❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑰𝑰.

684 54 22
                                    

   Niemiłosierny ból głowy był powodem, przez który się obudziłaś, a twoje oczy zetknęły się z blaskiem słońca, które cię oślepiło. Bolało cię całe ciało, a w głowie panowały takie zawroty niczym potężna wichura, huragan który zmiatał wszystko. Opadłaś z powrotem na poduszkę, której poszewka była czarna i dopiero teraz, gdy po chwili dotarło do ciebie, że nie znajdowałaś się u siebie w domu, podniosłaś się szybko wystraszona do siadu i zaczęłaś łapczywie nabierać powietrza. 

Nie znałaś tego otoczenia, a co najgorsze nie pamiętałaś praktycznie nic z wczoraj. Czyżby Pan Okamura przywiózł cię do swojego mieszkania? Szczerze wątpiłaś, bo wydawało ci się, że sypialnia była zbyt młodzieżowa jak na takiego starego typa. Leżałaś na dużym czarnym łóżku, a po twojej prawej stronie znajdowało się ogromne okno od podłogi aż do sufitu, którego boki zdobiły białe, proste zasłony. Naprzeciwko łóżka znajdowała się czarno-biała komoda, a nad nią jakiś nowoczesny obraz. Po lewej zaś stronie stała szafa i biurko w tym samym odcieniu. Pokój był czysty i nieduży ale widać było, że należał do kogoś płci męskiej. 

Wstałaś niepewnie z łóżka i pociemniało ci przed oczami. Złapałaś się szafki nocnej i poczułaś ogromną suchość w gardle. Picie tak dużej ilości alkoholu było zdecydowanie nierozsądne. 

Bałaś się gdzie wylądowałaś. Miałaś jakieś rozmazana wspomnienia z poprzedniej nocy, ale nie byłaś jeszcze w stanie sobie niczego przypomnieć. Obok biurka stało lustro, do którego podeszłaś by sprawdzić swój stan. Ubrana byłaś w to co wczoraj, a twój makijaż o dziwo nie rozmazał się zbyt mocno przez co nie wyglądałaś jak wiedźma, jednakże było widać, że był nieświeży. Gorzej z twoimi włosami, które były w małym nieładzie, ale poprawiłaś je jako tako i całościowo prezentowałaś się wystarczająco. 

Zaczerpnęłaś wdech i przygotowałaś się na wyjście z pokoju. Nie wiedziałaś kogo zastaniesz, a może właściciela nie było i udałoby ci się zgrabnie stąd uciec?

Dodałaś sobie w myślach otuchy i pociągnęłaś za klamkę wyglądając na drobny korytarz. Na lewo znajdowały się drzwi wyjściowe, a na prawo jakieś inne, prawdopodobnie do łazienki. Na przeciwko zaś była kuchnia połączona z salonem, którego nie było do końca widać, gdyż zasłaniała go ściana. Wszystko utrzymywało się w czarno-białej kolorystyce w nienagannym porządku. Przełknęłaś ślinę i postanowiłaś zajrzeć do salonu, bo być może napotkałabyś osobę, która cię tu przyprowadziła. Należałoby chociażby podziękować i zawijać od razu na chatę.

Weszłaś na korytarz i postawiłaś parę kroków przed siebie stawiając w progu salonu. Wychyliłaś głowę dostrzegając osobę, która siedziała na kanapie i czytała gazetę przez co skrawek papieru ją zasłaniała i nie byłaś w stanie odgadnąć kto to był. Zauważyłaś jedynie czubek białych włosów i to, że ta osoba była ubrana w szare dresy i zwykłą białą koszulkę.

— Hm, wstałaś? — zapytał chłopak odkładając gazetę i przypatrując się twojej osobie bez jakichkolwiek emocji. Założył nogę na nogę i sięgnął po czarną filiżankę, biorąc z niej łyka aromatycznej kawy. — Zrobić ci też?  A może wolisz herbatę bądź wodę?

Stałaś w osłupieniu. Nie dowierzałaś. To był Izana.

Twój Izana Kurokawa, który był dla ciebie najcenniejszy i bez którego każdy dzień był bolesny jakby po trochu wbijano w ciebie gwoździe. 

To był on. Tyle, że urósł bardzo, na pewno był o wiele wyższy od ciebie, nabrał bardziej męskiej postury, a jego kości policzkowe się wyostrzyły. Lecz wciąż miał te białe, jedwabiste włosy i nieskazitelny blask w fioletowych tęczówkach. Emanował od siebie bardzo dostojną aurą, a na dodatek był tak przystojny, że na chwilę zapomniałaś o bożym świecie.

𝑬𝒗𝒊𝒍 ❀ 𝑰𝒛𝒂𝒏𝒂 𝑲𝒖𝒓𝒐𝒌𝒂𝒘𝒂Where stories live. Discover now