ʳᵒᶻᵈᶻⁱᵃˡ ᵈʳᵘᵍⁱ

74 10 20
                                    

- Niech Deidara-senpai uważa! Strzeże się! Bo Tobi nie zdąży go złapać, jeżeli senpaiowi omsknie się noga. A Tobi już słyszy jak most pod nimi koszmarnie trzeszczy, straszny most! A pod nim są grzęzawiska zielone jak szmaragdy i chciwe jak ruchome piaski! I smok! Ach, czy Deidara-senpai widzi straszną bestię?! Straszne, żółte ślepia! Tobi się boi - mówiąc to zalęknionym głosem, wzdrygnął się gwałtownie, lecz prędko przełknął przerażenie i wyciągnął dłoń w kierunku drogiego kompana.

- Niech Deidara-senpai się chwyci! - krzyknął błagalnie i rozpaczliwie zarazem - wtedy będzie bezpieczny! Tobi nie da mu nigdy spaść, Tobi obiecuje! A Tobi nie jest kłamcą! Tobi nigdy nie kłamie! Ojeju, Tobi nie może patrzeć, niech Deidara-senpai złapie...

- Jak niby mam się złapać czegokolwiek, pierdolony idioto?! - heroiczne wywody przerwał rozzłoszczony blondyn - poza tym przestań bredzić jak potłuczony i zrób przejście hm!

Z tymi słowami artysta w szczycie wściekłości (aż dostał wypieków) zasadził irytującemu towarzyszowi porządnego kopa w jedną z nóg przez co ten, straciwszy równowagę, zleciał z kłody i wylądował tyłkiem w zielonej sadzawce. Po same ramiona.

- Lepiej, żeby moja ręka się nie zmoczyła! - krzyknął Deidara, nie obracając nawet głowy, aby na niego spojrzeć. Skorzystał z tego, że miał w końcu wolne przejście na drugą stronę i przemaszerował resztę długości zwalonego pniaka, trzymając się na nim doskonale dzięki skoncentrowaniu chakry w stopach. Z podniesioną brodą, jakby spotkała go nie wiadomo jaka obraza, ponieważ Obito odkrył, jakie to jest zabawne i bardzo w stylu Tobiego wymyślać niestworzone historie w najzwyklejszych sytuacjach. Łamiący się most nad przeraźliwymi czeluściami zainspirowany kłodą nad maleńkim, zzieleniałym jeziorkiem. Zachichotał sam do siebie.

Potem pomyślał o sobie jako o Madarze Uchisze, którego ogień, buchający z piersi, został zatopiony w cuchnącej, stojącej wodzie i zachichotał ponownie. Dopiero wtedy wstał i pobiegł doścignąć artystę, chowając za plecami jego rękę, której upadek do sadzawki nie oszczędził.

- Ile jeszcze będziemy iść do bazy, senpai? - jęknął, przecierając górną część maski niby spocone czoło i garbiąc swe plecy pod wielkim ciężarem zmęczenia, którego prawie zupełnie nie czuł. - Tobiemu zdaje się, że nogi mu będą odpadać. I co wtedy? Deidara-senpai przecież nóg Tobiego ani samego Tobiego nie weźmie!

Zgadywał, że artysta musiał być, w odróżnieniu od niego, rzeczywiście znużony wycieczką, a może, uszczegółowiając, brakiem górnych kończyn, ponieważ tym razem nie odgryzł się na prześmiewczy komentarz. Natomiast postawił stopę na kamieniu na skraju przepaści i skinął głową na zielony las, rozciągający się przed nimi w bogatej panoramie.

- Widzisz to zagęszczenie ciemnych chmur na horyzoncie, Tobi? Na północy?

- Jak stado puchatych owieczek!

Deidara parsknął.

- Nieprzerwanie srających najwyraźniej, hm. Amegakure. Powiedziałbym... jutrzejszy ranek - obrócił głowę w stronę kolegi i wykrzywił się - o ile tylko będziesz iść normalnie, zamiast narzekać i się wygłupiać, bałwanie! Nogi odpadają? Nogi będą odpadać, kiedy ja im tak powiem - swoją gliną! Chodź!

- Tak jest, Deidara-senpai! - zasalutował Tobi, aby znów pomaszerować za tym kucykiem złotych włosów w świat. Oczywiście, będąc taką pokręconą i przygłupawą postacią, nie było szans, żeby postawione warunki zostały grzecznie spełnione.

Niemniej jednak deszcz zrosił ich głowy jeszcze przed południem. Siki niebiańskich owieczek. Oczy i uszy Paina.

Odkąd zostało uformowane nowe Akatsuki z sekretnym przywództwem Madary Uchihy zza sceny i odkąd ów lider zaczął realnie chodzić drogami członków swojej organizacji i obserwować ich poczynania zza krzaków, coraz częściej zaczął odnosić wrażenie, iż „główna baza Akatsuki" powinna być raczej zwana centralą albo po prostu punktem w Amegakure. Słowo „baza" często nasuwało myśl, że w podobnym miejscu przebywają osoby związane ze stowarzyszeniem, może trenują, śpią, odbierają rozkazy z góry. Madara nie mógł sobie jasno przypomnieć dnia, w którym widziałby wszystkich członków zebranych w kamiennych ścianach, zalewanych deszczem. Jeśli kiedyś się tak zdarzyło, to dawno temu. W początkach istnienia organizacji.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 19, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ten, który naprawdę tonie (TobiDei)Where stories live. Discover now