*+:。.。 7 。.。:+*

11 5 0
                                    

- Bennie! - zawołała blondynka i podeszła do czekającego chłopca z uśmiechem. - Wiem, że wolałbyś, żeby to Jikyo cię odebrał, ale on kończy pracę dopiero za jakieś półgodziny. - wyjaśniła. - A skoro nauczycielki wyznaczyły nam taką porę, to lepiej więcej z nimi nie zadzierać.

- W porządku. - odparł chłopiec. - Ty też możesz być. Znaczy... Też jesteś fajna. - mówił i lekko się zarumienił.

- Ale nie tak fajna jak Jikyo, co? - zachichotała. - To nic, rozumiem. Sama też nie potrafiłam się mu oprzeć. - wzięła Ben'a za rękę. - Co ty na to byśmy po niego zaszli? - pytała z uśmiechem.

- Tak! Chodźmy! - ucieszył się malec.

Po ostatnim incydencie para razem odprowadziła chłopca do sierocińca i jeszcze tego samego dnia odbyli rozmowę z nauczycielkami. Powiedzieli, że chcą zaadoptować Benjamin'a. To nieco zaskoczyło niektóre z pań, ale sama ich szefowa była bardzo zadowolona z dobrych wieści. Uprzedziła ich jednak, że zanim Ben będzie mógł z nimi zamieszkać, może minąć dość sporo czasu. To im jednak nie przeszkadzało, chcieli by wszystko zostało należycie przeprowadzone, a Benjamin, będzie mógł wreszcie zamieszkać w nowym domu.

- Od jak dawna znasz Jikyo? - spytał zaciekawiony chłopiec, gdy szli w kierunku bistro, w którym pracował mąż Liliany.

- Cóż... - zastanowiła się. - Znam go praktycznie całe moje życie. - powiedziała uśmiechając się mimowolnie. - Poznałam go, gdy może mieliśmy z siedemnaście bądź osiemnaście lat. Jikyo wtedy był jeszcze w sierocińcu, a raczej ponownie do niego trafił, bo sprawa z rodziną zastępczą nie wypaliła. Ale to właśnie w czasie, gdy chwilę mieszkał w nowym domu, tam się poznaliśmy. Później zakradałam się do niego, do sierocińca. Całymi dniami przesiadywaliśmy w naszym skrytym miejscu na uboczu.

- Skrytym miejscu? - powtórzył ciekawy.

- Tak. - skinęła głową. - Za całym placem zabaw i małymi magazynami, gdzie znajdował się sierociniec, było jeszcze miejsce, na końcu działki. Było tak skryte krzakami i zapomniane, że mogliśmy bez problemu się tam spotykać. Mimo, że dzieliło nas ogrodzenie, w postaci siatki. Zanim się spostrzegłam, zakochałam się w nim... - uśmiechnęła się. - A teraz jest już moim mężem.

- A co z twoimi rodzicami?

- No cóż, nie byli tak dobrzy jak na przykład twoja mama. - przyznała. - W moim przypadku było tak, że oni mnie nie znosili, ja zresztą też za nimi nie przepadałam...

- Dlaczego? - dziwił się. - Myślałem, że rodzice powinni opiekować się swoimi dziećmi i je kochać...

- Bo tak powinno być. Ale niestety nie w każdej rodzinie jest tak samo. - spojrzała na chłopca, który analizował jej słowa. - Jesteśmy. - wskazała na bistro i po chwili weszła z Ben'em do środka.- Dzień dobry!

- Ah, Liliana, moja droga! - zawołała Jade, żona Andre i z szerokim uśmiechem podeszła do gości. - Przyszłaś po męża?

- Tak. - odparła z miłym uśmiechem.

- Ah, Ben, chłopcze. - przywitała się starsza. - Jak się czujesz, słonko?

Benjamin niepewnie zerknął na Wilkinson, która skinęła głową na znak, że śmiało może odpowiedzieć.

- D-dobrze, dziękuję. - powiedział.

Po krótkiej chwili Jikyo wyszedł z kuchni, a Ben na jego widok uśmiechnął się i pobiegł do mężczyzny, który od razu go złapał, wziął na ręce i przytulił.

- Przyszliśmy po ciebie. - mówił zadowolony z widoku Jikyo.

- Cieszę się. - odparł uradowany, po czym postawił chłopca na ziemi i ucałował żonę na powitanie.

Życie Lily Wilkinson (PL)Where stories live. Discover now