Rozdział 7

214 16 7
                                    

♛ ♛ ♛

Minął miesiąc od mojego przyjazdu do Japonii. Dziadek przydzielił mnie do drużyny Gai, przez co ostatnie tygodnie spędziłam na treningach. Na szczęście nie wyszłam z formy, dzięki czemu nie wypadłam słabo w oczach nowej drużyny.

Dzięki temu, że dołączyłam do Gai, mój kontakt z innymi członkami drużyn bardzo się poprawił. No może nie z Bellatrix... Niebieskowłosa wzięła sobie za szczytny cel zniszczenie mojej bliskiej relacji z Xavierem. Wiedziałam, że Xav jej się podobał, a nasza relacja z czerwonowłosym, mogła się wydawać na zbyt bliską dla niebieskookiej dziewczyny. Cóż, jednak ja i Xavier traktujemy się jak rodzeństwo odnalezione po latach.

Poza tym z tego co było mi wiadomo, Xavier bardziej skupiony był na szukaniu partnera, niż partnerki. Nie raz widziałam jak skradał się po północy do pokoju Jordana. Nie dziwiło mnie to zbytnio. Xavier, jak i Jordan byli już dorośli, więc nie widziałam sensu by prawić im głupie morały.

♛ ♛ ♛

- Jayyyy. Pobudka, śpiochu ty. - usłyszałam cichy śmiech przy uchu, pewnego zimnego wrześniowego poranka. Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na Xaviera, który stał przy moim łóżku w towarzystwie Jordana, który mnie obudził. Powoli uniosłam ciężar mojego obolałego po burzliwej nocy, ciała i usiadłam na łóżku dalej okryta trzema kocami i z wielkim gniazdem na głowie.

- Coś się stało? Chłopcy dopiero wpół do czwartej... - powiedziałam zmarnowana, gdy tylko zobaczyłam godzinę na zegarku, leżącym na szafce nocnej. Przetarłam zaspane oczy i ziewnęłam przeciągle, podkreślając swoje zmęczenie.

- Jak to, nie wiesz? - spytał Jordan, byłam tak śpiąca, że spojrzałam na niego i czerwonowłosego, lekko mrużąc zmęczone oczy i marszcząc nos. Xavier lekko się zaśmiał i usiadł na progu mojego łóżka, na jego twarzy, jak i na twarzy Jordana ciągle tkwiły uśmiechy.

- Um... Xene miałeś urodziny pięć dni temu przecież... A ty Jordan masz urodziny za pięć dni... Zaraz... - powiedziałam powoli, zastanawiając się. Nagle dotarło do mnie o co obojgu chodzi. - Dziś dwudziesty pierwszy, tak? Wszystkiego najlepszego dla mn... - zanim skończyłam zdanie, chłopacy rzucili mi się na szyję, przytulając mnie tak mocno, że aż nie mogłam oddychać. - Uh, chłopcy.. Dajcie chociaż oddychać. - powiedziałam, cicho się śmiejąc gdy oboje mnie puścili w tym samym czasie.

- Wszystko dobrze? - spytał lekko przejęty Xavier. Uśmiechnęłam się lekko, potwierdzając, że wszystko dobrze i dopiero co zobaczyłam, że Jordan siedzi Xene na kolanach, a czerwonowłosy obejmuje go ramieniem.

- Uh, wy w końcu ten tego? - spytałam zdziwiona, patrząc na zakochaną parkę, siedzącą na moim łóżku. Jordan spojrzał na rękę Xaviera, a na jego twarzy zagościł soczyście, czerwony rumieniec. Xene tylko się uśmiechnął promiennie i pocałował w polik zielonowłosego. Jordan przeczesał palcami swoje długie oliwkowo zielone włosy, zakrywając nimi zaczerwienioną twarz. - Jesteście oficjalnie razem? - powiedziałam, starając się nie piszczeć z szczęścia.

- Tak? Co!? Nie no skąd! My. - mówił Jordan, ale jego wypowiedź przerwał pocałunek, złożony na jego ustach przez Xaviera.

- Przestań kłamać, kłamczuchu ty. - powiedział czerwonowłosy, uśmiechając się. Zielonowłosy tylko zasłonił twarz rękami zawstydzony. Ja za to z uśmiechem patrzyłam na nich, ciesząc się, że już nie kryją się z swoimi uczuciami. - Ok, koniec tego dobrego. Jaylyn . - rzekł, nagle poważniejąc. Wyciągnął małą karteczkę z kieszeni i znów patrząc na mnie, powiedział - Masz teraz pół godziny na uszykowanie się, równo o czwartej rano jemy śniadanie z innymi, a o piątej jedziemy daleko stąd.

"Queen Of Nothing" | Jude Sharp |Where stories live. Discover now