XIII. „Nikt inny na świecie nie potrafi robić tego tak jak ona"

1.1K 86 29
                                    

W tę niedzielę, w którą miałyśmy zaplanowaną wizytę u jej sponsorki, Sybil udało się wstać wyjątkowo wcześnie. Normalnie nie dawała rady zwlec się z łóżka aż do dwunastej, ale skoro obiecywała mi, że wyrobimy się do popołudnia, nie mogła tego dnia również tak zrobić.

Trochę obawiałam się, co będzie w naszym przypadku znaczyło to „tak wcześnie, jak tylko możemy", ale okazało się, że jeśli jej zależało, Sybil potrafiła wstać dość wcześnie nawet w weekend. Jej sponsorka musiała być dla dziewczyny kimś bardzo ważnym, kogo mocno szanowała, bo do tej pory ani profesorowie, ani prace, które zadawali, ani wszystkie moje zaproszenia na wspólne uczenie się, nie były w stanie sprawić, że moja współlokatorka obudzi się wcześnie, jeśli miała ochotę pospać. A gdy tylko otworzyła tego dnia oczy, widziałam, że bardzo miała ochotę pospać.

Zachichotałam, gdy wydała z siebie zirytowane warknięcie, a potem uśmiechnęłam się do niej promiennie, na co posłała mi mordercze spojrzenie. Mogłam jej się przynajmniej choć trochę odpłacić za wszystkie te razy, kiedy to ona mnie drażniła.

Dla mojego zegara biologicznego wstawanie wraz ze słońcem nie było niczym szczególnym. Robiłam to praktycznie od samego przybycia do Akademii. Poranek był perfekcyjnym momentem na naukę. Zdecydowanie należałam do porannych ptaszków. Promienie leniwie zalewające coraz więcej krajobrazu za oknem i specyficzna atmosfera wchodu słońca dodawały mi sił, których nie zaznawałam o żadnej innej porze dnia. W efekcie ja byłam już gotowa — umyta, ubrana, nawet zdążyłam przejść się na korytarz, kupić i zjeść małą przekąskę a automatu — a Sybil wciąż rozważała, czy nie chciała czasem pójść znów spać.

Zanim to zrobiłam, zastanawiałam się dłuższą chwilę, w co powinnam się ubrać i jak się przyszykować. Domyślałam się, że skoro będę przymierzać ubrania, nie powinnam się zbytnio stroić ani robić makijażu, żeby niczego nie pobrudzić. Moja współlokatorka najwidoczniej miała inny pomysł, bo wróciła do naszego pokoju wystrojona, jakby szła na sesję okładkową do jakiegoś prestiżowego magazynu.

— Mam się przebrać? — Spojrzałam wymownie na swoje obcisłe jeansy i zwykłą czarną koszulkę z długim rękawem. — Nie narobię ci tak wstydu?

— Nie, nie, absolutnie, wyglądasz idealnie. Ja po prostu nie będę dziś niczego przymierzać.

Spojrzałam na nią podejrzliwie, ale już nie komentowałam tej bardzo widocznej różnicy w naszym wyglądzie.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Tym razem nie musiałam dzwonić po Grega, bo sponsorka Sybil załatwiła nam transport. Moja współlokatorka tłumaczyła, że nie chciała, abyśmy miały jakiekolwiek problemy z wjechaniem do jej dzielnicy. Rzeczywiście mógłby być z tym kłopot, bo, tak jak można było się spodziewać, wampirzyca była właścicielką jednego z ogromnych apartamentów w najbardziej luksusowej części Brim.

Wampirzyca, która nam otworzyła, była bardzo piękna, ale w zupełnie inny sposób niż Sybil. W taki, że w pierwszej chwili musiałam się zastanowić, czy nie będzie bardziej pasowało do niej określenie „przystojna", ale w końcu po prostu uznałam, że najzwyczajniej w świecie jest bardzo atrakcyjną osobą, nieważne jak to nazwać. Miała krótkie jasnoróżowe włosy, które albo niedawno pofarbowała, albo były jej naturalnym kolorem, bo nie widziałam ani śladu odrostów czy nierówno nałożonej farby. Wampirze znamiona kobiety były również wyjątkowe — dochodziły aż na twarz, co zdarzało się wśród nich niezwykle rzadko, okalały boki jej czoła i dół szczęki, tworząc śliczne zawijasy. Sylwetka sponsorki była rzeczywiście inna niż nasze — Sybil miała tradycyjnie kobiece krągłości, ja byłam chuda jak patyk i zupełnie ich pozbawiona, a wampirzyca już na pierwszy rzut oka wyglądała bardzo muskularnie.

II. Pąki NadzieiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora