◇ 2 ◇

10 0 0
                                    

Głośno o tym, że to wieczorem człowieka dusza odżywa, ukazując to, co najskrytsze.
Zaczynamy mówić głośniej, co myślimy, czy myślimy śmielej, niż na co dzień.
Piękne ponoszenie sie emocjom, bo jaki byś nie był, tak ukazujesz ogromną cząstke siebie światu. A później dochodzisz do czegoś nowego, by kolejny dzień był dowartościowany wieczorną chwilą magii.
Takimi chwilami goszcze swój umysł, bym zastanawiał się za każdym razem nad tym samym
"Kim jestem?"
Wieczór spędzając przy ciepłej herbacie, często odgrzewanej w mikrofali. Wlać do garnka i zagrzać... Dałoby się!  Właśnie dlatego, gdy stygnie, mam na nią sposób.

Kwas;
Ukazuje swoją dusze w doskonałej formie. Jestem rześki i gotowy do działania, dlatego tym sposobem, udowadniam, że mam godność do bycia człowiekiem.

Chciałbym patrzeć na swoje poczynania z godnością w klatce piersiowej. I poniekąd potrafie, co napawa dumą skołotane serce

[]Nigdy nie poddam się niedoskonałości[]

Szykuje rzeczy do torby, by ruszyć w rzeczywistość ze swoimi planami. W głowie krąży pewność siebie - widze siebie w doskonałej roli. Jakie to piękne, móc widzieć siebie w dobrej formie! Ulegam za każdym razem pod potęgą podświadomości, bo pragne poczuć się wartościowy. I biore, chowam broń do głębokiego środka, zataczając się w spirali ciemnej torby. Jestem prawie jak ona. Mentalnie - a jednak potrafie być kimś więcej. Oh, jaki jestem z siebie dumny!

Kiwam głową sam do siebie, by mi zaklaskało własne ego. Klaszcze często zbyt głośno, ale to nie ważne, bo ważny jest sam dźwięk, oklasku, aplauzu i dumy, jaki za sobą niesie.

Moim celem - dzisiejszą ofiarą - jest czarnowłosa kobieta, cyganka, mająca nic więcej w życiu, prócz umiejętności wróżenia. Czarna szata, w której chodzi, prawie że podsuwa jej powołanie.
Lubi mieć szczęście na twarzy, nie krzyczy, bo nie potrafi - jaki to żaden zbieg okoliczności, że ma mnie, prawda? Pragnie w głębi duszy poznać moją osobe. Ona przecież tylko o tym nie wie

Pokaże jej, jak bardzo musze być pierwszym i ostatnim. Zagasze jej brak pragnienia, bo przecież każdy musi pić. Ścieki czy woda? Jak to! Jedno i drugie mokre..

Zatrzaskuje drzwi. Nie jestem z siebie zadowolony, miałem zamknąć je ciszej. Wymierzam sobie mentalnego karniaka prosto w twarz, by zabolał grymas bólu po środku ciała.
Często zawodze w ten sposób
Przepraszam sam siebie, wygłaskany, ruszam w dół schodów. Odpinam Kumpla, ciesząc się do niego szeroko. Jest rzeczą martwą, potrafiąca wykonać więcej uśmiechu, od każdego kolejnego, napotkanego, żywego. Ponure miny? Bezwyrazowe twarze? Wzdechy i wydechy, przy rozmowie? Multum problemów i smutku, czyż tak? Otóż, funkcjonujemy w świecie rozpaczy. Ciągnięci sznurem z pętlą, zakładamy i zdejmujemy, co poczujemy się lepsi i gorsi. Barwimy siłą świat kolorowy, bo mamy siłe, jesteśmy wytrwali. Czy to prawda?
Bez znaczenia stawiany przed wszelką nadzieją-porażki, mam rzecz, wywołującą samą radość.

[=]Kocham swojego kumpla[=] --- głośno krzyczy serce. Zaraz się popłaczę, bo nie mogę przestać wierzyć, dlaczego to on jest taki kochany..

Wsiadam, kolejnym zwinnym ruchem zarzucając mocniej torbę na plecy. Musi dobrze leżeć, ładnie wyglądać. Zawodowcy mają za zadanie dobrze się prezentować. Standardy trzeba utrzymywać.

Jadę i omijam ludzi wokół.
Tym razem pewniej mi to wychodzi. Dzisiaj się nie mam zamiaru niczym przejmować. Tylko, czy ta starsza kobieta, da sobie rade z torbami, dopiero wychodząc ze sklepu? Tak, tak, życze jej całym sercem powodzenia. Kocham Cie, starsza nieznajomo! Miłujmy sie wzajemnie - ja Ciebie, myśląc o Tobie, a Ty mnie, z krzywizną w oczach, na mój widok.
Lubię siebie kłamać z samego rana. Przecież jestem w końcu dodatkiem-pomocnikiem, czyż nie?
Tak! Moim zadaniem są ludzie!
 
Zapłakany widokiem, obkręcam kilka uliczek, ukazując swoją postać pod blokiem pacjenta. Wychodzę z karetki, dosłownie rzucając w kąt kluczyki. Przecież to nie ważne! Liczy się pacjent
Zwinnie cmykam po schodkach, otwierając luźno drzwi łokciem. Rozejrzawszy się wkoło, świadomy numeru domu, oszukuje czas śmierci. Oh, ten profesjonalizm!
Pukam do drzwi, przyszykowany na zabieg. Zastając pacjenta, jestem w niebo wzięty. Przedstawiam się jako lekarz - strzykawka w szyje, na dzień dobry. Dłoń z lateksową rękawiczką na usta, wchłania oddech, który czuje na skórze.
I od razu wiem, że jestem profesjonalistą ().()

Położywszy ciężar kobiety na prawym ramieniu, zastanawiam się, którędy do kuchni. Nim się pokieruje, zakluczam wrota salowe. Pielęgniarek i tak dzisiaj nie będzie, poszły zapalić, nad grobem niewiadomej.

Kładę kobiete na dwóch krzesłach złączonych ze sobą. Ciało opada, bezwładne, ale żywe. W tym jestem ja, nad nią stojący, bacznie obserwujący.
Patrząc na nią, jest mi obojętna. Sfrustrowany, dostaje gęsiej skórki. Marszcze oczy gniewnie, zaciskam zęby i zadaje cios.
Kopać zawsze umiałem dobrze piłki. Potrafiłem wyczuć doskonały moment lotu, by jeszcze doskonalej zadać cios pod odpowiednim mi kątem. Tym razem siły nie zabrakło - obróciłem kopniakiem jej prawą, zwisającą rękę tak, by uniosła się w góre, opadając na lewą strone, drugiej ręki. Uśmiecham się szeroko
Ona nie odzyska przytomności zbyt szybko. Pochłoneła ją substancja - toksyczna na większą skale - której z reguły używają gwałciciele. Ale ja nim nie jestem. JESTEM MORDERCĄ
Nie każdy, nim będący, zbija pione z gwałtem.
Szanuje swoje ofiary...czasami. Od czego to zależy? "Od moich chorych fantazji!" Rzec by można było przed sądem. Lecz taka odpowiedź jest odpowiedzią błędną, bo robie to wszystko, by uratować ludzi, a później, tylko i wyłącznie, odbieram im możliwość krzywdy świata, czy ludzi. Moje ofiary nie są przypadkowe. Każda z nich ma swoje za uszami, jak i u każdego jedna kwestia się nie zmienia: Giną, bo wcześniej skrzywdzili dobrych ludzi
Skąd wiem, że ci, skrzywdzeni, są dobrzy? Ufam - ufam i patrze głęboko w oczy. Często się oszukuje z tą wiarą, ale to jak każda inna "wiara" polegająca, by wierzyć. Z prawdą, czy bez WIERZYĆ.
Dlatego ludzie cierpią, wylewają łzy, czy są zawiedzeni stanem rzeczy. To wszystko skutek wiary w drugiego człowieka, bo ofiara będąc naiwna nadziei, traci zdolność rozsądku. Tutaj toczy się długa walka, pomiędzy tym, kim jesteśmy. A że z reguły chcemy i lubimy czuć się ważni - tłumaczymy wszelkie zło.

Zamykając oczy, omackiem szukam otwarcia torby. Póki jej nie dotkne na ślepo, nie pozwole duszy odetchnąć, katując się ślepotą.
Wyczuwając zamek, wypuszczam powietrze głośno z płuc. Otwieram oczy. I działam:
- Przeładowuje, zaglądam ukosem pod bezpiecznik, wymierzając w skroń.
Potworne, że tylko to miejsce jest tak czułe. Znajduje sie tak blisko serca człowieka, od głowy - mózgu. Gdy wydam strzał, ujrze dusze uciekającą oczami. Umieć ją zatrzymać, to jak zostawić cyganke przy życiu, bardzo pokomplikowane.

Krzywie czoło, wymierzając strzał
Rozchodzi się znanym głosem + echem po kuchni
Co miało zostać zabarwione - zostało. Teraz te ślady będą wizytówką. Kto wie, ile pielęgniarek przyjdzie na drugą zmiane?

Czując pod oczami łzy, przełykam je, uśmiechając się szeroko. Czyż nie o tym mówiłem, by wierzyć w człowieka? Skutki są tego takie, że wracam sam ze sobą, do rzeczy martwych. I ludzi, wyssanych z dobroci.

Bo-to-wszystko-egoizm

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 26, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Czuły PunktWhere stories live. Discover now