11

712 35 8
                                    

Poczułam chłód, który owiał moje ciało. Podniosłam ociężałe powieki, omiatając zamglonym wzrokiem pomieszczenie. Po czym same się zamknęły, nie miałam sił ich ponownie otworzyć. W uszach mi dzwoniło, a głowa pękała z bólu. Lekka woń wilgoci dotarła do moich nozdrzy. Czułam się niesamowicie ociężała. Otworzyłam oczy, mając wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Widząc włochaty ryjek szczura zerwałam się, jak poparzona.

— Aaa! — krzyknęłam, stając na wiadrze, które znajdowało się tuż obok drzwi. Serce łomotało mi tak głośno, że słyszałam je aż w głowie. Ręką trzymałam się za nie, jakby miało mi to w czymś pomóc.

Szczur uciekł do dziury w kamiennej ścianie. Pewnie przestraszył się mojego panicznego krzyku. Próbowałam unormować oddech, przy okazji rozglądając się po wnętrzu. Wytrzeszczyłam oczy, widząc miejsce, w którym przebywałam. Znajdowałam się w niewielkim lochu, tak to trafne określenie. Ściany jak w zamkach, zbudowane z wielkich, zimnych kamieni. Na podłodze pod malutkim, wysoko usytuowanym oknem, z którego wpadało światło, leżał materac, a na nim niedbale rzucony koc.

— Gdzie ja jestem? — zapytałam sama siebie.

Zeskoczyłam z wiadra i dopiero teraz doszedł do mnie fakt, że nie posiadałam butów.

— O nie! — warknęłam wściekła. — Moje najpiękniejsze sandały z najnowszej kolekcji Femme LA.

Bosymi stopami podeszłam do masywnych, drewnianych drzwi. Chwyciłam za żeliwną klamkę i przez chwilę się z nią siłowałam, lecz ani drgnęła. Były zamknięte na klucz. Miałam ochotę krzyczeć i drzeć się w niebogłosy. Tylko czy ktoś, by mnie tu usłyszał. A jeżeli tak jakie byłyby konsekwencje. Wypuści, czy zabije? Zdecydowanie za dużo filmów akcji naoglądałam się z Marco w ostatnim czasie. Przez co analizowałam jakiejkolwiek pomysł ucieczki. Tylko czy miał szanse na powodzenie. Drzwi zamknięte, a okno znajdowało się za wysoko. Poza tym chyba bym się w nim nie zmieściła. W otworze zmieściło by się tylko dziecko. Chodziłam po pomieszczeniu w jedną i drugą stronę, szukając w głowie jakiegoś rozsądnego wyjścia. Złapałam się dłońmi za skroń, próbując przypomnieć sobie ostanie wydarzenia zanim odpłynęłam. Chciałam tylko zaczerpnąć świeżego powietrza i zobaczyć co wręczył mi tajemniczy nieznajomy. Dlaczego się wtedy nie obejrzałam za siebie? Jak mogłam być tak nieostrożna...

Usiadłam na wiadrze. Na rękach poczułam gęsią skórkę. Objęłam się i pocierałam ramiona. Dobrze, że założyłam chociaż długą suknie to chociaż w nogi nie było mi zimno.

Spojrzałam na małe okienko. Na zewnątrz zapadał zmrok.

— Marco! — mruknęłam, mając nadzieję, że ściągnę go myślami do siebie. Pojedyncze łzy leciały mi po policzku. Ciekawe, czy zauważył już moje zniknięcie?

Natłok myśli dręczył mój umysł. Czułam się bezsilna. Kto mógł mnie porwać? Jaki miał w tym interes?

Drżałam. Oparłam łokcie o kolana i schowałam twarz w dłoniach. Szlochałam, dając upust emocją.

*

Przesiedziałam całą noc. Nie mogłam zmrużyć oka. Rano wdarło się do pomieszczenia trochę promieni słońca. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam przekręcający się klucz w zamku. Nakryłam się bardziej śmierdzącym kocem i przymknęłam oczy. Do środka wsunięto coś i po chwili drzwi ponownie się zamknęły. Serce galopowało mi w piersi. Nasłuchiwałam, czy ktoś wszedł, lecz leżąc tak kilka chwil niczego nie usłyszałam. Otworzyłam oczy i podniosłam się. Przed drzwiami leżała taca, na której były dwie kanapki i woda w butelce.

Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie byłam głodna. Na widok jedzenia kiszki marsza grały bardzo głośno. Wstałam z zamiarem podejścia do tacy, ale mój lokator mnie uprzedził i szybko swoimi małymi nóżkami pobiegł do kanapki i ją zaczął pałaszować.

— Świetnie...— fuknęłam niezadowolona. Opadłam z powrotem na materac.

Gdy szczur skończył jeść, wzięłam butelkę i po oględzinach, czy o by nigdzie nikt nic nie wstrzyknął do środka, otworzyłam ją, upijając spory łyk wody.

Gdybym wiedziała, że ktoś mnie uprowadzi, a nic na to wcześniej nie wskazywało, to bym najadła się wczoraj za dwóch. Pół nocy nie zmrużyłam oka, analizując ostatnie wydarzenia. Fakt, że pojawił się wspólnik mojego narzeczonego, a mój prześladowca nie robi z niego porywacza. Jaki miałby cel? Odetchnęłam głęboko. Czułam niepokój. Niepewność o dalszy byt powodowała palpitacje serca. Bolała mnie okropnie głowa. Choć znałam powód tego bólu nic nie mogłam zrobić. Szczur porwał moje jedzenie. O ile było ono w ogóle jadalne. Podkuliłam nogi do tułowia i czekałam. Tylko jeszcze nie wiedziałam na co...

*

Zapewne minęło południe, ponieważ znów ktoś wsunął tace z jedzeniem. Mój współlokator wyszedł z nory i od razu skierował w tamtym kierunku swoje małe nóżki. Przynajmniej wiedziałam, że jedzenie nie było zatrute. Szczur nadal żył. Zrobił kilka rundek i pozabierał z talerza to czego nie zjadł. Gdy ukrył się w dziurze przybliżyłam się do tacy. Kolejna butelka wody i pusty talerz. Nic mi nie zostawił.

Miałam pełny pęcherz, lecz nie bardzo wiedziałam, gdzie mogłabym się wypróżnić. Trzymałam więc tak długo aż nie wytrzymałam. Odwróciłam wiadro i opróżniłam się do niego. Czułam się fatalnie. Jakbym żyła sto lat wcześniej i nie posiadała toalety. Odstawiłam je na drugą stronę pomieszczenia, by nie śmierdziało mi pod nosem i wróciłam w kąt na materac. 

Godziny upływały, a ja nadal tkwiłam w czterech ścianach z piskliwym lokatorem. Kilka razy próbowałam wdrapać się po ścianie, by wyjrzeć przez okno. Niestety, nie byłam dobra w drapywaniu się po kamieniach.

Wieczorem znów ktoś wsunął jedzenie do środka i zamknął drzwi. Robił to tak szybko, że nie zdążyłam nawet poderwać się do góry. Tym razem włochaty gość nie wyszedł. Czyżby zdechł, po zjedzeniu tamtego posiłku. Wzdrygnęłam się i pomimo skurczu żołądka nie podeszłam do tacy.

*

Noc minęła bardzo szybko. Zbudziło mnie szarpnięcie za rękę. Otworzyłam zaspane oczy i ujrzałam mężczyznę w kominiarce. Momentalnie serce porwało się do galopu. Oddech przyspieszył.

— Puszczaj! — wrzasnęłam, lecz on jak gdyby nic podniósł i przerzucił sobie moje ciało, jak worek.

— Ratunku! Marco! — krzyczałam, zdzierając sobie gardło. Okładałam niosącego mnie mężczyznę i machałam nogami.

Po chwili postawił mnie na ziemię. Wyjął kajdanki i skuł mi ręce.

— A teraz ani słowa — warknął, piorunując groźnym wzrokiem. — Jeżeli się odezwiesz, zatkam ci tą słodką buźkę brudną szmatą, a tego chyba byś nie chciała.

Momentalnie ucichłam, ton głosu nie wróżył niczego dobrego. Otworzył drewniane drzwi i wepchnął mnie do środka. O mały włos nie upadłam. Chwycił za ramię i prowadził po schodach na górę. Uchylił kolejne drzwi i znaleźliśmy się jakby w czyimś domu. Udaliśmy się korytarzem do końca i weszliśmy do łazienki.

— Masz pięć minut na umycie się i przebranie w ubrania położone obok umywalki. Okna są zamknięte, nawet nie próbuj żadnych sztuczek — zagroził. Odpiął kajdanki i wepchnął do środka. — Odliczam czas — burknął, zaczynając odliczanie.

Weszłam do pomieszczenia i stanęłam omamiona. Niczego nie rozumiałam. Korzystając kilku minut na odświeżenie, szybko zdjęłam suknię i wzięłam prysznic, pozwalając by gorąca woda splykiwała moje brudne ciało.

Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

— Masz pół minuty i wchodzę — oznajmił mężczyzna.

Szybko założyłam na siebie bawełniane majtki i białą, obszerną koszulkę. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął mężczyzna, mierząc mnie z góry na dół.

— Teraz odbędziemy małą sesję...— Oczy mu niebezpiecznie rozbłysły. Znów założył  mi kajdanki i mocno szarpnął za ramie. Próbowałam się wyszarpnąć, by uciec, lecz on był  zdecydowanie silniejszy ode mnie, a gdy ręką pokazał mi schowaną broń, przeszły  mnie zimne poty. Nie miałam szans.

______
Hej,
sorka, że to wszystko tak długo trwa ale trochę książek znów mi się nazbierało i pisanie poszło w odstawkę.
Zaraz siadam do kolejnego rozdziału, by zdążyć przed weekendem go opublikować Wam.
Przyjemnego wieczoru;D

KonwersjaWhere stories live. Discover now