Hey, hey, you, you!

140 22 74
                                    


Jisung miał w życiu mało problemów. Nie mógł powiedzieć, że było ich sporo. Starał się w miarę systematycznie uczyć, od czasu do czasu chodził do biblioteki, żeby zaczerpnąć odrobiny spokoju, a w nagrodzie dostawał dobre oceny, z czego było można pokusić się o stwierdzenie, że były to jedne z najlepszych ocen w całej klasie. Trzeba tu szybko zaznaczyć, że Jisung nie był kujonem, ani urodzonym geniuszem. Ba, kto po raz pierwszy go spotykał, myślał, że nauka to ostatnie, o czym może myśleć Han Jisung. Robił bowiem w paczce przyjaciół za błazna i słynął z idiotycznych akcji.

Do tego wszystkiego dochodziła sytuacja rodzinna. Nie było źle, ale szału też nie było. Ojciec chłopaka zostawił rodzinę na rzecz kochanki, gdy ten miał osiem lat i od tamtego czasu wychowywał się bez ojca, jak to by ktoś określił - bez pierwiastka męskiego. Otaczały go bowiem same kobiety. Na co dzień wychowywała go matka, dodatkowo opiekowała się nim siostra, gdy był młodszy, a do piętnastego roku życia przyjaźnił się jedynie z dziewczynami. Dopiero gdy poszedł do liceum, poznał męskie grono, z którym trzymał się od samego początku do końca.

Jego pierwszym przyjacielem był Lee Yongbok, jego najprawdopodobniej bratnia dusza. Dlaczego najprawdopodobniej? Ponieważ rozumieli się bez słów, byli identyczni i nawet jeśli się pokłócili, po chwili na nowo się godzili i zachowywali tak, jakby wcześniej nic się nie wydarzyło. Ufali sobie bezgranicznie, rozmawiali na wszystkie tematy, a gdy potrzebowali rady, jak najszybciej biegli do siebie nawzajem. Łączyła ich Philos, platoniczna miłość, przyjacielska, lojalna, pozbawiona jakiegokolwiek pożądania.

Okej, wiadomo już, że najprawdopodobniej tymi bratnimi duszami byli, ale dlaczego ,,najprawdopodobniej'', a nie ,,na pewno''? Ponieważ Jisung nie wierzył w takie rzeczy. Dla niego nie istniało coś takiego jak bratnia dusza, związek karmiczny i inne pierdoły, którymi nie miał ochoty zawracać sobie głowy.

Drugim przyjacielem Jisunga był Seungmin, przychlast, jakich nie mało. Choć chłopak był pilnym uczniem, przestrzegał wszystkie zasady i nawet nie było opcji, żeby z własnej woli wagarował, to wyglądał, jakby każdego wieczoru wciągał różnego rodzaju zioła. Han jak tylko spostrzegł, ile energii potrafi odnaleźć Kim, wyglądając przy tym jak trup, zaczął podejrzewać, czy przyjaciel aby na pewno nie znalazł czegoś pobudzającego. Tak poza tym, to był zdrowym rozsądkiem całej tej trójki, a taki człowiek zdecydowanie był potrzebny Yongbokowi i Jisungowi.

Reszta, która wchodziła w skład paczki, to byli po prostu bliscy koledzy, z którymi spędzał przerwy lub spotykał się od czasu do czasu, czyli Seo Changbin oraz Yang Jeongin.

A później był on, Lee Minho, uczeń trzeciej klasy o profilu humanistycznym, najpiękniejszy chłopak w całej szkole, a do tego wszystkiego przewodniczący tej obskurnej placówki.

To nie tak, że Jisung od czasu do czasu sporadycznie na niego patrzył i wzdychał pod nosem. Nie, on miał obsesję na punkcie osiemnastolatka. Bujał się w nim, od kiedy tylko rozpoczął naukę, czyli od dobrego roku i podczas tego okresu nigdy nie spojrzał na nikogo innego, pomimo że miał adoratorki i nie raz mógł się umówić. Miał po prostu słabość do uśmiechu Minho, który przyćmił cały mu świat. Obserwował go z boku i wkurzał się na samego siebie, że ten uśmiech nigdy nie był skierowany w jego stronę. Te kocie oczy, które skrywały całą galaktykę, nigdy nawet nie zwróciły na niego uwagi. A on tak bardzo chciał móc choć dwie minuty z nim porozmawiać. Chciał wtulić się w jego muskularne ramiona, pragnął usiąść na tych udach i skradać pocałunki ze słodkich, malinowych warg.

To był jego ostatni rok, gdy miał szansę zagadać do przewodniczącego i zamierzał z tego faktu skorzystać. Gdy tylko rozpoczął się rok szkolny, wstąpił do samorządu szkolnego, pomimo że nie miał na to najmniejszej ochoty i skarcił samego siebie, że nie pomyślał o tym w poprzednim roku. Został skarbnikiem, ponieważ nie uśmiechało mu się bycie przewodniczącym lub jego zastępcą i użerał się z ludźmi, a to wszystko po to, żeby odnaleźć jakiś temat, dzięki któremu mógłby rozpocząć rozmowę z rudzielcem. Początkowo wszystko szło opornie. Jedno spotkanie na tydzień nie skutkowało niczym przez dobre dwa miesiące. Siedział jak na kazaniu i wysłuchiwał idiotycznych pomysłów, dotyczących różnorodnych imprez i ożywiał się jedynie w momencie, w którym to Minho zabierał głos na całym forum. Ta placówka nie miała nic ciekawego do zaoferowania. Wszystko zmieniło się dopiero w momencie, gdy Lee Minho stanął przed grupą zgromadzonych i oznajmił, że szuka osób, z którymi będzie mógł opracować zbiórkę charytatywną krótko przed Wigilią. Nie zgłosiło się wiele osób. W gruncie rzeczy nikt nie miał ochoty na fatygowanie się, zwłaszcza że nadchodził koniec semestru i każdy myślał tylko o tym, żeby zdać.

Girlfriend || minsungDove le storie prendono vita. Scoprilo ora