~2~

312 16 1
                                    


Cały tydzień wolnego sprawił, że na jej biurku piętrzyły się wielkie kolumny dokumentów do przerobienia. Jednak nie narzekała. Gdyby nie to, że musiała wszytko sobie poukładać – zarówno w życiu jak i w mieszkaniu – to od razu by cofnęła swój urlop i wróciła do ministerstwa. Uwielbiała swoją pracę i nauczyła się w niej odpoczywać, mimo natłoku obowiązków. 

Jej posada, jako prokurator generalny ministerstwa, była tylko pod Naczelnym Sędzią Wizegamotu, samej mając pod sobą prokuratorów ministralnych. Do jej obowiązków, poza przydziałem pracy jak dla mugolskiego prokuratora generalnego, należało także sprawdzanie ustaw, zanim te trafią pod głosowanie wizegamotu.

Natłok obowiązków nie raz i nie dwa powodował, że często przesiadywała po godzinach, by nie zostawiać sobie zaległej pracy. Ale to też jej nie przeszkadzało. Uwielbiała czarodziejskie prawo, a pozycja, którą obejmowała udowadniała jej, że jest w nim dobra. Była najmłodszym prokuratorem generanym od lat. Czuła dużą dozę satysfakcji i spełnienia.

Ron tego nie rozumiał. Miał pretensje, za każdym razem, kiedy zostawała dłużej. Nie mógł pojąć, że Hermiona nie potrzebuje do szczęścia siedzenia w domu i trwonienia galeonów, które zapewniała posada Rona w biurze aurorów. Ona chciała coś osiągnąć i uważała, że to najlepszy czas. Jej czas.

Natłok zaległych spraw wybił jej z głowy plany, by poszła na lunch. Dlatego kiedy większość pracowników zaczęła wychodzić z biura, zamknęła się w swoim gabinecie, życząc Grecie – swojej sekretarce, smacznego.

Zmarszczyła brwi i spojrzała na zegarek, kiedy usłyszała pukanie, zaledwie pięć minut po dwunastej, zwykłej godzinie lunchu.

- Proszę. – Odłożyła piuro na elegancki stojak i złożołyła ręce w koszyczek pod brodą, spodziewając się jakiegoś interesanta. Jednak zamiast tego, do gabinetu wsunęła się ruda głowa Ginny.

- Stawiam, że masz tyle pracy, że nie masz czasu na lunch. – Powiedziała na przywitanie. Podniosła papierową torbę w górę. – Dlatego lunch przyszedł do Ciebie. – Uśmiechnęła się serdecznie do przyjaciółki.

Ginny od kiedy przestała pracować była dość częstym gościem Hermiony w jej pracy. Granger miała tendencję do pomijania lunchy, jak dzisiaj, a Potter do nienawidzenia siedzenia samej w pustych ścianach.

- Co tym razem? – Wstała od biurka i skierowała się do kącika wypoczynkowego. Dwóch kanap i stoliczka między nimi.

- Nowa knajpa włoska, niedaleko mugolskiego parlamentu. – Mruknęła, wyjmując z torby dwa pojemniki. – Wzięłam Ci makaron z krewetkami.

Przypatrywała się w ciszy swojej przyjaciółce, która rozstawiła jedzenie na stoliku. Nie spuszczając z niej wzroku usiadła na kanapie i spokojnie czekała, bez słowa, aż zajmie swoje miejsce.

- Co się stało? – Spytała wprost, kiedy Ginny otworzyła swoje pudełeczko. Ruda spięła lekko swoje ramiona i rzuciła jej szybkie spojrzenie.

- Ron był u nas w sobotę. – Odłożyła pojemik i przypatrzyła się Hermionie, która zamrugała zdziwiona. Nie widziała się z Potter od środy, więc nie wiedziała jak przebiegła jej obiecana rozmowa z mężem. Ale sądząc, że w weekend odwiedził ich Ronald świadczyło, że owa rozmowa nie przyniosła oczekiwanych skutków.

- I co? – Spytała ze ściśniętym gardłem, zaczynając mielić platikowym widelcem w makaronie. Jej przyciałóka wzruszyła ramionami.

- Kazałam mu wypierdalać z mojego domu. – Odparła prosto, po czym ścisnęła usta w cienką linię. Milczała, czekając na ciąg dalszy, wiedząc, że to nie wszystko. – A Harry się ze mną nie zgodził. – Dodała gorzko.

Stracony Czas /DRAMIONE/Where stories live. Discover now