Rozdział 14

2.6K 282 8
                                    

Wszyscy mieli szeroko otwarte oczy i patrzyli na mnie z niedowierzaniem, jak na jakąś dziwną istotę. Przestali ćwiczyć na swoich sprzętach i podbiegli do mnie, ale stali kilka kroków przede mną, jakby bali się podejść bliżej. Ich wzrok kierował się ku mojej klatce piersiowej.
Powoli schyliłam głowę, aby zobaczyć co jest obiektem ich zainteresowania. Był to mój naszyjnik. Świecił białym światłem i unosił się do góry, zdejmując się z mojej szyi, aby na końcu opaść na moją dłoń. Gdy tylko dotknął mojej skóry, otwórzył się.
Snop białego światła padł na ścianę po mojej prawej stronie. Po chwili zaczęły się na niej wyświetlać fotografie i filmy.
Nie znałam ludzi, którzy na nich byli, ale czułam się, jakbyśmy byli czymś związani. Mieli stroje podobne do tych z epoki średniowiecza, a dokładniej jak w okresie romantyzmu. Na kilku zdjęciach nastolatkowie używali swoich mocy do jakichś gier. Wszyscy byli radośni, roześmiani, aż mi samej uśmiech zagościł na twarzy. To było tak realistyczne, że myślałam, że w każdej chwili mogłabym do nich dołączyć.
Nagle obrazy zaczęły się zmieniać. Przedstawiały koszmar moich ostatnich nocy... Pana Dusz. Moje serce zaczęło bić jak szalone i nie mogłam złapać przez krótką chwilę oddechu. Pierwszy film przedstawiał go w lesie. Szedł w stronę opuszczonej, starej chatki, która była niedaleko, a każda roślina, której dotknął po drodze, zaczęła więdnąć.
Zerknęłam na Emily. Miała tak zaciśnięte ręce w pięści, że aż jej kłykcie zbielały, ale gdy spojrzałam na jej twarz, zobaczyłam więcej smutku i przerażenia, niż gniewu.
W końcu Pan Dusz wszedł do małej chatynki, a to co tam zobaczyłam, było przerażające. Wszędzie stały na regałach różnej wielkości fiolki. Wsztkie były podpisane. W środku większości takich fiolek znajdowało się coś podobnego do duszka. Każdy "duszek" miał kolor fioletowy. Im człowiek był starszy w trakcie zabrania mu duszy, tym jego dusza miała ciemniejszy odcień fioletu. Oprócz fiolek z duszami posiadał jeszcze wielkie słoiki z różnymi ziołami itp.
Wyglądało to, jakbym przeniosła się do kreskówki, ale to jednak była prawda - przerażająca, ale prawda.
Zaczęły pojawiać się zdjęcia czarnej postaci ze swoimi ofiarami. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Ostatnie zdjęcie przedstawiało Pana Dusz nad ciałem... mojej matki. Tego już było dla mnie za wiele.
Chciałam krzyczeć ale nie potrafiłam. Gula, która uformowała mi się w gardle skutecznie uniemożliwiała mi wydawanie z siebie dźwieków. Chciałam się poruszyć, ale tego też nie potrafiłam zrobić. Stałam jak sparaliżowana, a jedyną oznaką tego, że żyję, były łzy płynące strumieniami po moich policzkach.
Gdy ten obraz zaczął znikać, w jego miejsce pojawiło się czarne tło, nic więcej.
Ściana zrobiła się czarna, a ta czerń niczym czarna dziura, zaczęła pochłaniać wszystko dookoła, aż nie widziałam nic oprócz siebie, Emily, Brytany, Jardan'a i Aron'a. Byliśmy widoczni, dzięki temu, że otaczało nas złote światło. Poczułam, że ktoś podnosi mój podbrudek do góry, a ja nie mogłam się postawić tej sile.
Mój wzrok padł na sufit. Po kilku sekundach zaczęły się na nim pojawiać jakieś słowa zapisane złotym światłem. Po chwili potrafiłam je rozczytać. Zaczęłam czytać na głos:
Nadzieja podtrzymywana jest przez wiarę i odwagę. Jednak nie byłoby czegoś takiego jak nadzieja bez człowieka. Dopóki mamy nadzieję - wierzymy w siebie i innych. Dopóki wierzymy w siebie - jesteśmy odważni. Nigdy nie pozwól, aby ktoś odebrał Ci nadzieję, bo on wtedy odbierze Ci jeszcze więcej. Pamiętaj o tym...
Po przeczytaniu tego, w mojej głowie usłyszałam spokojny, kobiecy głos. To był głos mojej mamy. Powiedziała "Po raz pierwszy użyłaś swoich wszystkich mocy, więc musisz także poznać parę istotnych rzeczy. Pamiętaj, jestem bliżej niż możesz sobie wyobrazić".
Jak dawno nie słyszałam jej głosu. Chciałbym, żeby była tutaj ze mną fizycznie, ale to nie było możliwe. A może mi się tylko zdawało, że to była ona? Może moja wyobraźnia płata mi figle? Nie wiem sama, ale nie zdziwiłabym się, gdyby to na prawdę była moja mama.
Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, już nie stałam w czarnej przestrzeni, ale w sali treningowej. Naszyjnik leżał już zamknięty na mojej dłoni.
Spojrzałam na Emily, Brytany, Arona i Jordan'a. Wszyscy patrzyli się na mnie z przerażeniem.
Jako pierwsza ocknęła się Brytany. Podbiegła do mnie i bez słowa mnie przytuliła. W pierwszej chwili czułam się dziwnie, bo nie miałyśmy jakiegoś dobrego kontaktu, ale chciałam to zmienić.
Nagle usłyszeliśmy grzmot. Dźwięk był tak głośny, że wywnioskowałam, że piorun "walnął" niedaleko. Zaczął wiać szybki i mocny wiatr. Nagle otworzył drzwi i wszystkie okna. Za drzwiami stała mama Arona i jedynym słowem, które zdołałam od niej usłyszeć było "Uciekajcie".
Nie pytając o co chodzi, szybko wybiegliśmy z sali treningowej i pobiegliśmy przez las za Sophie, która biegała tak szybko jak my mimo swojego wieku.
Gdy tylko zamykałam oczy, pod powiekami pojawiały mi się straszne obrazy z Panem Dusz w roli głównej. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Już nie zwracałam uwagi na deszcz, który lał niemiłosiernie. Już nie zwracałam uwagi na moje mokre ubrania. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie "Jak to się skończy?".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po dłuuuuuuuugiej przerwie jest (jak widzicie) nowy rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie aż tak bardzo źli, jak myślę :(
Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że akcja się zaczyna rozwijać coraz bardziej, ale nie martwcie się, będzie jeszcze bardziej wszystko pogmatwanie i będzie jeszcze więcej tajemnic itp. XDD

Szepty Żywiołów//ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now