2.

25 3 0
                                    

- Dokąd jedziemy? - zapytałam nieodrywając wzroku od rozciągającej się przed nami na wiele setek kilometrów asfaltowej drogi, która w tym upale pod wpływem prażącego słońca wydawała się wręcz rozpływać.

- Daleko - odpowiedział z pełną powagą, pogwizdując.

Żar dosłownie lał się z nieba, wyciskając ze mnie ostatnie poty,  a wiatr, który ukradkiem wpadał przez otwartą szybę do auta, nie zdawał się na wiele, wręcz dawał tylko złudną nadzieję na ostudzenie zmysłów, by za chwilę ponownie zostać stłumionym przez tropikalny upał i panującą w aucie duchotę. Dodatkowo atmosferę podkręcał śpiewający beztrosko obok mnie Brazylijczyk, kalecząc przy tym każdą, dosłownie każdą piosenkę jaka tylko zaczynała lecieć w radiu.

Za takie tortury powinna należeć się kara śmierci. Nie byłam pewna ile jeszcze jestem wstanie znieść całą tą farsę, ale czułam, że zbliżam się właśnie do granic wytrzymałości. W mojej głowie od 30 minut kłębiły się myśli najróżniejszej maści z pomysłami dopuszczenia się samosądu na chłopaku. Niektóre z nich były naprawdę brutalne. Przerażona własną wyobraźnią zerknęłam kątem oka na chłopaka, by na wszelki wypadek upewnić się, że nie posiada on umiejętności czytania w myślach.

Ten natomiast niczego nieświadomy wystukiwał palcami rytm piosenki na desce rozdzielczej, której melodia właśnie wypływała z głośników. Kiedy z jego ust po raz kolejny wydobyły się raniące moje uszy dźwięki, eksplodowałam.

- Dość tego! Albo kończysz z tym wyciem albo zatrzymuję auto i wychodzę, już nawet wilki lepiej skomlą do księżyca - powiedziałam na jednym wdechu, czując jak irytacja wraz z powietrzem momentalnie ze mnie schodzi.

- Proszę bardzo - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Możesz się zatrzymać i wysiąść, nie zatrzymuję Cię - po czym zaczął śpiewać jeszcze głośniej.

Prychnęłam. Wcisnęłam guzik wyłączający radio, w nadzieji, że przerwę ten spektakularny koncert. Jednak to nie powstrzymało chłopaka przed dalszymi popisami. Moja irytacja sięgnęła zenitu. Wdusiłam gwałtownie hamulec  i zatrzymałam się na pustej drodze. Dość tego. Musiałam zaprzestać tej farsy, facet ewidentnie miał ze mnie niezły ubaw, a ja zaczynałam szczerze powątpiewać w prawdziwość pistoletu, który trzymał pod bluzą.

- Wyciągaj tą ukrytą kamerę - parsknęłam. - I ten swój plastikowy pistolecik. Jeśli myślisz, że jestem aż tak głupia, żeby nie zorientować się, że świetnie się bawisz i masz ze mnie polewkę, to jesteś w błędzie. DUŻYM BŁĘDZIE. - Powiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy, zaciskając swoje ręce na rozgrzanej kierownicy.

- Słuchaj blond włosa panienko, moja ukryta kamera właśnie przestała działać, więc masz rację, możemy zakończyć w końcu to show - chrząknął, patrząc mi prosto w oczy swoimi, które przeszyły mnie na wskroś, pozbawiając mnie resztek mojego wewnętrznego spokoju. - Potrzebuję się dostać w pewne miejsce i mi w tym pomożesz, czy tego chcesz czy nie. - Chwycił mocno moje ramię, przyciągając mnie do siebie, po czym zbliżył swoje usta do mojego ucha. Przez całe moje ciało przeszły dreszcze. - Jeśli w tej chwili stąd wyjdziesz, obiecuję Ci, że nie będzie co po Tobie zbierać.

- Kretyn - syknęłam, próbując wyrwać swoją rękę z uścisku, który zacieśniał się to co raz mocniej, sprawiając mi niemiłosierny ból. - Puść mnie psycholu.

- Dla Ciebie pan Neymar - puścił mi oczko. - Na zdrobnienia i słodkie przezwiska jeszcze przyjdzie czas. - Wyciągnął pistolet, który cały czas był schowany i naładował magazynek, chcąc dać mi do zrozumienia, że to nie zabawka.

———————————————————————-
Pozdrawiam :)

Nieznajomi znajomi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz