Dzień 1

19 4 10
                                    

24 października 2022

Tego dnia Kamili wstawało się jakoś lepiej. Ta ciekawa mieszanka radosnego podniecenia ze strachem przed nieznanym zawładnęła nią całkowicie, przez co nabrała jakiejś nowej energii.

Jak najszybciej umiała ubierała się, myła zęby, czesała włosy i jadła śniadanie, a gdy nadszedł czas wyjścia była gotowa. Jeszcze raz sprawdziła czy wszystko co było jej potrzebne znajdowało się w plecaku, po czym wyszła z domu.

— Pa! — krzyknęła tylko na pożegnanie.

Wyminęła psa, rzucając mu: pobawię się z tobą po szkole. Otworzyła furtkę i ruszyła w swoją trasę. Odcinek od domu do stacji miał prawie półtora kilometra.

Tego dnia jej krok był jednak szybszy niż kiedy normalnie gdzieś szła. Było tak z pewnością dlatego, że była przepełniona tym nowym rodzajem energii.

Podczas drogi wszystko ją zachwycało. Zwracała uwagę na każdy szczegół. Żaba rozjechana na jezdni przestała być obrzydliwa, a stała się fascynującym zjawiskiem, któremu Kamila bardzo chciała przyjrzeć się szerzej po lekcjach. Słońce zaczynało też już powoli wschodzić. W jego promieniach kąpały się liście spadające z drzew, przy każdym podmuchu wiatru. Światło odbijało się od nich i w ten sposób tworzyło wręcz bajkową scenerię. Powietrze było trochę wilgotne, ponieważ minionego dnia padał deszcz. Kamili to nie przeszkadzało. Nic jej nie przeszkadzało. Pomyślała wręcz, że nawet gdyby najbardziej znienawidzone przez nią osoby zagrodziły by jej teraz drogę, nie zepsułoby to jej dnia.

— To będzie mój dzień. — powiedziała sobie. — Mój i tylko mój. Nic mi go nie zepsuje.

A gdy to mówiła, w jej oczach odbijały się wszystkie widoki. Tęczówki zalśniły nagle jakby kolejną z energii, jakich dawno nie doświadczyła. A może to było tylko słońce?

Szła, mijając domy sąsiadów. Było cicho. Jedynym dźwiękiem był świst wiatru, który podrywał liście do ruchu. Zaciągał je na parkiet do tańca w powietrzu, zupełnie jak... Jak Kamila próbująca namówić swoją byłą (bo śmiało można było ją już tak nazwać) przyjaciółkę do tańca na szkolnej dyskotece, a później ciągnąca ją na środek sali gdzie trwała zabawa.

Dziewczyna uśmiechnęła się do tego wspomnienia, ale chwilę później pomyślała, że w tym roku jedyną osobą, która będzie mogła się bawić w ten sposób z jej już-nie przyjaciółką, będzie ta okropna kujonka z pierwszej ławki. Z nią też Kamila kiedyś się przyjaźniła, jednak ciągle ze sobą rywalizowały i kilka lat temu dziewczyna stwierdziła, że dla własnego zdrowia psychicznego, musiała to zakończyć. Od tamtej pory z przyjaciółek, stopniowo zaliczały regres. Przeszły w koleżanki, potem w osoby dla siebie neutralne, potem się znienawidziły, a na koñcu stały się dla siebie największymi rywalkami i wrogami. Dziewczyna, której Kamila nienawidziła zwała się Zuzanna.

Chociaż Kamila najchętniej zwracałaby się do niej: ,,Zdzira".

Niestety nie mogła tego zrobić. Bardzo chętnie powiedziałaby perfekcyjnej Zuzannie, co o niej myśli. Że jest zarozumiała, fałszywa i ma sobie poszukać swoich przyjaciół, a nie kraść cudzych!

Pomimo, że Kamila wiedziała, że jej była przyjaciółka sama dokonała wyboru, lubiła zwalać całą winę na Zuzannę. Tak było łatwiej. Po prostu myśl, że jej przyjaciółka z własnej woli wybrała kujonkę z pierwszej ławki, bez żadnych manipulacji bolała. Bardzo bolała. Kamila dzień w dzień pytała samej siebie, gdzie popełniła błąd? Co Zuzanna miała, czego ona nie miała? W czym była lepsza? Co Zuzanna mogła dać jej już-nie przyjaciółce, czego Kamila nie mogła jej dać?

Tak rozmyślając, dotarła w końcu do stacji. Słońce było w połowie drogi do pełnego wynurzenia się zza horyzontu. Zupełnie jak w jej śnie i przez całą drogę, w powietrzu unosiły się pomarańczowe i żółte liście. Te z nich, które odmówiły posłuszeństwa wiatrowi, chrupały Kamili pod nogami.

↬Stacja ↠ MINI BOOK↫Where stories live. Discover now