Prolog

266 30 1
                                    

Przed zamieszkaniem u Elmiry

Miałam być silna.

Tyle wyniosłam z całego dotychczasowego życia. I z tego, co przeżyła Meridian. Ona cały czas walczyła, była silna, nie bała się przegrać, chociaż było jej to nie w smak. Mimo to nigdy się nie poddawała. Nie to co ja.

Mi brakowało odwagi, albo też zostałam za bardzo stłamszona przez teścia i męża. Męża, na którego liczyłam we wczesnej fazie naszego małżeństwa. Przecież byliśmy dziećmi, nigdy wcześniej się nie poznaliśmy, więc naiwnie myślałam, że jakoś się nam ułoży. Że przynajmniej się zaprzyjaźnimy, albo będziemy siebie wspierać. To nie musiało być nic wielkiego, jak miłość. Przyjaźń w zupełności mi wystarczyła.

Ale byłam w błędzie. Hunter myślał tylko, że on jako jedyny został skrzywdzony. Przeze mnie. Mnie, która została zmuszona do tego małżeństwa tak samo jak on. Nie miałam wyboru, a jednak zostałam oskarżona i porzucona samej sobie.

Cóż za egoistyczny dupek.

Wzdychając potarłam czoło. Dziś miałam się wreszcie zbuntować i zrobić coś dla sobie. Być wolna wraz z teściową.

I stać się szczęśliwa.

- Pani, list przybył od młodego markiza – powiedziała pokojówka wchodząc do pokoju bez pukania. Cała służba tak robiła.

Ich lojalność, wierność i szacunek ograniczała się jedynie do mężczyzn. Bo też tak ich nauczono, jednak to nie sprawiało, że mogli być aż tak aroganccy, a właśnie tacy byli. Robili co chcieli i kiedy chcieli, sądząc że moja pozycja, i tak była już zła.

- Spal go – rzuciłam wyglądając przez okno.

Teściowa przechadzała się po ogrodzie w mało odpowiednim stroju. Raz po raz dygocząc, co znaczyło, że teść ponownie ją za coś ukarał z powodu własnego humoru. Więc na pewno było jej teraz ciężko. Ale to miało się zmienić.

Jeszcze dziś.

- Proszę? – spytała pokojówka. Przez jej bezczelność, która coraz bardziej mnie denerwowała, zacisnęłam palce na swoich ramionach. Gniew jaki czułam od bardzo dawna powoli przejmował nade mną panowanie. – Mam spalić list od młodego markiza? Ależ... Pani...!

Nie powinno mnie dziwić jej zachowanie, jako że zawsze byłam posłuszną, cichą i wykonującą rozkazy osobą. Nigdy nie myślałam też, by przy służbie spalić coś od ich ukochanego panicza. Bo też miałam swój powód. Robiłam wszystko trochę ze względu na strach przed karą jaka mogła mnie spotkać, gdy nie wykonywałam tego, co powinnam. A trochę z powodu zrezygnowania.

W końcu kiedyś musiałam zrozumieć, ze zostałam sprzedana do tego domu. Że wyszłam za mąż wbrew własnej woli i bez nadziei na lepsze życie. Powoli również straciłam nadzieję na poprawę swojej sytuacji. Zapewne, gdyby nie obecność przyjaciółek, nigdy nie zdecydowałabym się na jakikolwiek odważny ruch.

- Tak, właśnie to powiedziałam – posłałam pokojówce zirytowane spojrzenie. – Spal go. Mam ci to przeliterować, byś zrozumiała?

- Ale na dole czeka rycerz na odpowiedź.

Jaką odpowiedź?!

Hunter wysyłał mi polecenia typu: kup ojcu to, zrób tamto lub dopilnuj tego. Czasami kazał mi urządzić dom na jego powrót, czy zaprosić na obiad kogoś, kto mu się przyda. Przy tym nie pokazywać się na dole i udawać chorą.

To były rozkazy, więc czego mógł oczekiwać w odpowiedzi?

- Czy ty mnie nie rozumiesz? – spytałam z mocno bijącym sercem. – Chyba jasne jest to, co masz powiedzieć temu rycerzowi. Że odpowiedzi nie bę... - urwałam, gdy mój wzrok na coś opadł. Na solik, na którym leżały kartki.

Coś, co znalazłam przypadkiem i chciałam coś z tym zrobić. Niby miałam czekać na Elmirę z jakimkolwiek ruchem, ale równie dobrze mogłam to zrobić teraz. Żeby ostatecznie z tym skończyć.

Spojrzałam przez okno, upewniając się, że teść wyjechał. To było najważniejsze w całym planie – pewność, że go tu nie ma. Że wyjechał tak jak zaplanował na całe pięć dni, tak daleko od domu jak się dało.

- Nie. Jednak będzie odpowiedź.

- Więc nie palić listu?

- Palić – warknęłam otwierając okno. Elmira miała niedługo przybyć i nas zabrać. Teraz była na to idealna pora. – Mamo! – zawołałam głośno. Teściowa od razu obejrzała się, a kiedy zaczęłam gorączkowo gestykulować, tak jak ustaliłyśmy, szybko ruszyła do rezydencji. Czekało nas pakowanie. – Spal list. I poczekaj aż napiszę coś dla twojego młodego markiza.

Chwyciłam pióro i zaczęłam pisać:

Młody markizie,

Zawsze chciałam ci to powiedzieć, ty egoistyczny draniu. Nie tylko Ty nie chciałeś tego małżeństwa. Dlatego ułatwię nam tę sprawę. Skoro oboje nie zamierzamy nic naprawiać, lepiej będzie to zakończyć.

Kilka dni temu znalazłam papiery rozwodowe podpisane już przez Ciebie. Od razu zrozumiałam co miałeś na myśli przed wyjazdem. To, kiedy mówiłeś, że musimy porozmawiać, gdy wrócisz. To musiało być to, prawda? Dlatego i ja je podpisałam. Wysyłam Ci je już teraz, byś mógł planować swoje idealne małżeństwo, o którym cały czas mi mówisz. To z perfekcyjną kobietą.

Mam też nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy. Nie po tym, jak mnie traktowałeś przez te wszystkie lata. Ignorowałeś, negowałeś, uciszałeś, tłamsiłeś i kazałeś żyć jakbym była martwa. Z tego powodu wraz z matką odchodzimy, błagając byście zostawili nas w spokoju. Ach, i żyli tak jak tego pragniecie.

Byłam również u adwokata. Jako że dokumenty są podpisane, z chwilą gdy otrzymasz list będziemy już oficjalnie rozwiedzeni. Przynosi mi to wielką ulgę.

A więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci szczęścia w twoim udanym, przyszłym związku.

Twoja była żona,

Malta Thomas"

Włożyłam do koperty list wraz z papierami rozwodowymi i zakleiłam, uśmiechając się. Następie przekazałam to pokojówce.

- Przekaż też służbie by mi i matce nie przeszkadzać, dopóki nie przyjedzie moja przyjaciółka – rzuciłam.

To był mój pierwszy krok do lepszego życia. Do prawdziwego początku.

Odwróciłam głowę w stronę okna, wyczekując na ten lepszy dzień.

Domyślna pannaOnde histórias criam vida. Descubra agora