Jak się zaczęło?

176 12 1
                                    


               Najpierw z ciemności wyłania się uczucie bólu.

Czujesz – znaczy żyjesz.

Czujesz ból i na tę chwilę skupiasz się wyłącznie na nim, ponieważ tylko to cię otacza. Dopiero po pewnym czasie zdajesz sobie sprawę, że zaczynają otaczać cię dźwięki. Wpierw niepewnie wyłaniające się z oddali, potem coraz śmielsze i głośniejsze, aż w końcu toniesz w kakofonii spokojnej melodii nocnej natury. Tylko...skąd wiesz, że nocnej?

Percepcja czucia rozszerza się i teraz nie tylko wita bólem kłębiącym się w żołądku, powodującym mdłości, lecz także twardość zimnej ziemi przyciskającej się do pleców. Kończyny są odrętwiałe, skostniałe. Paznokcie wolnym ruchem żłobią w ziemi, gdy dłoń powoli napina i rozluźnia mięśnie, jakby umysł chciał się upewnić, że ciało nadal należy do niego.

Boli...znaczy należy.

Wtem mrok kłębiący się pod zaciśniętymi powiekami ustąpił niechętnie bladej, jasnej poświacie. Zimnemu światłu. Dziwnej, pełnej spokoju sile, która powoduje, że ból ustępuje a po ciele rozlewa się poczucie siły wystarczającej, by otworzyć oczy. Mimo tego umysł nadal był otępiały. Posługując się receptorami dotyku i węchu badał okolicę starając się zrozumieć i odpowiedzieć na dręczące pytania.

Gdzie jestem? Skąd jestem? Kim jestem? Co tu robię? Czemu nic nie pamiętam?

Powieki powoli uniosły się ukazując głęboką zieloną barwę. Kolor był tak mocny, że lśnił na tle nocy niczym szmaragdy wieńczące królewski skarb. W czarnych niczym krucze pióra źrenicach odbijał się Księżyc.

Uniosła powoli ciało nie odwracając wzroku od swego Towarzysza piastującego podniebne stanowisko. Na ramiona posypały się krótkie, brudne od ziemi, czarne kosmyki. Zadała mu te same pytania. Odpowiedział tylko na jedno.

- Jestem Ash... - powiedziała na głos odpowiedź Księżyca.

Skrzywiła się na dźwięk swojej mowy. Przy odgłosach natury, wydał jej się wręcz nieadekwatny. Nie pasujący tu. Obcy. Co najgorsze, ton był obojętny.

Nie czuła radości, niedowierzania czy strachu.

Nie czuła absolutnie nic.

Jakby nie istniała na tym świecie, jakby nic ją nie obchodziło. Chciała poczuć przerażenie, lecz uświadomienie sobie tego stanu rzeczy nie wpłynęło na nią ani jednym poruszeniem struktury mózgowej. Jej układ limbiczny nie zareagował.

Uniosła lekko brwi. Obudziła się, by poczuć, że powoli zaczyna znikać. Rozpływać się, rozwiewać. Dopiero silniejszy blask ocucił ją, przez co powróciła myślami do księżyca. Znów spojrzała na niego zastanawiając się o co mu chodzi. I nagle pojęła. Zrozumiała co musi zrobić. Przecież wiedziała to od samego początku nim otworzyła oczy. Czemu o tym zapomniała?

- Muszę go odnaleźć. – szepnęła zmuszając obolałe, skostniałe kończyny do powstania. Zielone oczy utkwiła w dziwnej jamie w ziemi, znajdującej się może dwa metry od niej. Dodatkowo miała wrażenie, że ktoś a może raczej coś na nią patrzy, lecz po uważnym rozejrzeniu się nie dostrzegła nic niepokojącego, cokolwiek to dla niej znaczyło. Po prostu wiedziała, że istnieje takie słowo. Nie czekając ruszyła przed siebie zanurzając dłonie w kieszeniach czarnej bluzy. Może nie odczuwała emocji, lecz aspekty fizyczne zewnętrzne z jakiegoś powodu nie zostały naruszone.

Docierając na skraj lasu pojęła, że to wcale nie las, a rozległy park. Bardzo rozległy. Przed nią pojawił się obraz miasta powoli budzącego się ze snu. Na horyzoncie unosiła się już jasna, ciepła łuna zwiastująca rychłe nastanie dnia. Obróciła się chcąc ostatni raz spojrzeć na Księżyc, lecz nie ujrzała już swego nocnego Towarzysza, który ją wezwał, a jedynie olbrzymią, oddaloną o trzy miliony kilometrów od ziemi kulę, która zbladła i teraz kryła się po drugiej stronie globu.

In the dark - Powrót strażnikaWhere stories live. Discover now