19 - Świt

705 50 80
                                    

– Już świta... – szepnęła z żalem Biedronka.

Siedziała na szczycie wieży Eiffla z Czarnym Kotem przy boku i lustrowała Paryż, jakby na nowo witając się z miastem oddanym im pod opiekę. Na wschodzie pojawiła się już jaśniejsza linia wskazująca na zbliżający się poranek. To by było na tyle, jeśli chodzi o ich specjalną noc.

– Tak... – przytaknął jej Czarny Kot i w jego głosie też pobrzmiewał żal.

Objął dziewczynę, a ona położyła głowę na jego ramieniu. Dopiero co skończyli swoje superbohaterskie obowiązki i poczuli, jak potwornie byli zmęczeni wydarzeniami, które miały miejsce tej nocy.

Mistrz Fu został nakarmiony i odtransportowany do Marianne, która mimo późnej pory czekała na wieści o uratowaniu ukochanego. Wpuściła ich od razu i zajęła się Wangiem, zapewniając młodych, że poradzi sobie sama i mogą sobie iść. Przed odejściem Alya i Nino upewnili się jeszcze czy mogli zatrzymać swoje nowe Miracula, a kiedy Strażnik dał im swoje pozwolenie, czym prędzej wrócili do siebie, żegnając się w pośpiechu z przyjaciółmi. I wtedy Biedronka i Czarny Kot zostali tylko we dwoje – znów onieśmieleni i przytłoczeni perspektywą powrotu do swoich nieudanych planów. Pod wpływem impulsu, a może tęsknoty za widokiem Paryża z wieży Eiffla, oboje w drodze do mieszkania Adriena skorzystali z krótkiego postoju na najwyższej platformie tuż pod iglicą.

– Inaczej sobie wyobrażałam poranek... – szepnęła Biedronka.

– Mniej romantycznie? – Uśmiechnął się czule i objął ją mocniej.

– Wiesz, co miałam na myśli... – mruknęła z udawaną złością, ale wbrew słowom przyciągnęła go bliżej do siebie.

Siedzieli tak jeszcze przez chwilę wpatrzeni we wschód słońca. Blask słoneczny powoli zalewał wyższe dachy Paryża, a nie mogli oderwać oczu od tego olśniewającego widoku. Z ich planów nic nie wyszło, ale przecież dokonali czegoś znacznie ważniejszego tej nocy. Uratowali przyjaciela z rąk nieobliczalnej wariatki. Odzyskali miracula. Na powrót stali się superbohaterami...

– Do śniadania jeszcze daleko... – szepnął nagle Czarny Kot, odrywając wzrok od horyzontu.

– Myślisz...? – Oczy Biedronki zabłysły nagle, gdy spojrzała na chłopaka.

– Zapewniam cię, że po całej nocy krążenia wokół siebie, to nie potrwa długo... – mruknął, a ona zachichotała.

– Ty to potrafisz podniecić dziewczynę! Nie ma co!

– Jestem tylko szczery! To była chyba najdłuższa gra wstępna w historii świata!

– No, nie przesadzaj! To tylko jedna noc...

– Lecimy do domu, kochanie. Albo nie ręczę za siebie i zrobimy to tu, na tej wieży!

– Paryżanie mieliby niezły widok o poranku... – zażartowała, ale w jej dłoni już rozpędzało się jo-jo.

Zaśmiał się w odpowiedzi i zeskoczył z platformy. Podróż do jego mieszkania zajęła im zaledwie kilka minut. Bezszelestnie wylądowali na podłodze, uświadamiając sobie, jak niewiele czasu minęło od ich poprzedniej wizyty tutaj. Czarny Kot sprawdził czy Szkatuła wciąż tkwiła bezpiecznie w sejfie, który dawniej używany był przez Plagga do przechowywania zapasów camemberta. Odruchowo przygotował talerz z serem i dopiero wtedy wypowiedział zaklęcie detransformacji. Jego partnerka poszła jego śladem i po chwili stali naprzeciwko siebie w swoich odświętnych strojach, które wybrali na tę specjalną randkę.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoja mama i tak się domyśli, co naprawdę robiliśmy w nocy? – mruknęła Marinette, wyciągając ciasteczko dla Tikki. – Pewnie wszystko będzie w porannych wiadomościach...

Ta NocWhere stories live. Discover now