Rozdział 2

15.6K 569 204
                                    

Kolejnego dnia o dwudziestej dalej nie wiedziałam, czy wybiorę się na imprezę chłopaka Annie. Obawiałam się zbliżania nie tylko do niej, ale i spotkania z dawnymi znajomymi, z którymi nic mnie już nie łączyło. Nasze drogi rozeszły się pięć lat temu i dziś nie miałam im przecież nic do zaoferowania. Zniknęłam bez słowa, by żyć w innym świecie  i ani razu nie wysłałam nawet SMS-a z życzeniami urodzinowymi. Czułam się jak zdrajca, który pozbył się swoich korzeni. Poza tym najzwyczajniej nie szukałam kontaktów towarzyskich, bo zawsze wiązały się z kolejnymi problemami. Póki stroniłam od bliższych relacji, unikałam komplikacji. Nie narażałam się na nic i samą siebie trzymałam w ryzach.

Mój telefon zawibrował.


Ja: [ Chyba zostanę w domu, to nie jest dobry pomysł ]

Annie: [ Nie żartuj! Przyjeżdżaj ASAP, albo wyślę po Ciebie kolegę Phila :* ]

Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy. Nie było mi to potrzebne. To wracanie do szczęśliwego dzieciństwa, to rozkopywanie wspomnień. Ostrożne odnowienie znajomości z Annie to jedno, ale powracanie do własnej przeszłości to otwieranie puszki Pandory pełnej silnych emocji, które zdusiłam w sobie w ciągu ostatnich lat.

Annie: [ Masz kwadrans i ani sekundy dłużej, potem jedzie po Ciebie kumpel Philipa <3 ]

Wiedziałam, że mówi poważnie i że jeśli nie stawię się w dzielnicy Springtown w ciągu dziesięciu minut, za pół godziny przyjedzie po mnie jakiś absolwent Westfield Sixth Form. Poddałam się. Podniosłam się z łóżka, bo z Annie po prostu nie dało się wygrać. Umalowałam oczy, palcami rozczesałam swoje falowane włosy i wcisnęłam się w luźną bluzę oraz jeansy z dziurami. Nie przepadałam za obcisłymi ciuchami podkreślającymi kobiece atuty i takich też nie miałam. Ubierałam się przede wszystkim wygodnie i tak, by nie rzucać się w oczy.

Dojechałam do Springtown. Zbyt dobrze pamiętałam każdą uliczkę tego osiedla, które było tak duże, że stało się oddzielną niewielką dzielnicą. Choć zapadał zmrok, przed oczami widok placyków, chodników i skrzyżowań zlewał mi się ze wspomnieniami z dzieciństwa. Tu przewróciłam się na rolkach. Tam Annie popchnęła chłopaka, który mi dokuczał. Za tym zakrętem mieszkał Jasper. Obok przesiadywaliśmy wszyscy na ławce, żując gumy kulki na czas, a Ben Shannon prawie się nimi udusił.

Te wizje mnie przytłoczyły. Im człowiek jest starszy, tym mniejszą wagę przywiązuje do szczegółów, a codzienne wydarzenia nie zapisują się w jego umyśle tak obrazowo. Jednak dzieciństwo pamięta się wyraźnie. Wręcz czuje się zapach minionych chwil, ciepło słońca na policzkach, dłoń przyjaciółki w swojej.

Dom Philipa Boularda znajdował się na przeciwległym końcu osiedla. Nie mogłam znać chłopaka Annie, bo kiedyś rodzice nie pozwalali nam zapuszczać się tak daleko. Budynek wyglądał jak każdy inny niewielki bury bliźniak w tej okolicy, ale muzykę słychać było już od momentu wjazdu w uliczkę.

Wysiadłam z taksówki i przystanęłam na moment, obserwując przez okna tłum ludzi. Na podjeździe stało kilku chłopaków, którzy palili papierosy i głośno się śmiali. Poczułam narastające napięcie w mięśniach i już miałam się odwrócić, by odejść, kiedy usłyszałam głos

– Lea? Lea Woods? – Jeden z nich opuścił zgromadzenie i zaczął iść w moim kierunku. Był ode mnie wyższy o głowę, ale w mroku słabo widziałam jego twarz.

– Tak... – odparłam niepewnie, marszcząc brwi.

– To ja. – Stanął przede mną, a ja lekko prychnęłam. Dalej miał delikatne piegi i te charakterystyczne dołeczki w policzkach, ale jego włosy z rudych zamieniły się w ciemny blond.

Tamtego Lata (WYDANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz