CO DRUGIE UDERZENIE SERCA

32 2 2
                                    

      Blade, niebieskawe światło rozpraszało się po sporych rozmiarów pomieszczeniu, nie docierając jednak do jego najgłębszych zakamarków. Mizernie wyciągało z ciemności niewyraźne kształty piór, liści i mebli, zlewających się w obrazy bliżej nieokreślone i zasadniczo mogące zaistnieć jedynie w wyobraźni ewentualnego obserwatora.

Ewentualny obserwator nie był jednak zainteresowany poświęceniem im uwagi, pozostawiając je tej nocy niezauważalnemu nieistnieniu.

      Miał pracę do wykonania, choć sam nigdy nie nazywał pracą żadnych z wielu zajęć, które przynosiły mu pieniądze. Dla Filipa to pojęcie oznaczało chodzenie w określone miejsce, w określonym czasie, aby robić w nim określone rzeczy pod dyktando określonego szefa.

Tak się akurat złożyło, że każdy z szefów, na jakich chłopak trafił, zasługiwał na zamknięcie w definicji złamanego chuja. Dlatego też kiedy stracił swoją ostatnią posadę na stanowisku kierownika sali w knajpie, która splajtowała, postanowił, że już nigdy więcej.

Nie to, żeby ta decyzja była przemyślana, przeanalizowana i dokładnie zaplanowana - wręcz przeciwnie - została podjęta w efekcie całkowitej niemocy, afektu i pomieszania zmysłów.

      Utrata pracy w tamtym momencie życia Filipa, była jedynie groteskowym dopełnieniem utraty czegoś znacznie większego, a mianowicie tego, co mógłby nazwać Wszystkim. 

Na przestrzeni kilku tygodni - co w jego percepcyjnym poczuciu było zaledwie jedną chwilą - przekształcił się z kogoś, kto ma wszystko, w niedostatecznie żywą postać nie mającą do stracenia zupełnie nic.

W pewnym sensie był tak bardzo martwy, że nawet nie widział większego celu w faktycznym zabiciu się, choć często zdarzało mu się w tym temacie fantazjować. Nie bał się ani śmierci, ani nawet samego bólu, który prawdopodobnie by ją poprzedzał i paradoksalnie to również było jego problemem. Gdyby czuł strach, zapewne bliżej  by mu było do pokuszenia się o stryczek zwisający z sufitowej belki, albo krytyczną dawkę jakichś prochów, czy też klasyczne podcięcie żył.

      Gdyby miał perspektywę by poczuć wtedy cokolwiek, choćby to, że ma życie, które może zakończyć wedle własnego upodobania, najpewniej by to zrobił, odnajdując błogą ulgę w ostatnim rodzaju bólu, jakiego byłby zdolny doświadczyć. 

Ale nie miał, bo szczupłe ciało, którym był, wszystkie kości, żyły i organy wewnętrzne obejmowały jedynie wielką, ziejącą otchłań pustki.

      Tym właśnie był teraz Filip - pustką obleczoną w ludzką skórę. Nikim.

Nikim wyposażonym w cały wachlarz umiejętności, sztuczek i sprytu. Biblioteką doświadczeń, przemyśleń, skojarzeń i obserwacji, a przede wszystkim pozbawiony lęku, szybko odkrył, że pierwszy raz w dziejach własnej egzystencji, jest w stanie sam być sobie szefem i robić rzeczy, które zawsze chciał robić, ale nigdy nie próbował z obawy, że się nie uda.

Tak zaczął zarabiać na fotografii, rysunku cyfrowym oraz tym tradycyjnym; czasem zorganizował komuś przestrzeń w ogrodzie, a czasem prowadził warsztaty i wykłady artystyczne.

Nie szukał sobie zleceń, ani nigdzie się nie ogłaszał. Nie musiał, gdy był na tyle dobry we wszystkim, czego się podjął, że propozycje zarobku  przychodziły do niego same, zwabione  polecaniem z ust do ust.

      Dlatego właśnie siedział nad jednym z projektów, jakim było stworzenie oprawy graficznej dla nowego barbershopu, który otwierał się w większym mieście, na którego obrzeżach jak na ironię znów przyszło mu żyć.

Na wpół leżąc mościł się na poduszkach, po prawej stronie ogromnego stalowego łóżka, ze wzrokiem wbitym w rozświetlony ekran tabletu. Przez chwilę wahał się między alizarynową czerwienią, a królewskim niebieskim motywem przewodnim świeżo stworzonego logo, ale koniec końców zdecydował się na pudrowy róż.

KoincydencjeWhere stories live. Discover now