Rozdział 3. Powrót z zamku na wygnaniu

96 12 4
                                    

Muszę odetchnąć. Musiałam odetchnąć tak bardzo, że właśnie przemierzałam głuchy las w okolicy rodzinnej posiadłości w czarnych kaloszach, grzęznących na błotnistej ścieżce. Gdzieniegdzie słychać było tylko szczekanie psa, który biegał w pogoni za najmniejszym trzaskiem gałęzi i szelestem liści na koronach drzew, odcinających promienie górującego słońca.

Jestem zmęczona. Byłam zmęczona, ale bynajmniej nie tańczeniem do późnego wieczora na bankiecie. Kilka piosenek skradł mi staruszek, który widząc znudzenie dyskusjami prowadzonymi przez otaczające ją pary, postanowił poprosić do tańca i zabawić rozmową za co byłam mu niezwykle wdzięczna.

– Mój wnuk jest urodzonym tancerzem – zagadywał podczas jednej z wolniejszych piosenek, rozglądając się dookoła, jakby próbując wypatrzyć go w tłumie tańczących par. – Nie bywa jednak często na tego typu bankietach.

– Niech więc żałuje, że nie może do nas dołączyć – uśmiechnęłam się do niego życzliwie.

- Wręcz powinien mi zazdrościć – odparł ze śmiechem. Nie mogę jednak odeprzeć wrażenia, że kogoś mi przypominasz. Starą przyjaciółkę.

To zabawne jak trafne było to określenie. Przemierzałam kolejne krzyżujące się ścieżki okolicznego lasu w zamyśleniu, kiedy głuchą ciszę zakłócił głośny odgłos.

Huk.

Jeden, drugi, trzeci.

W pośpiechu złapałam Duke'a, próbując załagodzić jego niespokojne ujadanie. Okoliczne lasy były miejscem, w którym odbywały się polowania. Wiedzieli o tym wszyscy – niektórzy milczeli, niektórzy się sprzeciwiali, a jednak znaczna część mieszkańców była ich entuzjastami.

Zboczyłam z głównej ścieżki i w pośpiechu przemierzałam w kierunku przebiegającej niedaleko rzadko uczęszczanej ulicy. Gdzieś za sobą słyszałam trzask gałęzi, więc znacznie przyspieszyłam kroku. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś śledzi każdy mój ruch. Szybki marsz zmienił się w bieg. Biegłam przed siebie, starając się nie odwracać.

Nagle Duke stanął w miejscu, nastawił uszy i wyprostował się, obserwując otoczenie. Znajdowaliśmy się na skraju lasu, tuż przy przebiegającej ulicy. Odwróciłam się, aby pociągnąć go za sobą, kiedy usłyszałam klakson pędzącego samochodu.

Pojazd zatrzymał się z piskiem opon, a z wnętrza wysiadła młoda dziewczyna. Nerwowo przeczesywała ciemne, kręcone włosy i wymachiwała jedną dłonią. W drugiej tuż przy uchu trzymała telefon i nawet na moment nie przerwała prowadzonej rozmowy.

Czyś ty kompletnie zwariowała? Mogłam cię przejechać!

– Na tej drodze obowiązuje znaczne ograniczenie prędkości odburknęłam do nieznajomej, próbując uspokoić szybko bijące serce. – Wszyscy tutaj jeździcie jak piraci? – dodałam, patrząc wprost w jej rozbiegane ze złości oczy.

– Z reguły nie zakładam, że jakaś wariatka wejdzie mi wprost pod koła! – krzyknęła dziewczyna. Była wysoka, a wiatr rozwiewał jej ciemne, kręcone włosy. Nerwowo obracała się dookoła siebie, szepcząc coś w kierunku telefonu.

Nagle rozemocjonowaną dwójkę minął kolejny szybko pokonujący zakręt pojazd. Śledziłam go wzrokiem. Wszystko wskazywało na to że albo przez ostatnie kilka lat droga przestała posiadać status rzadko uczęszczanej, albo mój radar na piratów drogowych działał bez zarzutu. Może powinnam pomyśleć o karierze w miejscowej policji.

Kierowca pojazdu sprawnie wyminął zaparkowany samochód dziewczyny i zatrzymał się tuż przed nim. Drzwi trzasnęły, a z oddali rozległ się przyjemny dla ucha damski głos. Znajomy.

Opowieści płaczącego niebaOnde histórias criam vida. Descubra agora