Rozdział I

366 10 8
                                    

Victoria

Marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Ten dzień, stanowczo nie należał do najlepszych. Dłużące się wykłady i zbliżający się okres nie były wspaniałą mieszanką. Zazdrościłam wszystkim dziewczynom, które podczas tych paru dni w miesiącu czuły się normalnie albo chociaż nie czuły dyskomfortu. Czasami wydawało mi się, że cierpiałam za nie wszystkie. Pocieszało mnie jednak to, że był piątek, a weekend zapowiadał się spokojnie. Nie musiałam nigdzie iść, z czystym sumieniem planowałam zaszyć się w pokoju, włączyć seriale i nie myśleć o niczym więcej jak przeżywanie miłosnych rozterek moich ulubionych bohaterów.

Wchodząc przez ogromną i zdobioną bramę, moim oczom ukazali się ochroniarze. Odkąd tylko sięgałam pamięcią, był to stały element mojego życia. Nie specjalnie mi to przeszkadzało, póki nie rzucali się w oczy gdy tylko gdzieś szłam. Bo, oczywiście, na miasto w teorii wychodziłam sama – w praktyce, zawsze miałam ogon, oddalony o kilkanaście metrów. Na szczęście nikt z moich znajomych nigdy się nie zorientował, a najbliższy przyjaciel doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ba, nawet kilka razy był u mnie w odwiedzinach. Naprawdę, kopnął go niezły zaszczyt gdy minął bramę naszej fortecy. Nieco znudzonym wzrokiem, rozejrzałam się po podwórku, licząc w myślach każdego z ochroniarzy i w duchu stwierdziłam, że jest ich za dużo. Zarówno ja, jak i moi rodzice mieliśmy bliskich sobie ochroniarzy. Każdy z nas, dwóch na głowę. Gdy siedzieliśmy w domu, oni siedzieli z nami, w specjalnym pokoju. Gdy byliśmy na mieście, oni również. Więc dlaczego, oprócz standardowej liczby ochroniarzy pilnujących naszego domu, która wynosiła dziesięć, było ich dwunastu, nie licząc oczywiście moich, którzy szli za mną? Westchnęłam ciężko i spojrzałam w stronę garażu. Stojące w nim auto matki było odpowiedzią na moje pytanie. Była w domu. I na pewno nie sama.

Wsunęłam klucz do zamka i spróbowałam przekręcić. Moje przypuszczenia potwierdziły się – drzwi od razu ustąpiły więc w domu, oprócz ochrony był ktoś jeszcze. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, najciszej jak potrafiłam, moich uszu dobiegły dźwięki z sypialni rodziców, od których jedyne na co miałam ochotę, to zwymiotowanie na podłogę. Nie, nie należały one do moich rodziców, tylko do matki i jej nowego kochanka. Żeby chociaż zadała sobie minimum trudu i starała się to jakoś ukryć, może i sama jakoś bym ją kryła, byleby się ojciec nie dowiedział. Ale nie! Moja rodzicielka w najlepsze wydzierała się, dbając o to by wszyscy w zasięgu trzech kilometrów ją słyszeli. 

Ściągnęłam torbę z ramienia i zdecydowanie za głośno upuściłam ją na podłogę.

– Wróciłam! – krzyknęłam, starając się być głośniej niż jęki mojej matki. Jednocześnie, skierowałam się do kuchni w nadziei, że znajdę jeszcze w lodówce swój ulubiony sok. Gdy już zaczynałam obawiać się o stan moich uszu, dźwięki nagle ustały. Zamiast nich, pojawił się zdezorientowany, nieco za głośny szept oraz ciche zamknięcie sypialni. Niemal przewróciłam oczami gdy matka zeszła na dół i odchrząkując, starała się poprawić swoje zmierzwione włosy.

– Już wróciłaś? – Zapytała, a ja spojrzałam na nią z politowaniem. Jakby to, że przed nią stałam, nie było wystarczającym dowodem.

– Tak jakby. A ty, czemu jesteś w domu? Nie miałaś być dziś na mieście?

– Zeszło mi szybciej niż myślałam – zawiązała pasek od szlafroka, uśmiechając się z zadowoleniem i podeszła do lodówki.

– Nawet udało mi się chwilę zdrzemnąć – dodała. Musiałam się naprawdę pilnować, by nie parsknąć śmiechem, więc tylko pokręciłam w milczeniu głową. Moi rodzice udawali czy naprawdę mieli mnie za idiotkę?

– Jasne. Idę do siebie. Mam sporo zadane – powiedziałam, w żaden sposób nie komentując jej „popołudniowej drzemki". Wzięłam ze sobą karton z sokiem, a po drodze zebrałam z podłogi swoją torbę. Mijając sypialnię rodziców, nawet nie spojrzałam w tamtą stronę, obawiając się że zobaczę nagiego kochanka mojej mamy i zamknęłam się w swoim pokoju. Westchnęłam zrezygnowana i dopiero tu, pozwoliłam sobie gorzko się zaśmiać.

LisicaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang