaska?!- popatrzył zdezorientowany i zażenowany. - zabieraj to ode mnie.
-Ojcze, czytaj.- wcisnąłem mu ją w tors.

,,Drogi Prezesie. Jeżeli znów masz się zachowywać jak skończony idiota, to możesz nigdy nie wracać do mojego życia. Mam dość bycia wykorzystywaną. Upokorzyłeś mnie dzisiaj, i udowodniłeś że jestem nikim. Nie wiedziałam jak Ci o tym powiedzieć, ale chciałam to zrobić kurwa idealnie. Chciałam abyś cieszył się z tego, bo ja nie potrafię. Nie potrafię bo wiem że ty też nie. Czuję się winna, czuję że zniszczyłam nasze życie, James. Mogę usunąć ciąże jeżeli tylko do mnie wrócisz, jeżeli będziesz mnie kochał. Nie chcę nam psuć życia, bo jest już wystarczająco zepsute. Brudne i krwawe jak nasze serca, James. Chodź zawsze będziesz tym samym człowiekiem co przed laty, i tak będę Cię kochać.
Zabieram samolot i wracam do domu.
Twoja Isa."

-Ty to zjebałeś, więc ty to naprawisz. Nie będę się mieszać w wasze sprawy. Sam widziałeś, ona kocha Ciebie a nie mnie kurwa. - poszedł i położył się pod kołdrę. - Wypierdalaj! - warknął zachrypniętym głosem.
-Pożycz mi chociaż samolot. - położyłem rękę na klamce od drzwi.
-Jesteś normalny? A ja czym wrócę? - prychnął i wtulił się w bok Octavii.
Nic już nie mówiąc wyszedłem z sypialni i od razu wyszukałem najbliższy lot do Nowego Jorku.

Wylot - godzina 06:15, otworzenie bramek - godzina 04:50.

LoverМесто, где живут истории. Откройте их для себя