rozdział 3 - nelson graves po prostu był

102 10 9
                                    

ostrzeżenie: myśli destrukcyjne

NATHAN

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — jego szept rozdarł panującą między nami ciszę. — Przecież pojechałbym kurwa z tobą!

— Nie chciałem wam psuć imprezy — wychrypiałem. — Nie było sensu nikogo informować.

— Cholera jasna, Nathan! — podniósł głos. — On cię prawie skatował, a twoja ręka...

— To nie był pierwszy raz — przerwałem mu. — To nie były pierwsze urodziny, w których plułem krwią.

Nathan znał ból zbyt dobrze, a miał wtedy zaledwie pięć lat.

— Nie musiałeś tam iść — powiedział zawiedziony. — On nie miał prawa cię uderzyć, a ty się mu jeszcze dałeś. Cholera, wiesz, jak ja się o ciebie martwię?

— Przepraszam — wyszeptałem, a po chwili syknąłem, gdy Nelson przyłożył mi wacik nasączony wodą utlenioną do rany na dłoni.

— Proszę cię, nie zostawiaj mnie — spojrzał na mnie, mając w oczach łzy. Jego palce zacisnęły się delikatnie wokół mojej dłoni, ale nie poczułem bólu. Bynajmniej nie tego fizycznego.

— Nelson...

Po raz kolejny to Graves prosił Nathana, by go nie zostawiał, a Nathan błagał go, by pozwolił mu odejść.

— Dobrze wiesz, jak cholernie mi na tobie zależy. Mnie i Hawkinsowi — mówił, pomimo iż każde słowo z trudem opuszczało jego usta. — Tak bardzo bym chciał zabrać od ciebie to całe cierpienie... Tak bardzo...

— Poradzę sobie, Graves. Obiecuję ci, że sobie poradzę, tylko potrzebuję czasu.

— Co, jeśli tego czasu ci zabraknie? — zapytał mnie, a ja starłem mu tylko łzy z policzków i posłałem mu słaby uśmiech.

Nie chciałem mu na to odpowiadać. Oboje wiedzieliśmy, jaki byłem. Potrafiłem się izolować na jakiś czas, mając gorszy okres. Potrafiłem siebie krzywdzić, by poczuć chwilowe ukojenie, po którym było gorzej, choć dalej w to brnąłem. Byłem tykającą bombą, czekając, aż któregoś razu wybuchnę.

I Nathan wiedział, że pewnego razu czas apokalipsy nadejdzie.

— Jak ty się w ogóle czujesz? — zapytał, zmieniając temat. Podejrzewałem, że ciszą z mojej strony odpowiedział sobie sam na wszystkie czarne scenariusze krążące po jego głowie.

— Lepiej. Czuję się... — syknąłem, chcąc ułożyć się wygodniej. — Lepiej.

— Gdybyś czegoś potrzebował... — zawahał się na moment. — Chciałbym ci jakoś pomóc.

Usta Gravesa ułożyły się w smutnym uśmiechu, który odwzajemniłem. Był tak cholernie kochany i dobry. Opiekował się mną od naszego pierwszego spotkania. Już wtedy był świadomy, w jak wielkim gównie siedziałem, ale był. Był ze mną i to tak bardzo wystarczyło.

Cholernie mnie jednak bolało to, ile Graves wylał łez. Ile przeze mnie płakał. Ile się martwił. Pomimo iż na jego miejscu robiłbym to samo, to wciąż odnosiłem wrażenie, że byłem dla niego kotwicą. Usilnie próbowałem się pozbyć tego wrażenia, jednak to nic nie dawało.

Moje myśli momentami były nie do wytrzymania. Zazwyczaj wtedy się odizolowywałem. Stawałem się szczery dopiero w nocy, gdy na niebie widniał księżyc w pełni. Tylko wtedy Nathan Evanson był najprawdziwszy na świecie.

— Wystarczy, że tu jesteś Nelson. Twoja obecność mi naprawdę dużo daję, bo... — zrobiłem krótką pauzę. — Ponieważ czuję, że nie jestem sam.

Nathan [18+]Where stories live. Discover now