Płaczące wierzby

11 1 0
                                    

Był deszczowy poranek. Ja jak zwykle siedziałem nad książkami. Kątem oka zerkałem na ulicę za oknem. Obserwowałem ludzi, którzy powoli wineli się po chodnikach. Byli powolni oraz nudni. Tak samo ubrani, pomalowani. Te same auta i ten sam styl. Każda para taka sama. Różowe szminki, czarny makijaż oka.. zielone koszulki i czarne obcisłe rurki. Wszyscy tacy sami.

Tymczasem ja siedziałem nad książkami. Czytałem o drzewach, w tym samym czasie czytając o fantastyce w baśniach. Po prawej stronie biurka czekała na mnie całą sterta zadań domowych, wypracowań oraz spisów i list nowych podręczników.
Był koniec wakacji. Właściwie nie zdawałem sobie z tego sprawy. W tym roku zaczynałem drugą klasę. Nie wiedziałem kiedy to wszystko tak szybko się skończyło. Moje wakacje były strasznie nudne. Właściwie wyjechaliśmy na kilka dni na wieś.

Za to na wsi strasznie mi się nudziło. Książki, spacery, rozmowy z babcią i dziadkiem. Kłótnie. Brak makijażu i baseny. Opis brzmi idealnie, lecz to wszystko to tylko iluzja.

Wyróżniałem się z tłumu uczniów. Połamane oprawki okularów, długie włosy zwinięte w wysokiego koka, jeansowe katany z przypinkami i obcisłe spodnie, włożone do glanów.
I wiecznie przeciążony plecak od teczek, arkuszów, książek i zeszytów.

Lubiłem naukę. Chociaż wygląd tego nie definiował, uwielbiałem się uczyć. Spędzałem godziny na pisaniu wypracowań, które zawsze oddawałem przed czasem.

Jedynym problemem jaki miałem było to, że kurwa nie miałem przyjaciół. W moim otoczeniu kręcili się sami pojebańcy.

Marzyłem o przyjaciółce albo przyjacielu, który byłby taki jak ci w książkach. Marzyłem o tym tak bardzo. Błagałem o takiego przyjaciela. Ale nikt nie zechciał poświęcić mi chociaż odrobiny zainteresowania.

Byłem sam. Czułem się tak cholernie samotny. Chciałem poznawać ludzi, ale sam ich otrącałem. Nie wiem dlaczego taki byłem. Potrzebowałem przyjaciela, ale nie umiałem utrzymywać relacji. Każda przyjaźń kończyła się tak samo. Zawsze nie wychodziło.

Więc byłem sam, sam w tym wszystkim. Bo oprócz nauki miałem swoje problemy. Problemy, które wykańczały nie tylko mnie, a całe otoczenie z którym żyłem. Czułem się jak ciężar. Bałem się mówić o sobie, a gdy już to zrobiłem - czułem, że się narzucam. Moja rodzina stała się dla mnie strasznie odległa. Nie wiedzieli co ze mną się dzieje. Wiedzieli tylko, że mam swój własny kod kreskowy na ręce. Bo nie widzieli tego co miałem w głowie, ale zwracali uwagę na to co miałem na skórze. To co było widać.

Najgorzej było, gdy ktoś już pokazał mi, że warto się otworzyć. Natomiast potem przestawał odpowiadać i zostawiał wiadomości na samym ,, odczytane ".
To tak bolało. Bolało okropnie. Nie wiedziałem wtedy, co chodzi po głowie tej drugiej osobie. Czy to była ignorancja? Czy brak pomysłu na odpowiedź.

Faktem jednak było, że to bolało. Dobra, przestanę o tym myśleć... Może będzie lepiej.

Rano wcale nie było lepiej. Musiałem wyszykować się do szkoły i przede wszystkim do niej iść.
Ubrałem obcisły mundurek, zakładając do niego glany. Rozpuściłem swoje długie włosy i po obu stronach zapiąłem je spinkami.

W drodze do szkoły słuchałem muzyki. Metalu. Tak... naprawdę byłem metalowcem. Uwielbiałem kolor czarny, lubiłem mocny metal, podobał mi się makijaż u mężczyzn, a przede wszystkim chodziłem wszędzie w glanach. Niezależnie jaka byłaby pogoda - glany zawsze mi towarzyszyły.

Ale o tym, że mam problemy z samym sobą wiedziało bardzo niewielu. Tylko mama. Ojca nie miałem. Znaczy się miałem, ale gdy byłem młodszy strasznie się nad nami znęcał, do tego stopnia, że mama kilkukrotnie wylądowała w szpitalu, a ja, żyłem w strachu, że mogę się już nie obudzić. Ojciec tyran pozostawił po sobie agresję, którą odziedziczyłem. Oczywiście nie w takim stopniu.. ale coś tam zostało we mnie.

FireDove le storie prendono vita. Scoprilo ora