Deux

23 1 0
                                    

| Miniaturka stworzona w ramach chelleng'u „Baśniowy świat Dramione" powstałego na grupie DRAMIONE - PISZEMY - CZYTAMY - KOCHAMY grudzień 2022|

Te miejsce było magiczne. Nie tak jak Pokątna, na którą zabierała go mama by odwiedzić Pettichaps oraz herbaciarnie Rose Lea Teabag, gdzie zajadali się lodami o smaku prażonych jabłek z bitą śmietaną. Uwielbiał te niedzielne wspólne wypady, kiedy nie musiał być w domu, tam gdzie jest on...
Mugolski cyrk zrobił na nim ogromne wrażenie. Gdyby tylko jego ojciec wiedział, że mama zabrała go na mugolską stronę, w mugolskich ubraniach i mugolskimi pieniędzmi zapłaciła za dwa bilety  - jeden normalny, drugi ulgowy, zapewne znowu połamałby swoją laskę, w ramach kary i reedukacji.
Mocno trzymał mamę za rękę by nie zgubić się w tłumie kolorowych ludzi różnych wzrostów. Mijał normalnych mugoli w kolorowych koszulkach, samotnych  lub w wieloosobowych grupach,  osoby niskorosłe w śmiesznych kolorowych czapeczkach i osoby na szczudłach (tak wyjaśniła mama), które miał wrażenie, że dotykają głową chmur. A może łapią te chmury i potem sprzedają je na patykach jak to śmieszną watę, która smakuje jak cała cukiernica. Dookoła słyszał gwary rozmów, śmiechy i dźwięki wydawane przez zwierzęta: szczekanie, rżenie koni i ryk czegoś co musiało być groźne, bo sam ten ryk wywołał dreszcze w Draco.
A dreszcze to dziesięcioletni Draco miał od samego początku, jak tylko przekroczył bramę Wielkiego Cyrku Vandever'a. Wysoki, biało czerwony namiot kusił swoimi tajemnicami na tle błękitnego nieba. Wewnątrz wciąż robił takie same wrażenie – pośrodku znajdowała się okrągła arena, wokół której znajdowały ławy na widzów. Namiot podtrzymywały dwa wielkie słupy z usytuowanymi podestami na poszczególnych wysokościach. Cyrk okazał się fascynującym miejscem, w którym w ciągi krótkiego - godzinnego czasu, tak wiele się działo. Co tam się działo! Na arenie stał wielki słoń, na którym siedziała piękna kobieta ubrana w kolorową spódnice i krótką bluzkę! Jeździła na słoni wokół całej areny, nakłaniając co chwilę słonia by kłaniał się widowni. Na górze wisiała długa, Cieńska linka, po której chodził człowiek. To było przerażające! Draco nigdy nie odważyłby się na taki wyczyn nie mając przy sobie różdżki lub innego magicznego atrybutu, a mugole przecież ich nie mają. W cyrku było świetnie! Najbardziej podobał mu się klaun, który przez swoje gapiostwo wylądował w beczce z wodą. Śmiał się wtedy tak głośno z mamą, że niemal zapomniał, że za chwile będzie musiał wrócić do zimnych murów Malfoy Manor. Klauna z beczki wyciągnęła gruba kobieta, która miała brodę i strasznie krótką i za małą sukienkę w krzykliwym fioletowym kolorze. Nigdy jeszcze nie widział takiej kobiety. Nagle obok siebie, przy przejściu zauważył Tresera, który na krótkiej smyczy trzymał lwa. Bujna grzywa robiła wrażenie. Słuchać było tylko jego mruczenie kiedy zwolniła się arena i teraz to właśnie lew stał się głównym bohaterem tego spektaklu. Do tej pory lwy widział w książkach dla dzieci, które pokazywała mu mama w księgarni Esy & Floresy. Draco bardzo by chciał mieć w domu lwa zamiast tych głupich pawi. Lew na pewno broniłby go przed ojcem.  Wychylił się bardziej na ławie by móc lepiej widzieć występ króla dżungli i wtedy dostrzegł dziewczynkę, której kręcone brązowe włosy tworzyły szopę, która mogłaby utrudnić widok osób siedzących za nią, gdyby nie wzrost dziecka. Była niższa od niego, na pewno, przecież Draco był wyższy nawet od Teodora. Zafascynowana tym co działo się przed nią, ruszała głową na boki jakby chciała dostrzec wszystko co mogłoby ją ominąć. I w końcu ich spojrzenia się spotkały. Miała piegi a uśmiech jaki mu posłała zapewne rozgrzałby zimne serce jego ojca. Jego rozgrzało. Poczuł jakby do jego żołądka została wlana gorąca czekolada o barwie jej oczu ....

🐘  🐘  🐘

- Gdzie ty mnie ciągniesz, Ron? – zapytała. Dochodziło południe, a jej przyjaciel Ron Weasley wyciągnął ją z łóżka i niemal ciągnąc za rękę prowadził ją przez mugolskie ulice słonecznego Londynu. Słońce tego lata było bardzo łaskawe dla Anglii, która przyzwyczaiła już swoich obywateli do deszczowej aury. Ale Hermiona cieszyła się z przyjemnie ogrzanych, nagich ramion ubrana w biały, gładki top i jeansy typu loose. Chociaż wolała spędzić ten dzień w łóżku. Nie miała na sobotni dzień żadnych planów i mogła sobie pozwolić na dłuższe poleniuchowanie w łóżku. Jej życie choć poukładane było ... nudne i monotonne. W tygodniu od dziewiątej do siedemnastej pracowała Departamencie Kontroli nad Magicznymi Zwierzętami. To co było jej dziecięcym priorytetem - walczenie o prawa zniewolonych skrzatów domowych stało się jej kajdanami. Nie odczuwała satysfakcji z pracy i już dawno zrozumiała, że etykietka bohaterki wojennej nie wspomoże przeforsowanie ważnych zmian prawnych dla mniejszości czarodziejskiej.  Dusiła się, przez co coraz bardziej odczuwała samotność. Jej związek z Ronem nie przetrwał nawet godziny. Gdy opadł wojenny kurz, Rudzielec wśród zgliszcz znalazł nieprzytomną Lavender dotkliwie pogryzioną przez Greybacka. Ich związek też długo nie przetrwał. Radyklane prawo wobec wilkołaków zmusiło wielu podobnych pannie Brown wycofało się w Alpejską Puszczę, gdzie powstała całkiem niemała wilkołacza cywilizacja, którą starało się monitorować Ministerstwo. Ron też był sam. Rozwijał sieć sklepów Magicznych Dowcipów Weasleyów i nie było miesiąca by wpadał na kolejny szalony pomysł. Ostatnio kupił małą, upadającą farmę gdzie hodował alpaki. Skąd taki pomysł? Nikt tego nie wie. Hermiona obstawiała, że to z samotności Ron wyszukuje sobie coraz to nowe pomysły na zajęcie. Samotne życie na pewno nie wiódł Harry. Osiadł w Dolinie Godyrka ze swoją żoną i .. piątką dzieci. Tak, Harry Potter był statecznym tatusiem, wciąż pełniącym rolę głównego aurora, ale to wychowanie Jamesa Syriusza, Albusa Severusa, Lilii Luny, Hanny Hermiony oraz Williama sprawiało mu najwięcej satysfakcji. Był najszczęśliwszym mężczyzną jaki stał na drodze Hermiony, a to dzięki temu, że postanowił złamać stereotypy i wszelkie konwenanse i zaprosić na randkę kogoś z Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, a Daphne Greengrass zgodziła się bez wahania. Nie obyło się bez skandalu, ale ostatecznie rodzice Daphne są częstymi gośćmi Państwa Potter.
- Zobaczysz – zakrzyknął Ron szczerząc się jakby w środku lata były znowu święta – wracałem ze swojej farmy i zobaczyłem to. Pomyślałem, że przecież na pewno byłaś w takich miejscach, a poza tym znasz się na zwierzętach ...
- na prawach mniejszości ...– przerwała mu, coraz bardziej chcąc zaprzeć się piętami i nie ruszyć się z miejsca dopóki nie powie gdzie idą. Ale właśnie wtedy zauważyła przypuszczalny cel podróży. Biało czerwony dach namiotu w kształcie graniastosłupa wyróżniał się wśród betonowych zabudowań. Widać było, że Wielki Cyrk Vandever'a lata swojej świetności ma za sobą. Namiot był brudny i połatany, a muzyka i gwar jakby ucichły. Nie tak go zapamiętała z dziecięcych wypadów, które urządzał jej ojciec.
- Ron! Kupiłeś cyrk? – zapytała przystając gwałtowanie. Mina Rona dała jej jasno odpowiedź. Stał szczerząc się, dumny jak paw nad kolejnym chorym pomysłem bez żadnych perspektyw.
- Mugole odchodzą od oglądania zniewolonych zwierząt, powstaje masa organizacji, które takie zwierzęta uwalniają..
- Miona – cmoknął kręcąc głową – tu będę przychodzić, bo zobaczą magię
- Nie wolno używać czarów wśród mugoli – szepnęła przyciągając go gwałtowanie do siebie tak by nikt obcy nie słyszał ich rozmowy – zabiorą Ci różdżkę!
- Przecież wiem – wyszarpnął swoje ramię z jej uścisku – nie traktuj mnie jak głupka. Odtworzę tu magię legalną. Ludzie znowu będą przychodzić tłumami. Będą też specjalne pokazy dla czarodziejów. To jest to, Miona. To moje miejsce dla ziemi. Połączenie show, sławy i śmiesznych gadżetów. Powiedz, że czujesz to?
Hermiona pokręciła głową zrezygnowana. Znała Rona od 23 lat i wiedziała, że jak na coś się na pali, nie da się go już od tego odciągnąć. Cyrk naprawdę wyglądał fatalnie, ale wciąż kręcili się po placu ludzie.
- Chodź, wszystko ci pokażę. Akurat trwa próba.
Chwycił ją za dłoń z przyjacielskim uśmiechem przyklejonym do twarzy i poprowadził przez bramę na teren cyrku. Ludzi, których wzięła na początku za gości byli pracownikami cyrku. Sądząc po licznych wozach typu cygańskiego, znajdujących się na tyłach cyrku, obsługa zapewne tu mieszkała. Byli to ludzie w różnym wieku, od najmłodszych, niemal nieletnich po staruszków; ludzie różnych narodowości – mijał ich Hindus z naręczem zakrzywionych noży i Azjata z długą brodą owiniętą na przedramieniu. Odniosła wrażenie, że Ron musiał być tu nie raz, bo mijani ludzie sprawiali wrażenie jakby ich obecność im nie przeszkadzała.
Plac wokół cyrku zapełniony był rozmaitymi budkami i atrakcjami rodem z wesołych miasteczek, które na pierwszy rzut oka wymagają gruntownego przeglądu i odmalowania. Pamięta kiedy tata zabrał ją tu pierwszy raz i wtedy to były najlepsze lata cyrku Edwarda Vandever'a. Wróciły wspomnienia wspaniałych występów, smaku cukrowej waty, beztroskiego dzieciństwa i pewnych szaro stalowych oczu ...
Wewnątrz namiotu, jednym słowem cuchnęło. Aromat stęchlizny mieszał się z zapachem ostrego zwierzęcego piżma i moczu. Ronowi ten zapach widocznie nie przeszkadzał, bo przystanął wciąż uśmiechając się jak szaleniec i patrząc na próbę spektaklu, która odbywała się na arenie. A tam stał olbrzymi słoń, który właśnie schodził przednimi nogami z okrągłego podwyższenia. Szara skóra, długa trąba, skrócone kły i te mądre oczy, które zdawać by się mogło widziały więcej niż nie jeden człowiek.  Jednak to nie to było w nim zaskakujące, a uszy. Uszy, które normalnie słoń ma duże, to u tego właśnie słonia sięgały niemal ziemi i słoń często strzygł uszami by na nie nie nadepnąć. Wychowała się na wielu mugolskich filmach przyrodniczych i po raz pierwszy coś takiego widziała.
- I co? Jest niesamowity, prawda? – odezwał się Ron widząc zaskoczenie malujące się na jej twarzy – myślę, że pochodzi z naszego świata.
- Nigdy nie spotkałam takiego zwierzaka w magicznym świecie – jej głos był bliski szeptu kiedy ośmielona pozwoliła sobie na zrobienie kilku kroków w stronę zwierzaka.
- Dzień dobry, Panie Weasley – odezwał się starszy mężczyzna ubrany w czerwony frak. Poruszał się o lasce, a jego prawa dłoń silnie drżała. Mówił po angielsku, ale z akcentem, chyba niemieckim. Pomimo wieku miał w sobie coś obleśnego. Być może to te usta, które nieustanie oblizywał– czy jest Pan gotowy dziś podpisać umowę? – zapytał zanim jego wzrok skupił się na kobiecie – a to zapewne żona. Miło mi. Jestem Edward Vandever, jeszcze obecny właściciel tego burdelu.
- Hermiona Grenger -  przedstawiła się -  jestem tylko przyjaciółką
- Tak, możemy iść podpisać umowę
Nawet gdyby nie była teraz tak bardzo zafascynowana słoniem, nie udało by się jej odciągnąć od tego pomysłu Rona. Już przepadł, a jej właśnie pod słoniowymi nogami mignęła osoba, której nie spodziewałaby się tu spotkać.

Save Your soul - miniaturki dramioneWhere stories live. Discover now