Rozdział 2

134 18 0
                                    


Barry gestem ręki poprosił abym podeszła bliżej, oczywiście zrobiłam to. Nieznajomy był przystojny i wyglądał na miłego. Nie mogłam jednak stracić zimnej krwi. Zacisnęłam dłonie na barierce. Byłam zdenerwowana, zawsze kiedy miałam poznać nową osobę tak się zachowywałam. Nowo poznany mężczyzna wyczuwając napiętą atmosferę przejął pałeczkę.

 - Owen - zwrócił się do kolegi - to jest Alice trenerka triceratopsów - mówiąc to wskazał na mnie - Alice to Owen i pracuje tutaj. Gdy już nas przedstawił Grady wystawił w moim kierunku rękę, a ja niepewnie ją uścisnęłam. - Słyszałem, że również jesteś trenerkę jak ja - zagadnął brunet- Tak, zgadza się, tylko pracuję z bardziej przyjaźniejszymi stworzeniami...Naszą rozmowę przerwał nam czyiś głos. Należał on do mężczyzny, który próbował się do nas przepchnąć. Miał siwe włosy i dodatkowo brodę. Nie był najszczuplejszy. - Owen! One dosłownie jadły ci z ręki! 

- Zwykle nie kończy się tak dobrze - odparł trener odrywając ode mnie wzrok i podając rękę nieznajomemu. Dopiero po chwili rozpoznałaś mężczyznę, był to Hoskins. Nie przepadałaś za nim, z kilku powodów. - Dlaczego nie wysyłasz raportów? - spytał- Byliśmy zajęci - zabrał głos Barry- Ale czeki odbieracie - powiedział Hoskins.Szczerze mówiąc byłam zdziwiona tym wszystkim. Do czego ta rozmowa miała dążyć. Nie podobało mi się to.

- Czego chcesz? - odezwał się Owen. On też wyczuwał, że facet nie ma dobrych zamiarów.

- Próby terenowej - odpowiedział wprost. 

Trener raptorów odwrócił się, dając nam znak ruszył w przeciwną stronę. Vic dogonił nas i nie zamierzał odpuścić. 

- One reagują na komendy. Musisz posunąć badania do przodu! Chciałam już coś wtrącić ale mężczyzna tylko niedbale machnął na mnie ręką, jak gdybym nie była nikim ważnym. Grady widząc to powiedział lekko ostrzejszym tonem:

- To dzikie zwierzęta, nie chciałbyś ich wypuścić 

- Dostrzegłem więź łączącą człowieka ze zwierzęciem - dosłownie zatamował nam przejście 

- Głupota - stwierdziłam na głos, jednak facet ponownie nie zwrócił na mnie uwagi.

- Odsuń się - mruknął Owen. Widać było, że ma już tego wszystkiego po dziurki w nosie.

 - Obaj jesteśmy psami wojny, wojsko musi ograniczyć straty. Niektórzy stawiają na roboty, ale przyroda już 75 milionów lat temu stworzyła najskuteczniejszych zabójców, którzy słuchają rozkazów - mówiąc to zszedł ze schodów za Owenem.

- Zrobiliśmy postępy, a on od razu myśli o broni? - ciemno skóry wreszcie się odezwał.

- Niedługo pewnie weźmie się za inne - wyszeptałam z niedowierzaniem.

- Myślisz? - spytał Barry

- Na to wygląda - zatwierdziłam 

- Dron nie przeszuka tunelu ani jaskini. Można go przejąć. Kiedy wybuchnie wojna, nowoczesny sprzęt zawiedzie. 

- Ale nikogo nie zje, kiedy zgłodnieje - mruknęłam mając nadzieję, że nie usłyszał.

 Jednak się przeliczyłam. Kąciki ust Owena poszły lekko w górę, również się uśmiechnęłam. Nieprzyjaciel stanął przy barierce, mając dobry widok, wyciągnął rękę i wskazał na raptory.

- W komórkach tych zwierząt drzemie instynkt, którym można sterować. Ich wierności nie da się kupić. Rzucą się na wroga i zjedzą go z kopytami

- A jeśli zechcą przejąć kontrolę? - spytałam w tym samym czasie co Barry

- Zabijemy buntowników, usuniemy ich z hodowli - odparł z taką pewnością w głosie. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem i otarłam kąciki oczu, gdzie pojawiły się łzy. Barry również się śmiał i odszedł, kręcąc z rozbawieniem głową.

 - No co? - spytał zdziwiony. Zastanawiałam się przez cały czas, czy on tak na poważnie. Owen pokręcił zrezygnowany głową.

- Niczego się nie nauczyłeś o tych zwierzętach. Widzisz tylko to, co chcesz zobaczyć. Myślisz, że należą do ciebie? - spytał Grady

 - Należą 

Na tą odpowiedź złapałam się za głowę. Człowiek, który kompletnie nie zna się na tych zwierzętach uważa, że należą do niego? Porażka. 

- Wymarłe gatunki nie mają żadnych praw - nie poddawał się dalej

- One już nie są wymarłym gatunkiem - wyprzedziłam z odpowiedzią Owena, który ruszył do zejścia z mostku odbierając przy tym od kogoś wiaderko.

 - No właśnie! To żyła złota! Masrani urządził sobie zoo! Tego było już za wiele, naprawdę szanowałam dyrektora Parku. - Chcę uczyć ludzi pokory, nie tworzyć nowej broni - ciągnął dalej - Myślisz, że ósmy najbogatszy człowiek świata interesuje się tylko ropą, łącznością i parkami? On sam nie wie co ma! Szczerze mówiąc dalej już nie słuchałam. Zamyśliłam się wpatrując w jednego z raptorów. Nie wyobrażam sobie, żeby tak piękne i zagrożone zwierzęta były używane jako broń. Po moim trupie. Z rozmyślań wyrwało mnie lekkie klepnięcie w plecy przez Hoskinska.

- A ty co o tym myślisz, Alice? Co miałam mu odpowiedzieć? Oczywiście, że samą prawdę.

 - Uważam, że to jedna wielka masakra

- Od kiedy powtarzasz tą śpiewkę - spytał faceta Grady

- Od dnia, gdy zabraliśmy cię z marynarki wojennej - nieco zdziwiona nadstawiłam uszu. Nie słyszałam jeszcze o tym. Miałam nadzieję, że usłyszę nieco więcej.

- Wiedziałeś o co chodzi. Te zwierzęta zastąpią żołnierzy. Ilu ludzi ocalimy! Trener raptorów otworzył metalowe, okratowane drzwi, przepuścił mnie pierwszą, a za sobą od razu zamknął drzwi naciskając guzik. Uniemożliwił tym samym Hoskinsowi dalsze chodzenie za nami.- Wojna to naturalna kolej rzeczy, rozejrzyjcie się! - o dziwo zwrócił się też do mnie - wszystko w tym lesie chce zabić. Tak przyroda sprawdza swoje dzieci. Ustala kolejność dziobania!

- Ciebie powinno coś dziobnąć - powiedziałam niepewnie na co warknął. Cofnęłam się i lekko skryłam za plecami nowo poznanego mężczyzny.

- Wojna to walka. A walka to droga ku wielkości - Owen podszedł do siwo włosego i włożył ręce do kieszeni - bez niej, pracowalibyśmy w takich miejscach jak to, sprzedając napoje

- Czy ty słyszysz co mówisz? - prychnął wytrącony z równowagi Grady

- To i tak się stanie - odparł Vic - z wami lub bez was, postęp zawsze wygrywa- Może tym razem powinien przegrać? - podsunęłam.

Nagle rozległy się krzyki przez, które prawie zawału dostałam.

- Świnia uciekła! 

Słychać było kwilenie świnki. Po metalowym moście biegał jakiś chłopak, próbujący ją złapać. Trzymał w dłoni metalowy pręt zakończony na końcu pętlą. Prawie by się udało, gdyby nie jeden z raptorów. Stwór chwycił zwierzątko tym samym ściągając chłopaka, który wpadł na wybieg. Na jego nieszczęście przykuło to uwagę reszty dinozaurów. Zaryczały widząc nową przekąskę. Koło siebie poczułam lekki powiew wiatru. Był to Owen, który rzucił się do bramy.  Uważnie obserwował poczynania drapieżników.

- Otwórz bramę! - krzyknął, spoglądając na moją osobę i wskazując na panel. Nie odezwałam się. Dosłownie nogi miałam jak z waty, nie mogłam tego zrobić. Chłopak widząc, że niczego nie zdziałam podbiegł i sam sobie włączył.

 - Owen nie ! - krzyknął Barry ogrodzony jeszcze kolejną bramą - Alice zamknij bramę! 

Nie dałam rady nadal się ruszyć. Patrzyłam na to wszystko z ogromną rozpaczą. Grady zdążył się przecisnąć przez małą szczelinę.

- O nie, nie! Wstrzymać ogień! Jeśli porazicie zwierzęta prądem, one nigdy więcej mi nie zaufają!-zabronił ludziom stojący na mostku. Wreszcie odzyskując czucie w nogach dopadłam do krat, tak samo jak Barry. Na szczęście chłopakowi, który spadł nic nie jest i był już bezpieczny. Ciemno skóry zdążył złapać go pod pachami i wyciągnąć. 






Udało się! 1121 słów. Miłego czytania!

Postaraj się przeżyć / Owen GradyWhere stories live. Discover now