9 GRUDNIA

8.8K 464 44
                                    

Znowu później, ale swiateczny okres u mnie w pracy to tez zapierdziel, ale nie martwcie się – mamy weekend ;) miłego czytania!

Madelyn West dziewiątego grudnia, już nie przyszła do pracy cała na czarno. Zdecydowała się na zieloną sukienkę przed kolano i czarne botki na słupki. Tego dnia chciała być zauważalna. Czuła po kościach, że może mieć teraz swoje pięć minut w New York Post i zamierzała być z tego dumna.

Dzień wcześniej wieczorem, Taylor przesłał jej pierwsze najważniejsze informacje dotyczące artykułu. Niemal od razu zaczęła się wgłębiać w temat sprawy niewinnie osadzonego sportowca w więzieniu na dożywocie. Przeglądała wszystkie możliwe informacje, spisując sobie małą listę pomocnych dla niej rzeczy.

Była tak strasznie szczęśliwa, że ktoś ją zauważył i mogła zacząć spełniać swoje największe marzenie.

Przez pół dnia dumnie siedziała przy swoim stanowisku, wykonując swoją dzisiejszą pracę. Parę jej dobrych kolegów i koleżanek z pracy, dowiedziało się o zaistniałej sytuacji, składając jej gratulacje. Część jednak zaczęła też posyłać jej nieco zawistne spojrzenia, czym trochę zaczęła się martwić.

Lubiła być lubiana. Nie chodziło o bycie najbardziej popularną i rozchwytywaną osobną. Madelyn nigdy taka nie była, jednak zawsze chciała mieć ze wszystkimi dobre stosunki. I to przez dwa lata się jej udawało. Każdy ją ubóstwiał. Była miła, pomocna i przynosiła te swoje cudowne wypieki.

Dlatego martwiła się tymi zawistnymi spojrzeniami. Wiedziała, jacy potrafią być ludzie z jej pracy, mogli zacząć jej rzucać kłody pod nogi. Nie bała się przeciwności losu – ostatnio miała ich tyle, że się nawet zaczęła przyzwyczajać – ale chciała żyć z każdym po prostu dobrze.

Caroline za to była wręcz wniebowzięta. Strasznie cieszyła się z sukcesu przyjaciółki. Oczywiście, że chciałaby też dostać taką szansę, ale bardzo lubiła to co robi teraz i nawet wolała na tę chwilę przy tym przystać. Madelyn była wdzięczna za taką przyjaciółkę. Nigdy wcześniej nie spotkała takiej osoby w swoim życiu, aż nawet zaczęła się martwić, że takie osoby po prostu nie istnieją.

Po spotkaniu czarnowłosej wszystko się zmieniło. Zaczęły pracować w niemalże podobnym czasie, wszystkie problemy początkujących przechodziły razem. Potem zaczęły się spotykać poza pracą, aż kończyło się na tym, że siedziały razem pół nocy, oglądając róże komedie romantyczne, razem płacząc ze śmiechu.

Blondynka czuła, że Caroline jest dla niej tą osobą, przy której czuła się swobodnie. Mogłaby jej powiedzieć wszystko i wiedziała, że nigdy by jej nie oceniała.

Siedziała, kompletnie zanurzona w pracy. Nie zwracała nawet uwagi na żadne bodźce zewnętrze, do momentu, w którym zauważyła nowe powiadomienia na mailu.

Od: Marcel Foley

Temat: Ważne

Madelyn, mogłabyś podjeść do mojego biura?

Z poważaniem,

Marcel Foley.

Zmarszczyła brwi zdziwiona. Zauważyła, że ostatnio przestała odczuwać tak duży stres w związku z brunetem, chociaż nadal miała z tylu głowy, że to jej szef.

Wstała więc od biurka i skierowała się do jego biura. Zapukała delikatnie w czarne, masywne drzwi.

– Wejść – usłyszała, więc nacisnęła na klamkę. Lekko niepewnie zamknęła za sobą drzwi i zerknęła na Marcela. Siedział przy swoim biurku i uniósł swój wzrok znad laptopa na dziewczynę.

Świąteczna zmoraWhere stories live. Discover now