Un

52 3 1
                                    

|| Miniaturka została stworzona w ramach konkursu „Wiosna z Dramione" zorganizowanego przez administracje grupy DRAMIONE - PISZEMY - CZYTAMY - KOCHAMY ||

-Hermiono... - z zadumy wyrwał ją głos, który z przerwami towarzyszy jej od
przeszło 20 lat. Zamyśliła się. Znowu. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częściej. Dobrze, że swój stan mogła zrzucić na pracę, która nawet w czasie wolnym mogła zaprzątać jej myśli. Kierownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów zawsze miał ręce pełne roboty, zwłaszcza gdy był tak ambitny jak Hermiona Jane Granger.
Spojrzała na swojego partnera z nic nie rozumiejącym wzrokiem. Dorósł. Spoważniał. Wyprzystojniał. Taki był teraz Ron. Nic nie pozostało z zakompleksionego nastolatka cierpiącego na syndrom najmłodszego dziecka. Spoglądał na nią badawczym spojrzeniem znad modnych okularów. Na czoło opadła mu przydługa grzywka czesana wiatrem. Tak, Ron nie jest już tą samą osobą co za czasów Hogwartu. Odkąd George postanowił oddać się podróżowaniu po świecie, to Ron przejął całą inicjatywę w Magicznych Dowcipach Weasleyów. I zrobił to doskonale, całkowicie wykorzystał swoją szansę polegając na tym, że był dobrym strategiem. Po 5 latach MDW rozrosło się do 9 filii w czterech różnych krajach. Wbrew obaw Hermiony nie uderzyła mu woda sodowa do głowy. Zarobione pieniądze wciąż dzielił na siebie i wspólnika, wspierał finansowo rodziców i udało mu się odłożyć całkiem niezłą sumkę licząc, że Hermiona w końcu się zgodzi zamienić małe mieszkanie na dom. Od

6 lat tworzyli parę. Nie obiecali sobie dużo, nie składali pustych obietnic. Żyli z dnia na dzień, biorąc od siebie tylko to co da im los. I pomimo tego, że między nimi panowała nuda i monotonia, to było im dobrze ze sobą.
Po chwili opuściła spojrzenie z jego twarzy, przenosząc je na wzorzysty kardigan w baranki pobrudzony czymś biało żółtym. Zamarła na sekundę, kiedy do jej umysłu naleciało wspomnienie innego zabrudzonego pyłem bitewnym swetera.
Nie mogła znowu o nim myśleć. Po raz kolejny w tym tygodniu zbeształa siebie w myślach. Ale nic nie mogła na to poradzić, że czas wcale nie przyniósł zapomnienia i nie dał leku na złamane serce. Wcale nie, czas coraz częściej przypominał jej o tym co było i wypominał jak głupio postąpiło pogrzebując w głębokich czeluściach swoje szczęście. Szczęście, które miała przy jego boku.
Pozwoliła wrócić swoimi myślami do tamtego dnia. Czarny sweter z golfem leżał na piedestale zniszczonego posągu. Upstrzony był w biały pył i szary popiół. Nawet dziś po 14 latach była w stanie odwzorować ułożenie górnej części odzienia. Zastanawiała się kto zrobił mu ten swetr, bo na pewno nie matka. Nie każda była taka jak Moli, a już pewno nie wyobrażała sobie matki chłopaka z drutami do robótek ręcznych w rękach zamiast z filiżanki mocnej angielskiej herbaty. Splot fantazyjny przeciągany - przypomniała sobie, że tak mówiła o nim babcia kiedy uczyła wnuczkę jak zrobić sobie samej szalik. Może też miał babcie. Normalną. Taką prawdziwą babcię.
Przypomniała sobie ciepło męskiego, nagiego ciała, które przylegało do jej pleców. Czuła jak jego kciuk delikatnie masuje wgłębienie jej prawego biodra. Znowu jej skóra tak jak lata temu pokryła się gęsią skórką, która zaraz przeszła w podniecające ciarki.
Nie żałowała tego. Nie miała wyrzutów sumienia, że kiedy ona traciła dziewictwo, jej koledzy zbierali ciała poległych w Bitwie o Hogwart. Chrzanić to! Było to egoistyczne i tak bardzo nie pasujące do Hermiony. Ale
zasłużyła na to. Tak wiele poświęciła by móc choć na chwile zapomnieć o walce, o zmęczeniu i niepewności jutra.
Wciąż przed oczami ma jego cyniczny uśmiech, kiedy pobudzona jego dotykiem odwróciła się twarzą do niego. On też nie żałował. Był zadowolony z siebie i zarazem zaskoczony jej zaangażowaniem i dzikością. Jak sam jej powiedział, nie spodziewał się takich „ruchów" po niej. Pomimo tego uśmiechu nie wyczuła w jego zachowaniu dawnej nienawiści do ludzi jej pokroju. Było coś innego. W jego szarych oczach widziała jego duszę, zagubioną, bojącą się miłości do drugiej osoby. Chciałabyć tą pierwszą kobietą, która pomoże mu się odnaleźć, która zabierze mu ten strach. Była gotowa zmierzyć się ze wszystkimi konsekwencjami tego związku. Chciała wziąć z tego koszyka jak najwięcej i z nikim się nie dzielić. To było nieracjonalne, ale była gotowa by stać się kobietą, która gotowany rosół by uleczyć kaca partnera, który świętował dzień wcześniej promocje na piwo w barze obok. Gdyby tylko wtedy wiedziała, że jej serce skamienieje...
Jego dłoń, chłodne palce wyznaczyły drogę z jej brzucha do piersi, do twardego jak kamyk sutka kiedy nagle syknął z bólu tuląc przedramię do swojej piersi. Musiał iść. Szybko. Nie mógł zwlekać gdy wzywał Czarny Pan, który notabene nie umarł w potyczce z Harrym po tym jak zniszczyli wszystkie horkruksy.
Wracał. Porywał ją w ramiona przez następne trzy lata w tajemnicy. Był szpiegiem i dostarczył Zakonowi wiele cennych informacji w zamian za skradzione z nią chwile. Jak złodziej, który pożąda kosztowności innych, on chciał tylko jej ust, dłoni, piersi, ciała. Chciał jej. Trzy lata zauroczenia. Tego czegoś od pierwszego wejrzenia. Nie mogła jeść i myśleć racjonalnie przez niego. Z czasem zdała sobie sprawę, że zauroczenie przeszło w miłość, a

to połączenie zauroczenia, przyjaźni i ... przywiązania. Miłość jej do niego dojrzewała powoli i już wtedy wiedziała, że to miłość jej życia, którą przeżyje tylko raz.
Był coraz słabszy, bardziej zmęczony, sińce pod jego oczami nie były już fioletowe a czarne. Gra na dwa fronty wymagała od niego większych pokładów sił i kombinacji. Obserwowała przez mijane dni i tygodnie jak jej miłość niknie w oczach, jak służba Śmierciożercom i ich Panowi wysysa z niego dusze. Jak to co robi sprawia, że zatapia się w ciemność. Strach przed tym, że ich tajemnica zostanie odkryta kiedy tylko się potknie odbierała mu sen. Wiedziała co musi zrobić, ale wciąż zwlekała licząc na to, że znajdą sposób na zabicie Voldemorta. Dni zamieniły się w długie tygodnie, w których coraz bardziej go traciła. Zapomnienie.
Zapomnienie spowija człowieka jak mgła. Jest mroczne, szczodre i swobodne, zapomnienie pozwoliłoby mu podążyć swoją własną ścieżką, wolną od zobowiązań miłości, która jest słabością. Bycie samym, niezależnym jest potęgą i siłą. Zakochując się okazujemy zbyt wiele, stajemy się podlegli komuś innemu. Odpowiedzialni za miłość. Każdy błąd, brak ukochanej/ego powoduje ból, sprawia że stajemy się nieuważni.
Już raz to zrobiła. Głos jej drżał gdy wypowiadała „Obliviate" stojąc jak tchórz za plecami swojej miłości. Widziała jak ciężar spadł z jego ramion, jak pojawiło się rozluźnienie. Był wolny od ciężaru miłości. A jej pozostały łzy.
W odzyskanej samotności czekała na zapomnienie, które nie nastąpiło. Tydzień temu spotkała go w windzie ministerstwa. Wydawało się jej, że na chwile na twarzy Draco pojawiło się zrozumienie, które znikło zastąpione surowością kiedy skinął jej głową na powitanie. Nie pamiętał jej miłości. Wszystko poszło w zapomnienie.
-Może jednak powinniśmy dodać te ziemniaki... - Ron po raz kolejny podjął temat sałatki jarzynowej, która powinna być zrobiona tak jak jego mama robi.
- myślę, że same jajka wystarczą - odpowiedziała potulnie pomimo tego, że postawiła na swoim. Przecież powinien wiedzieć, że nie lubi ziemniaków ...

Save Your soul - miniaturki dramioneDär berättelser lever. Upptäck nu