Rozdział 1

846 38 7
                                    

Czerwiec 2022

- Zaraz po niego wrócę - Uśmiechnąłem się smutno do taty, który odebrał ode mnie Antosia.

- Spokojnie, dajcie sobie czas, a my pójdziemy na lody. - Powiedział. - Zjadłbyś lody? - Uśmiechnął się do mojego dwulatka, który wesoło przytaknął.

- Dzięki wielkie, nie wiem co bym bez was zrobił. - Spojrzałem na rodziców, którzy nie kryli łez.

- To nic takiego, idź juź. - Mama kiwnęła głową chociaż widziałem, że chciałaby bym jeszcze chwilę przy niej został.

Pożegnałem się z rodzicami i skierowałem w przeciwną stronę niż oni. Kiedy od miejsca docelowego dzieliło mnie tylko parę kroków, szybkim ruchem otarłem słone łzy i podszedłem do dziewczyny, którą delikatnie objąłem w pasie, na co ona lekko się wzdrygnęła.

- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. - Szepnąłem.

- Historia lubi się powtarzać, co? - Powiedziała słabo.

- Nie mów tak. - Skrzywiłem się przypominając sobie jak parę lat temu musiała stać nad grobem matki, a teraz stoi tu ze mną i chowamy jej ojca. To takie pojebane i nie fair.

Tata Poli niedawno wracał z delegacji i pech chciał, że była to nocna podróż. Jakiś jebany frajer prowadził tira pod wpływem. Nie było szans. Jechał na czołowe. Kurwa, na samą myśl mam ciarki, a co dopiero musi przeżywać Pola. Pan Tomek nawet nie doczekał naszego ślubu, co było jego marzeniem. Tak bardzo pragnął zobaczyć szczęśliwą córkę w białej, długiej sukni, którą mógłby poprowadzić do ołtarzu. Mógł patrzeć jak jego pierwszy wnuczek dorasta. Kurwa, nawet chciał pójść na mój koncert z moimi rodzicami podczas urlopu. To wszystko byłoby możliwe gdyby nie ten śmieć, któremu grozi  śmieszne dziesięć lat. Chory kraj. Muszę być silny dla mojej rodziny dlatego przełykam gulę w gardle i powstrzymuję wciąż napływające do oczu łzy. Ja pierdolę. Kurwa, kurwa, kurwa mać. Trzymaj się, Matczak, nie możesz znowu zjebać. Nie teraz. Ucieczka to nie rozwiązanie.

- Gdzie Antoś? - Pola w końcu odwróciła się do mnie i mogłem ujrzeć jej rozmazany tusz do rzęs i czerwone od płaczu oczy. Głos miała słaby i dziwiłem się, że potrafi jeszcze stać o własnych siłach.

- Moi rodzice zabrali go na lody.

- Nie musieli, nie chcę robić im problemu. - Pokręciła głową.

- Spokojnie, kochanie. To nic. - Dotknąłem dłonią jej policzka, na co ona tylko mocniej do niej przywarła lekko zamykając oczy.

- Chodźmy, chyba muszę się położyć. - Oznajmiła po chwili i gdy ostatni raz spojrzała na grób ojca a ja wraz z nią, zamarłem.

- Co ty tu kurwa robisz. - Warknąłem.

- Michał... - Pola chwyciła moją dłoń chcąc powstrzymać mnie przed bójką.

Może jestem pojebany, ale nie zacząłbym kogoś bić na cmentarzu i to tuż po pogrzebie członka rodziny.

- Przyszedłem się... pożegnać? - Raczej zapytał niż oznajmił, na co tylko moje ciśnienie bardziej się podniosło.

- Jakie, kurwa, pożegnać. Popierdoliło cię do reszty? Dlaczego nie siedzisz w areszcie?!

- Michał! - Syknęła.

- Przepraszam, skarbie, ale to. - Machnąłem w kierunku chłopaka. - Nie jest normalne.

- Przez ostatnie lata chyba sumienie dało mi o sobie znać. - Podrapał się po głowie. - Później zobaczyłem na instagramie, że urodził wam się synek i dotarło do mnie, że mogłem to wszystko spierdolić. - Westchnął. - A teraz, gdy dowiedziałem się o śmierci taty Poli, do reszty się złamałem. Czułem, że muszę tu przyjść i go przeprosić chociażby za to pobicie parę lat temu. - Spojrzał na nas niepewnie. - Narazie mnie wypuścili, ale nie wolno mi opuszczać miasta. - Dokończył wypowiedź.

- Naprawdę, uwierz mi, mam w to wypierdolone. To ty powinieneś tam leżeć i wąchać kwiatki od spodu. Gardzę tobą po tym wszystkim co zrobiłeś.

Nagle moja ręka uwolniła się z uścisku i zobaczyłem przed sobą drobną dziewczynę. Kiwnęła do mnie niepewnie, a następnie podreptała do niego i delikatnie go przytuliła. Co do kurwy.

- Pola? Co Ty robisz?

Odsunęła się od niego, ale wciąż utrzymywali kontakt wzrokowy.

- Jeśli to wszystko prawda, po prostu zrób to dla mnie i mojej rodziny i zniknij z naszego życia. - Powiedziała i wróciła do mnie.

- Dobrze, pewnie. Ja... przepraszam.

- Po prostu spierdalaj już, Zawistowski. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. - Powiedziałem i chwytając dziewczynę za rękę powędrowaliśmy w ciszy do samochodu.

Przyszłość nas ocali, kochanie / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz