Louis znowu zaspał. Nienawidził tego głównie przez fakt, że znów nie miał na nic czasu. Wypadł z łóżka obijając przy tym swoje łokcie, bo upadł wprost na podłogę przez to, że jego nogi zaplątały się w pościel. Westchnął głośno i podniósł się ociężale z ziemi. Ten dzień dopiero się zaczął a on był już nim zmęczony. Odłożył kołdrę na łóżko i poszedł w stronę szafy, przecierając nadal swoje zaklejone od snu oczy. Z wyższej półki wyciągnął starą koszulkę z logotypem jednego ze swoich ulubionych zespołów i przerzucił ją przez ramię. Z krzesła zabrał spodenki, które miał na sobie dzień wcześniej i poszedł do łazienki biorąc kolejny szybki prysznic. Nie zajmował się myciem włosów bo i tak zaraz będzie musiał wskakiwać do basenu w ośrodku.
Wykąpany i ubrany zbiegł na dół, gdzie jego siostra jadła śniadanie, ciesząc się w końcu wolnym czasem związanym z wakacjami. Mama krzątała się po kuchni kończąc sprzątanie jej, przynajmniej dziś jej dyżur zaczynał się później, więc nie musiała martwić się pośpiechem. Louis zgarnął z kuchennego blatu jabłko i uśmiechnął się do kobiet. Pocałował mocno policzek matki i poczochrał włosy siostry na co ta wydała z siebie oburzony jęk. Louis zaśmiał się jedynie i szybko opuścił dom. Jabłko złapał między zęby, kiedy z trawnika przed domem podnosił swój rower.
Nie lubił na nim jeździć a jednak prawie każdego dnia wsiadał na niego i jechał nim do pracy, żeby później też i na nim wrócić. Zawsze tłumaczył to sobie chęcią pozostania w dobrej kondycji, jednak to wytłumaczenie było niezwykle głupie, kiedy większość dnia w pracy spędzał w basenie ćwicząc razem z Kairi. Jeździł więc na rowerze, bo naprawdę nie znajdował nic lepszego do roboty. W Clearwater wszędzie było blisko dlatego też, w mieście nie było zbyt wiele samochodów. W gruncie rzeczy posiadali je jedynie Ci którzy pracowali poza miastem lub Ci którzy właśnie na wybrzeżu pracowali. Życie w takim stylu niezwykle podobało się Louisowi. Wszystko było ciche i spokojne, z wyjątkiem ryku łodzi i motorówek, które było doskonale słychać zwłaszcza popołudniami.
Droga do pracy nie zajmowała mu więcej niż trzy minuty. Mimo to jego nogi piekły. Wczoraj nie do końca przemyślał brak zabierania do pracy roweru i brak czasu przez co musiał przebiec ponad pięć mil. Zsiadł z roweru i dokończył jeść jabłko, które zdążył obgryźć przez drogę. Wyrzucił ogryzek do kosza na śmieci poszedł do wejścia Clearwater Marine Aquarium. Uwielbiał tutaj pracować, to było jak spełnienie marzeń z dzieciństwa i nigdy nie miał szansy się tutaj nudzić. Od razu skierował się do pokoju dla personelu gdzie przebrał się w swój kombinezon do pływania i znów naciągnął na siebie swoje spodenki. Koszulkę wrzucił do szafki, podobnie jak wszystkie niepotrzebne rzeczy. Na szyję założył gwizdek a zegarek który nosił zmienił na ten wodoodporny. Rozsunął górę kombinezonu i zabierając swój telefon wyszedł z pomieszczenia i skierował się do miejsca gdzie zabrał jedzenie i leki dla Kairi. Ośrodek miał zostać otwarty dla zwiedzających za dwadzieścia minut a on musiał zrobić jeszcze tak wiele. Z wiadrem w dłoni i kilkoma tabletkami z drugiej wbiegł po schodach na górę, gdzie znajdowały się szczyty basenów. Przeszedł przez bramkę dla pracowników i opiekunów i zatrzymał się przed basenem z numerem trzy. Zbliżył się do jego krawędzi i zaraz przy nim znalazła się Kairi, wychylając swoją głowę ponad wodę. Jej radosne odgłosy sprawiły, że na ustach Louisa pojawił się uśmiech a on bez zastanowienia ukląkł nad basenem i pogłaskał śliski pysk delfina.
- Witaj moja piękna. - potarł szczyt jej głowy. - Jak się dzisiaj czujesz? - delfin jedynie wydał kolejny głośny pisk na co chłopak zaśmiał się głośno. - To wspaniale, kochana.
Sięgnął do wiadra i wyciągnął jedną z ryb. Wcisnął do niej kilka tabletek i podał Kairi, która chętnie złapała ją od swojego opiekuna. Powtarzał to wszystko dopóki wiadro nie zostało opróżnione. Odsunął je od brzegu i wyciągnął z kieszeni telefon kładąc go w bezpiecznej odległości od wody. Przeszedł na podest i z niego wsunął się do wody, od razu zostając przywitanym przez delfina. Ocierała swój pysk o jego policzek i wydawała radosne piski, na co Louis tylko się cieszył. Drapał ją po bokach tak jak lubiła i mówił do niej dokładnie tak jakby go rozumiała. Najbardziej ciekawy był jednak jej ogona. Musiał sprawdzić czy wszystko ładnie się goiło jeśli miała w przyszłości wrócić do oceanu.
Od samego początku był pod wrażeniem jak Kairi dobrze sobie radziła. Chociaż trafiła w okropnym stanie a zabieg który musiała przejść skończył się amputacją połowy ogona była niezwykle silna. Billy, który był jego szefem od początku powtarzał mu, że młoda samiczka nie przetrwa długo, bo właśnie ogon był jednym z najważniejszych w ciele delfina, jednak ani Louis ani Kairi się nie poddali i dali radę. Tomlinson był z niej dumny każdego dnia, bo i każdego z nich wyglądała na zdrowszą i szczęśliwszą. Wydawała coraz głośniejsze i radośniejsze dźwięki ale i dużo chętniej bawiła się z Louisem. Billy wciąż powtarzał mu, że dokonał niemożliwego a on tylko uśmiechał się i wzruszał ramionami. To nadal nie był koniec tej ciężkiej rekonwalescencji bo nadal musiał nauczyć ją życia z protezą, która miała zostać zrobiona w najbliższych tygodniach.
Bawiąc się z samicą nie zwrócił uwagi na to, że ośrodek został już otwarty a nad basenem w którym był zaczęli pojawiać się ludzie. Kiecy podniósł wzrok zdziwił się dostrzegając opierającego się o barierkę Harry'ego. Znów miał na sobie szerokie, lniane spodnie i koszulę, tym razem jednak w kolorze delikatnego błękitu. Bez zastanowienia podpłynął do krawędzi basenu i oparł się o nią spoglądając z dołu na chłopaka.
- Louis, tak? - spytał z powątpieniem.
- Harry. Cieszę się, że przyszedłeś. - stwierdził radośnie.
- Oh. - zdziwił się chłopak. - Wiedziałeś, że przyjdę?
- Mama mówiła, że zdradziła Ci, gdzie pracuję. Miałem nadzieję, że się zjawisz. - wzruszył ramionami i odbił się od brzegu, by podpłynąć do pomostu. Podciągnął się i wyszedł z basenu. Kairi zjawiła się zaraz przy krawędzi znów chcąc się bawić ze swoim opiekunem. Louis uśmiechnął się czuło i wrzucił do wody jedną z dmuchanych piłek, którą ta od razu się zajęła zapominając o chłopaku. Zabrał wiadro i telefon i przeszedł do bramki. Zaraz znalazł się obok Harry'ego i uśmiechnął się do niego promiennie co chłopak zaraz odwzajemnił, choć było to bardziej nieśmiałe.
- Zgaduję, że wspominała też dlaczego miałem tutaj przyjść. Miałem z kimś się spotkać, tak?
Louis wskazał na basen. - To właśnie jest Kairi. Chwila. - zastrzegł i wsunął między wargi gwizdek z którego nie uszedł jednak żaden dźwięk.
- Nie działa? - spytał Harry, zaraz jednak wrócił wzrokiem do wody, gdzie delfin podbił piłkę w ich stronę. Brunet widząc lecącą wprost na niego piłkę uniósł swoją kulę i odbił ją jej końcem. Delfin wydał z siebie pisk i zniknął pod powierzchnią wody, wyłaniając się co jakiś czas.
- My ich nie słyszymy, ale ona już tak. Polubiła Cię, - stwierdził Louis. - to dość nowe w jej przypadku.
Harry uśmiechnął się dość niepewnie i odsunął się do barierki przenosząc ciężar swojego ciała na kulę. - Właściwie jak ona ma mi pomóc? - zapytał. - To zwierzę.
- Ale łączy was ta sama przypadłość. - Louis wskazał na nogę Harry'ego na co ten ciężko przełknął. - Może przejdziemy w inne miejsce, naprawdę muszę się napić kawy.
Brunet zgodził się bez słowa. Powoli szedł za Louisem, który co raz upewniał się, że z chłopakiem wszystko w porządku. Największą przeszkodą okazały się być schody, które jednak Harry pokonał samodzielnie, prosząc Louisa jedynie o lekką asekurację. Spodenki Louisa nadal były wilgotne kiedy znaleźli się w pomieszczeniu gospodarczym. Podszedł do ekspresu by zrobić sobie kawę i spojrzał na Harry'ego który siedział przy stoliku.
- Więc, - zaczął niepewnie - jak do tego doszło? Kairi wplątała się w sieci, zgaduję, że Ciebie nie spotkała taka przygoda.
Harry pokręcił jedynie głową. - W zeszłym roku zaatakował mnie rekin.
CZYTASZ
Me, You and the Dolphins ✔
FanfictionW ostatniej klasie liceum Harry zniknął. Z dnia na dzień przestał pojawiać się w mieście a gdy wraz z początkiem wakacji ponownie wrócił nie był taki jak wcześniej. Jego szafa pełna do tej pory ciasnych spodni wypełniła się tymi luźnymi a miłość do...