Prolog

36 2 0
                                    


 
Obudził mnie mocny trzask. Wzdrygnęłam się, ponieważ był środek nocy. Kto mógł o takiej godzinie tak hałasować?
Wstałam, po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Było strasznie zimno.
Zeszłam po drewnianych schodach i widok otwartych drzwi wyjściowych mnie zaniepokoił.

Cholera, a jak ktoś się włamał?

Na lekkich nogach poszłam do kuchni i sięgnęłam po pierwszy lepszy nóż na blacie.
Miałam ciężki  oddech, a dłonie były spocone.

Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i postanowiłam szybko zamknąć drzwi na klucz.
-Gdzie jest ten pieprzony VanGerrson?- usłyszałam szept z salonu.
-Sukinkot zapewne śpi w swoim pokoju. -odpowiedział zachrypniętym głosem drugi mężczyzna.

Czułam jak stracę panowanie nad sobą. Kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Dłonie o nogi strasznie mi się trzęsły, przez co prawie upuściłam nóż w swojej dłoni.

Wuj VanGerrson miał gdzieś pistolet...tylko gdzie?

Stałam jak słup próbując się skupić i przypomnieć sobie gdzie stryj chował pistolet.

Nagle mnie olśniło. Kroki z salonu zbliżały się ku mnie, a pot zalał moje plecy.
Lilith, szybko
Odetchnęłam z ulgą, gdy złapałam pistolet w dłonie. Zaraz po tym usłyszałam krzyk. Krzyk mojego wuja.
- Mówiłem ci VanGerrson, nie igraj z nami. - odparł jeden z morderców w moim domu.

Wraz z krzykiem wuja, obudził się we mnie instynkt przetrwania.

-Ej, ktoś tu jeszcze jest. Ta mała gówniara. - warknął drugi.
- Trzeba się jej pozbyć, ona przecież jest taka jak on. Dowie się że to my.
- Pewnie na piętrze śpi.

Stałam obok drzwi, trzymając przed sobą pistolet. Próbowałam uspokoić oddech.
Nagle zobaczyłam zza rogu dwie postury, jeden grubszy łysy mężczyzna oraz wyższy szczupły.
-Czy mnie oczy nie mylą i spryciula stoi przed nami?
Tylko nie oni...
-Charlson i jego młodszy brat Jeremy. Co robicie w moim domu?- odparłam bez cienia strachu.
- Twój stryj VanGerrson narobił sobie u nas problemów. Chcieliśmy wyrównać rachunki. Wiesz Evans? Ty też jesteś cwana i nie raz nas oszukałaś. Może czas również wyrównać rachunki? Co ty na to?- zapytał Jeremy.

Nigdy więcej nie będę igrać z rodziną Kai.

- Nie.- odparłam, a moje oczy się zaszkliły.
- W takim razie Evans, sami to zrobimy.

Jeden z nich sięgnął po pistolet w kieszeni, a ja oddałam strzał w jego dłoń.
-Kurwa!- blondyn wydał z sobie krzyk.
-Może załatwimy sprawę na spokojnie w obecności policji?- zaproponowałam celując mi między oczy.
-Twój wujek nienawidził funkcjonariuszy, Lilith. Może posłuchasz wujka i odrzucisz tą propozycję?
- Jasne, w takim razie dwie kulki w łeb i po sprawie.
-Suka.- odpowiedział Charlson, chcąc wyciągnąć pistolet- nie dam się manipulować tej małej gówniarze.

Oddałam strzał między oczy faceta. Upadł płytko na ziemię.
-Charlson! - krzyknął Jeremy patrząc na martwego brata.- zapłacisz za to suko.- warknął przez zęby blondyn idąc w moją stronę.

Oddałam kolejny strzał. Kolejny nieboszczyk opadł na podłogę.
Stałam przed dwoma martwymi ciałami morderców, których krew spływała w moją stronę.
Gdy zdałam sobie sprawę, że mój wuj jeszcze piętnaście minut wcześniej wydał z siebie głodny krzyk, z łzami w oczach pobiegłam do jego sypialni.
-Wujku?!- krzyknęłam oczekując na odpowiedź.
Stanęłam w progu, a kolejne łzy pociekły mi po policzkach. Szumiało mi w uszach, a z ust nic nie mogłam wydobyć. Powoli zsunęłam się po ścianie na ziemię patrząc jak ciało mojego stryja leżało we własnej krwi w białej pościeli.
W końcu wydałam z siebie głośny krzyk, który sprawiał wrażenie jakby odebrał mi cząstkę mnie. Troje trupów w moim domu. Troje morderstw popełnionych tej samej nocy. Ukochany wuj leżący z obojętnym wyrazem twarzy w plamie krwi. Wuj, który był dla mnie najbliższy. Teraz patrzyłam na niego ostatni raz. Leżącego bezwładnie z wbitym nożem w serce.
Próbowałam wstać, jednak za każdym razem upadałam. Moje nogi były jak z waty. Świadomość straty, jest jednym z najgorszych uczuć. Zmysły nie pracują tak jak powinny i tracisz kontrole na sobą. Płaczesz, ale nie chcesz. Boisz się, ale tak naprawdę nie chcesz.
To okrutne uczucie każdego złamie.

***

Nigdy moje emocje nie były intensywne. Nie czułam radości tak dużej, że miałam ochotę zrobić salto, nigdy nie bałam się tak bardzo, bym krzyczała. Zawsze byłam opanowana w ciężkich chwilach. Zawsze myślałam trzeźwo i szukałam rozwiązania każdego problemu.

Jednak gdy zdarzyła się rzecz nieunikniona, a uczucie straty zalazło mi za skórę, nie moglam się ocalić. Opętało mnie jak duszę najgroźniejszy demon, pragnący władzy. Walczyłam i walczyłam, jednak uczucie było zbyt potężne. Strata najbliższej osoby, która nauczyła cię żyć, jest czymś okrutnym i nieuniknionym. Wtedy stajesz się zdanym na siebie. Pozostają tylko wspomnienia.

-Rodzina Sparksów to twoi krewni, zgadza się?- zapytał funkcjonariusz.
Siedziałam właśnie w komisariacie, a dwojga policjantów zadawała mi pytania.

Gdy tylko usłyszałam nazwisko Sparks, uderzył we mnie silny stres. Tylko nie tam.
-Nie, raczej nie.- odparłam.
- Jannet, Connor, Michelle i Trevor. Przypominasz sobie?- spytał patrząc w jakieś dokumenty.
-Niestety nie.- powiedziałam bawiąc się końcówkami swoich pokałtunionych blond włosów.
Jasne że znałam Trevora... niestety...
-No cóż, to są twoi krewni. Zawiadomiliśmy już twoją ciotkę. Ma być po ciebie za trzy i pół godziny.
-Dobrze.- odparłam krótko, by jak najszybciej skończyć tą niekomfortową rozmowę.
-Lilith, widok śmierci na własne oczy jest straszliwą traumą... jeżeli chciałabyś pogadać, to w każdej chwili możemy załatwić ci dobrego psychologa.- uśmiechnął się starszy funkcjonariusz.- Państwo Kai byli jednymi z najbardziej niebezpiecznych oszustów w mieście. Twój wujek VanGerrson również do nich należy, ale oprócz masowych oszustw w kasynie, handlował również narkotykami.

Serio? Nie wiedziałam.

-Chcemy ci przez to powiedzieć, że twój wujek nie był dobry. Miał dużo długów oraz wrogów, byłaś narażona na duże niebezpieczeństwo.

Miałam ochotę przewrócić oczami, ale w ostatniej chwili się opamiętałam. Nic nie wiedzieli. Przez co przechodzę, jaki był mój wujek, czy co czułam w momencie, gdy stałam się morderczynią. No dobra, to była samoobrona, ale zabiłam dwójkę ludzi. Mieli swoje rodziny czy plany na przyszłość. Ja im to odebrałam, tak samo jak oni odebrali mi wujka.

Po ciągnącym się w nieskończoność przesłuchiwaniu, wreszcie wyszłam. Deszcz kropił mi ja twarz, a wiatr targał włosy. Idealna jesienna pogoda.

Tak strasznie się obawiałam spotkania po latach z Travisem. Był zwykłym potworem i jedyną osobą, która przyprawiała mnie o ciarki. Mam mieszkać z nim pod jednym dachem...

Miasteczko Ashland kryło za swoją nazwą ciekawą historię. Czy byłam w stanie ją odkryć? Czy mimo przerażających faktów spodoba mi się specyficzny klimat miasta?

The City Of The DamnedWo Geschichten leben. Entdecke jetzt