codziennie pływam z tobą we śnie | MATA

153 9 5
                                    

Flora nie spodziewała się, że ktoś zapuka do drzwi jej domu na Starym Żoliborzu o godzinie trzeciej nad ranem po czterech miesiącach bez takich zjawisk. Okolica była spokojna i dlatego wybrali ją z Dominikiem; dla niego cena nie grała roli, a ją urzekły uliczki i domki. Czasem nazywała tę dzielnicę warszawskim Notting Hill, które było jej nastoletnim marzeniem. Chociaż się nie spełniło, Florianna Gador nigdy nie narzekała. Miała dwadzieścia trzy lata, siedmioletnią córkę, kochającego męża, do tego pracę, którą lubiła wykonywać i pozwalała jej nieźle się przy tym rozerwać.

Bo Flora mogła się nie spodziewać, ale doskonale wiedziała, kim jest osobnik za drzwiami — jednym z kilku mankamentów jej pozycji, a raczej osoby, jaką się na tym stanowisku zajmowała.

Całe szczęście była w kuchni, więc gdy rozległo się walenie w wejście, nie musiała zbiegać po schodach na złamanie karku. Prześlizgnęła się po kuchennych kafelkach w białych podkolanówkach, aby czym prędzej sięgnąć przytulnego przedpokoju. Ostatnie, czego potrzebowała w poniedziałkową noc, to żeby Teresa się obudziła i zaczęła siać spustoszenie jeszcze przed szkołą.

Drzwi stanęły otworem, a w nich, najebany Michał Matczak opierał się o framugę. Jego palce podróżowały po ekranie telefonu z rozbitą szybką, niesforne kosmyki rozjaśnionych włosów opadały na oczy. Florę od wejścia uderzył zapach wiśniówki i mocnego alkoholu, pomieszany z dymem papierosowym i trawą. Gdzieś przez ten kamuflaż przebijała się woda kolońska, którą dostał od niej na urodziny razem ze starym gramofonem, który znaleźli przy wspólnym sprzątaniu komórki lokatorskiej jej dziadków i który obiecała mu kiedyś oddać. Zdawał się nie zwracać uwagi na fakt otwartych przed nim drzwi, dopiero odgarniając włosy z czoła zauważając, że ktoś w nich stoi i czeka na jego ruch.

Michał się nie ruszył. Patrząc w niebieskie oczy Flory, po prostu uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Hej, piękna, — zaczął, ale brunetka tylko przewróciła oczami. Znała wszystkie te kwestie, które serwował jej przy każdym spotkaniu. Michał flirtował z nią od ich pierwszego spotkania, ale to, co na trzeźwo wydawało się ewidentnym żartem, po kilku głębszych wchodziło mu za gładko i traciło na subtelności, nabierając gracji zwyrola z Pragi. Przywykła do tego; pijany Matczak stawał w jej progu jeszcze za czasów kawalerki na Siekierkach, czy pokojów hotelowych na trasach koncertowych. Zobaczyła go przed drzwiami nawet, gdy po swoim ślubie zbierała rzeczy z pokoju hotelowego, aby udać się na lotnisko i podróż poślubną.

Wiesz, że nie musisz jechać, małpko.

Może wtedy też był pijany, może był trzeźwy. Florianna nie myślała o tym po tamtym wieczorze, bo byłoby to destrukcyjne, a ze wszystkich uczuć, jakie mogła czuć, na to jedno naprawdę nie mogła sobie pozwolić. Przez jakiś czas była przekonana, że powinna ograniczyć z nim kontakt, ale nie miała do tego serca — za każdym razem, gdy natrafiła na jego czekoladowe tęczówki, wszystkie granice i bariery, które usilnie starała się wybudować, traciły fundamenty.

To on ją o tym olał, ale teraz to nie miało znaczenia.

── Musisz być cicho, młoda ma jutro sprawdzian na pierwszej lekcji, — poinformowała go szeptem, przesuwając się z przed wejścia. Michał tylko machnął na to przypomnienie dłonią, bo słyszał je za każdym razem. Wciąż, świadomość, że Florianna ma w drużynie dziecko w wieku szkolnym boleśnie pulsowała mu w głowie. Tym bardziej, że w sumie to to dziecko wcale nie było takie złe i nie chciał go budzić. — Zrobię Ci kawę, a ty idź pod prysznic. Czyste ręczniki są w pierwszej szufladzie.

Pokiwał głową, ale wcale nie wyglądał, jakby kumał polecenie. Matczak zdecydowanie nie był najgorszą osobą w stanie pijaństwa, z jaką Flora się spotkała. Przykładowo jej mąż robił się wtedy strasznie nadpobudliwy i kompetytywny, co sama niekoniecznie lubiła. Michał też kojarzył jej się lepiej. To po pijaku mieli swoje najszczersze rozmowy i momenty, gdy wątpiła, że jej decyzje są idealne. Trzeźwość wydawała się ich wtedy gonić, przychodząc za szybko. Florianna nienawidziła tego, bo wraz z nią przychodziły obowiązki. Ona i tak zawsze miała w głowie tę irytującą diodę, jaką było dziecko, do którego trzeba było wrócić. Darzyła córkę ogromną miłością, ale gdy chodzili po mieście w stanie błogiego ukojenia, mogła tańczyć na pustych uliczkach miasta wraz z promilami we krwi i po prostu nie martwić się, jak to będzie po szkole. Musiała dorosnąć szybciej i stanąć na ziemi twardo, ale wtedy mogła latać dookoła, jak pięciolatek na placu zabaw. Epizodycznie kradła pocałunki od randomowych facetów, aby zrzucić z ramion kajdany, jakie społeczeństwo narzuciło jej wraz z nastoletnią wpadką.

GAP YEAR, one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz