Rozdział X

90 8 6
                                    

Antonio

Nie sądziłem że Victoria zgodzi się mi towarzyszyć na balu. Jej odpowiedź zaskoczyła mnie. Początkowo myślałem, że może zgodziła się na moje towarzystwo, z powodu obecności moich rodziców. Jednak, im bliżej było do balu, tym wydawała się coraz bardziej zainteresowana zbliżającą się uroczystością. Chętnie pomagała mojej mamie w całej organizacji, od jedzenia, po muzykę i ozdoby. Mama była naprawdę zadowolona, zawsze chciała mieć córkę, z którą mogłaby takie imprezy organizować. Ja, moi bracia i ojciec, nie znaliśmy się na tym i jedyne, jak mogliśmy jej pomóc, to nosząc ciężkie meble czy skrzynki z napojami.

Spojrzałem z zainteresowaniem w stronę dwóch kobiet. Victoria coraz częściej się uśmiechała, jakby po części pogodziła się z tym, co ją spotkało. Starała się żyć na nowo, w miejscu bezpiecznym, o ile w naszym życiu, można było nazwać tak jakiekolwiek miejsce. Włosy miała upięte w wysoką kitkę, a delikatna, zwiewna sukienka opinała ją tam, gdzie powinna. Nie mogłem się doczekać balu, gdy zobaczę ją po raz pierwszy w eleganckim wydaniu. Myśląc o tym, przypomniałem sobie jak mama często marudziła, że ojciec nie interesuje się kolorem jej sukni, przez co w ostatniej chwili przed balem, musiała mu szukać krawata. Zawsze przychodzili idealnie dopasowani, ojciec miał krawat w kolorze sukni mamy, czasami nawet miał taką koszulę. Nie chcąc, by mama marudziła mi później, przez najbliższe kilka lat, podszedłem do obu pań, skupiając swoją uwagę na Victorii. Dziewczyna lekko spuściła wzrok, czerwieniąc się na policzkach. Domyśliłem się, że nadal przeżywa to, co wydarzyło się kilka dni temu. Zamierzałem z nią później o tym porozmawiać. Nie było sensu, by zaprzątało jej to głowę jeszcze dłużej.

– Co cię do nas sprowadza Antonio? Bo raczej nie jest to chęć doboru kwiatów – powiedziała mama, uśmiechając się do mnie promiennie, z iskierką rozbawienia w oku. Zaśmiałem się cicho, ujmując jej dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek.

– Nie mamo. Chciałem się dowiedzieć, czy Victoria wybrała już kreację na bal – wyjaśniłem i spojrzałem na rudowłosą towarzyszkę mojej mamy. Ta, zmarszczyła lekko brwi.

– Naprawdę cię to interesuje?

– Tak. Chciałbym, żebyśmy pasowali do siebie – wyjaśniłem. Victoria przeniosła wzrok na moją mamę i uśmiechnęła się lekko. Musiały wcześniej rozmawiać o czymś, czego ja miałem nigdy się nie dowiedzieć.

– W takim razie, tak. Mam już wybraną sukienkę. Czy wystarczy jak powiem ci kolor, czy jednak dokładniej chcesz znać jej krój? – spytała, nieco mnie zbijając z tropu.

– Wystarczy kolor. Nie znam się na niczym więcej, jeśli chodzi o kobiecy strój.

– W takim razie, sukienka będzie zielona – powiedziała, uśmiechając się do mnie promiennie. Odwzajemniłem więc uśmiech, kodując sobie dokładnie ten kolor, by wybrać taki krawat. Mama uśmiechnęła się do nas, kładąc dłoń na moim ramieniu.

– Jestem z ciebie dum… – nie dokończyła, jej słowa zginęły w głośnym ryku silnika. Spojrzałem w kierunku bramy, która została otworzona przez naszego ochroniarza. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc kto przyjechał. Samochód podjechał pod schody i zatrzymał się. Z jego wnętrza, wysiadł młody chłopak o jasno brązowych włosach. Skórzana kurtka zwisała mu z ramienia, a śnieżnobiała koszula biła po oczach.

– Już myślałem że nie przyjedziesz na bal.

– Miałbym opuścić taką imprezę? Mowy nie ma.

Victoria

Patrzyłam z zainteresowaniem na nowo przybyłego chłopaka. Był młody, jednak nie młodszy ode mnie. Obstawiałam że jest w wieku Antonio, może nawet rok starszy. Jego ciemne oczy, od razu skierowały się w moim kierunku. Patrzył na mnie z ciekawością, pewnie zastanawiając się kim u diabła byłam. Cóż, miałam podobne myśli. Nie znałam go, a nikt nie pokwapił się, by nas sobie przedstawić.

LisicaOù les histoires vivent. Découvrez maintenant