21.

122 31 77
                                    

Długo spędzili zamknięci w ciasnym uścisku Louisa. Nie mówili już nic, jedynie pozwalając na kilka niemych łez i głośniejszych pociągnięć nosem. Przytulali się i byli blisko, a to była jedyna rzecz, której wtedy chcieli – siebie, razem już zawsze, na zawsze.

To pozwoliło im się nieco uspokoić. Louis odetchnął, mając Harrego w ramionach. Wiedział, że był z nim bezpieczny i czuł się jak w domu. Słyszał bicie jego serca, ciężki oddech i pełne bólu westchnienia, ale to i tak pomogło odzyskać mu spokój. Co prawda drżał na samą myśl o chorobie chłopaka, ale nie chciał się na tym skupiać. Póki co dziękował niebiosom, że zdążył go odnaleźć, zanim nie było za późno...

Z kolei Harry ciągle był oszołomiony, jakby utknął w czasie. Nie docierało do niego, co tak naprawdę chciał zrobić. Skoczyć. Chciał skoczyć i zniknąć, myśląc, że rodzina i bliscy lepiej przyjmą wiadomość o jego samobójstwie niż o śmiertelnej chorobie. Przy okazji wiedział, że pozbyłby się bólu, ale...

- Przepraszam – szepnął w końcu. Gardło nieco go zawiodło, a słowo przerwało się w środku. Przełknął ciężko ślinę i nabrał powietrza. Ciepła dłoń Louisa na jego plecach pozwoliła mu nie zwariować. – Przepraszam, Lou.

- To ja przepraszam, kochanie – szatyn westchnął, całując niedbale czoło Harrego. Miał wyschnięte wargi i całkiem mokre policzki, gdy zatrzymał się na ciepłej skórze.

- Ale to ja... Przecież...

- Nie, Hazz – pokręcił głową. Poprawił swój uścisk. Harry mocniej oplótł jego ciało ramionami. – Powinienem wcześniej zauważyć, że coś się dzieje. Powinienem być przy tobie.

- Louis, byłeś – westchnął, wciskając nos w miękką pierś narzeczonego. – To była moja decyzja, by nic nie mówić. I tak widziałeś więcej, niż chciałem.

- Może gdybyś ufał mi bardziej, moglibyśmy przeżywać to razem...

- Ufam ci najbardziej na świecie – szepnął. Jego głos załamał się na ostatnim słowie. Łzy znów kłuły kąciki jego oczu. – Oddałbym życie w twoje ręce, Lou. Tu nie chodziło o zaufanie.

- Byłeś z tym sam... - Tomlinson zassał głośniej powietrze, chcąc opanować drżenie swojego głosu. – Cierpiałeś, a ja...

- Louis, posłuchaj mnie – przerwał mu, odrywając się od jego piersi. Wyprostował się i objął dłońmi policzki chłopaka. Spojrzał mu prosto w oczy i westchnął ciężko. Mówienie o jego chorobie i decyzjach, które podejmował pod wpływem bólu, było dla niego cholernie przytłaczające. – Nie chciałem cię w to wplątywać, tak? Chciałem zniknąć razem ze swoim problemem. Nie umiałbym patrzeć na twoje zmartwienie, kiedy leżałbym i umierał w naszym łóżku. To zabiłoby mnie od środka...

- Harry, ale ja chcę przy tobie być – odparł szeptem. Kciuki Harrego ścierały świeże łzy z jego policzków. – Chcę ci pomóc, chcę się troszczyć i chcę wiedzieć, jak się czujesz. Chcę móc podać ci głupią szklankę wody, gdy nie będziesz miał siły wstać. Chcę być z tobą zawsze.

- Ja... - zadrżał, spuszczając wzrok na swoje kolana. – Ja nie potrafię w ten sposób. Nie umiem mówić ci, gdy źle się czuję. To już nie jest zwykły katar czy gorączka. To mnie zabije, Louis...

- Tym bardziej powinienem być blisko ciebie. Być, by móc ci pomóc. By sprawić, że każdy dzień będzie dobry...

- Nie chciałem, byś cierpiał – Harry zaszlochał. Jego dłonie drżały na policzkach Louisa. – Łatwiej by ci było pogodzić się z tym, że już nie żyję, niż z tym, że powoli umieram.

- Nigdy nie pogodzę się z tym, że umierasz – powiedział. Znów przyciągnął narzeczonego do swojej piersi. – Nigdy nie zrozumiem... Ale chcę być w tym z tobą. Chcę wiedzieć, jak się czujesz. Obiecałem cię kochać już zawsze, na zawsze, Harry. I będę cię kochać niezależnie od wszystkiego – pocałował jego ramię. Słyszał, jak Styles płacze na jego ramieniu. Pogładził dłonią jego kręgosłup. – Jesteś całym moim światem. Nie mogę pozwolić na to, by zniknął. Nie pozwolę na to, byś ty zniknął.

- Boję się, co będzie, gdy już umrę – wyszeptał. Oddychał ciężko i szybko. Był wdzięczny Louisowi, że ten trzymał go mocno w swoich ramionach. – Boję się, co stanie się z tobą. Nie chcę wyobrażać sobie bólu, jaki będziesz przeżywał. Gdy odejdę, nie będę czuł nic, a ty...

- A ja będę szczęśliwy, że mogłem być z tobą do ostatniego dnia – zaszlochał. – Nie wiem, co będzie później. Na pewno będzie mi ciężko pogodzić się z tym, że cię nie ma, ale... Ale chcę być tak długo, jak świat nam na to pozwoli.

- Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w życiu... I choć będzie krótkie, cieszę się, że mogłem spędzić je z tobą.

- Nie myśl o tym – szepnął. – Po prostu żyjmy chwilą. Nic się nie zmieni. Wszystko będzie takie, jak było do wczoraj...

- Możesz mi obiecać jedną rzecz? – Harry zapytał po dłuższej chwili. Odetchnął i uspokoił szalejący w piersi oddech. Ciało Louisa było przyjemnie ciepłe i dawało mu poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebował tak bardzo przez cały dzień.

- Cokolwiek, kochanie – kiwnął głową, znów całując ramię chłopaka. – Zrobię dla ciebie wszystko.

- Pójdziesz na terapię? Do kogoś, kto pomoże ci poradzić sobie, gdy mnie już nie będzie?

- Jeśli chcesz, bym to zrobił, zrobię to na pewno – uśmiechnął się blado.

- Po prostu bądź szczęśliwy, Lou. Ze mną i beze mnie...

- Bez ciebie będę pusty – westchnął. – Dlatego nie chcę o tym myśleć. Pozwól mi zabrać cię do domu, kochanie.

- Ty jesteś moim domem... - Harry westchnął. Wstali ciężko i od razu owinęli się ciasno ramionami. Louis nie chciał znów wypuszczać z nich swojego ukochanego. Gdyby mógł, zamknąłby go w swoim uścisku już na zawsze.

- W moim sercu będziesz mieszkać do dnia, w którym umrę...

Harry już nic nie powiedział. Pocałował słabo policzek Louisa, dając się prowadzić przez pogrążone w mroku alejki. Tylko raz odwrócił głowę, zerkając na most. Zastanawiał się, co czułby spadając w dół. Ulgę? Samotność? Tęsknotę?

W końcu zdecydował, że byłby to ból. Ale nie ciała, przecież szybko zabiłby się na ostrych kamieniach. To byłby ból serca, który byłby gorszy od każdego bólu, jaki fizycznie mógł czuć. I choć sam zniknąłby już na zawsze, jego bliscy, a szczególnie Louis, cierpieliby dwa razy bardziej.

A jedyne, czego chciał Harry, to zapomnienia, czym tak naprawdę był ból... 

Dziennik kłamstw || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now