1.

171 11 4
                                    

Pierwszy raz zobaczyłam go, gdy miałam cztery lata. Przyjechaliśmy z Francji do Ameryki na pogrzeb dziadka. Stał przy otwartej trumnie z obojętną, prawie znudzoną miną. Mały chłopiec, zapewne w moim wieku lub odrobinę starszy. Nie podszedł i nie pożegnał się ze zmarłym, po prostu stał i patrzył beznamiętnie na nieruchomą, zastygłą starczą twarz. Ludzie obecni w domu pogrzebowym zdawali się go nie dostrzegać. Wyjątkiem była babcia Iris. Od czasu do czasu rzucała w jego stronę dziwne spojrzenia.

W owym czasie nie rozumiałam dokładnie co się dzieje, nie płakałam też, bo nie miałam okazji poznać rodziny ojca, nie znałam tych ludzi zarazem tak bliskich i dalekich. Cóż za paradoks. Taka była decyzja matki, a ojciec się podporządkował. Nie znałam powodów i raczej źle mi z tą niewiedzą nie było.

Drugi raz zobaczyłam go w nocy po pogrzebie. Obudziłam się spocona, wymęczona duchotą panującą w pokoju. Było lato, nie byłam przyzwyczajona do braku klimatyzacji, a mama nie zgodziła się, żebym spała przy otwartym oknie. "Pogryzą cię komary", mruknęła słabym głosem, wymęczona rodzinną kolacją. Sama przyznała, że przebywanie w tym domu dużo ją kosztuje. "Czuję się wyssana z energii odkąd tylko przekroczyłam próg." A tata przytaknął jej i znowu to dziwne spojrzenie babci, skierowane gdzieś w kąt.

Siedział po turecku na łóżku tuż obok mnie. W półmroku dostrzegłam tylko jego bladą skórę i białą zapinaną na guziki koszulę. Powinnam się bać. Oczywiście, że tak, ale w tamtej chwili nie czułam strachu. W tamtym okresie widywałam już duchy, zjawy czy przemykające chyłkiem cienie. Nie robiło to na mnie wrażenia.

- Kim jesteś? - szepnęłam i mlasnęłam, z trudem przełykając ślinę przez zaschnięte gardło.

Drgnął, jakby przestraszony, ale po chwili zbliżył swoją twarz do mojej. Dzieliły nas centymetry. Zarys kształtnego nosa, pełnych ust i niesamowicie czarne tęczówki wryły mi się w pamięć na długie lata. Nie odpowiedział, więc odwróciłam się na drugi bok, plecami do niego i udawałam, że zasypiam. Było mi tak gorąco, że odrzuciłam cienką kołdrę, lepiącą się do nóg i ramion. Westchnęłam cicho. Tak chciało mi się pić, z drugiej strony byłam zbyt leniwa, by przejść się te kilkanaście kroków do łazienki.

Usłyszałam cichutkie skrzypienie paneli, dźwięk nalewanej wody i ponowne jęczenie podłogi. Poczułam delikatne podwójne pacnięcie zimnej dłoni w ramię, więc otworzyłam oczy. Nic nie widziałam, było tak ciemno. Odruchowo sięgnęłam do lampki, by ją zapalić i skrzywiłam się, kiedy światło mnie oślepiło. Chwilę później dostrzegłam go. Trzymał szklankę przede mną z tak kamienną twarzą, aż parsknęłam śmiechem.

- Dziękuję. - przyjęłam z wdzięcznością wodę. - Nadal nie wiem kim jesteś. Powiesz mi czy jesteś niemową?

- Damon. - szepnął ledwie słyszalnie.

Nadal nie dostrzegłam żadnej emocji na jego buzi. Postanowiłam spróbować wyciągnąć z niego parę informacji. Na początek zaproponowałam, by położył się koło mnie, tam gdzie był wcześniej. Na pytanie dlaczego nie jest ubrany w piżamę wzruszył tylko ramionami.

- Masz takie chłodne ręce. Zimno ci?

Skinął głową i nadal wpatrywał się we mnie, prawie nie mrugając.

- Masz szczęście, ja tu umieram z gorąca. Nienawidzę się pocić, a już w ogóle nienawidzę się pocić w nocy. - skrzywiłam się.

- Jeśli chcesz to mogę cię ochłodzić. - w końcu odpowiedział pełnym zdaniem, co uważałam za wielki sukces.

- Jak?

- Po prostu się do ciebie przytulę. - odparł.

Przystałam na tą propozycję z wdzięcznością, a on wślizgnął się pod kołdrę i otoczył ramieniem, ściśle przylegając całym ciałem do mnie. Wzdrygnęłam się, ale natychmiast odczułam ulgę.

SAMOTNIWo Geschichten leben. Entdecke jetzt