20. Urodziny

90 20 3
                                    

Dwa tygodnie później Alan musiał wyjechać. Wezwali go jego dziadkowie, więc nie mógł im odmówić. Nie wiedział przy tym kiedy uda mu się wrócić, więc nie mógł mi nic obiecać. Zaś ja – przez to – zostałam sama. Ciężko było mi zapełnić sobie każdy dzień, każdą godzinę, bo w towarzystwie Alana mogłam robić coś więcej, niż pracować. Też zamierzałam go poprosić, by poszedł ze mną na przyjęcie urodzinowe córeczki Meridian.

W tym wypadku musiałam iść sama, chociaż to też nie było takie złe. Okazało się, że byłam całkiem zarobiona biegając, bawiąc się i śmiejąc z dziećmi. Widocznie wszystkie przyciągałam do siebie, bo nie było minuty, żebym była sama.

- Dobrze się bawisz? – spytała Elmira, która siedziała sobie na krześle i z niego wszystko obserwowała. – Powinnaś odpocząć.

- Zamierzam – zaśmiałam się.

Przyjęłam od przyjaciółki chusteczkę, którą wytarłam twarz, szyję i ręce. Czułam się spocona, ale nie było potrzeby zmieniać ubrania. W zasadzie byłaby to strata czasu, ponieważ wiedziałam, że za chwilę będę znów biegać z dziećmi. Miały one niespożyte pokłady energii i cieszyły się z każdej możliwości bawienia się z innymi. Czy też psocenia, szczególnie dzieciaki Eli.

- To taka przyjemność być zaczepiana przez maluchy – rzuciłam z uśmiechem. Zaraz potem napiłam się wody, która w dzbanku leżała na stole. – Przy tym nie muszę zważać na etykietę, maniery czy spojrzenia innych. Jak dobrze, że Mer zaprosiła jedynie swoją rodzinę i znajomych.

- Nie chciała zrobić z tego politycznego pokazu – Ela wzruszyła ramionami, rozglądając się. – To całkiem w jej guście, zwłaszcza, że to ostatnie przyjęcie, na którym będą jej teściowie.

- Przynajmniej jej się udali.

- To prawda – zgodziła się przyjaciółka podając mi ciasto. – Musisz coś zjeść, inaczej zemdlejesz. A już widzę, że dzieciaki czają się byleby móc cię wreszcie dopaść. Więc korzystaj dopóki możesz.

- Nie są aż tak okrutni. Dali mi piętnaście minut odpoczynku – oznajmiłam wesoło, chwytając talerzyk.

- Dali... co? Oni ci dali?

- Tak.

- Ha... Malta... - Elmira chwyciła się za mostek nosa, jak gdyby potrzebowała zebrać siły i cierpliwość. Zawsze tak wyglądała, gdy zamierzała wygłosić mi kazanie. Przejęła to od mam, które robiły dokładnie tak samo. Było to całkiem przerażające. – Powiedź mi kto tu jest dorosłym a kto dzieckiem?

- Ale przecież im nie odmówię!

- Będziesz się dziećmi przejmować? Mają nianie i przyjaciół. Zaś ty musisz odpocząć, bo widziałam, że słaniasz się na nogach!

- Ale...!

- Żadnych ale.

Wzdychając, zajęłam się jedzeniem. Przez brak Alana również miałam wiele energii, którą chciałam spożytkować w jakiś konkretny sposób. W zasadzie nie miałam nawet pojęcia, że mam tak wspaniałą kondycję i potrzebuję ruchu. Gdyby nie Alan, pewnie nawet bym tego nie zauważyła, dalej też zbywając swoich asystentów, którzy nie potrafili mi dorównać. Jednak teraz korzystałam z tego tak bardzo, jak tylko mogłam. Choćby przez zabawę z maluchami, które były tym zachwycone.

Uwielbiałam dzieci.

Nawet teraz mój wzrok nie schodził z maluchów bawiących się wokoło. Bawiących się i czekających cierpliwie, aż odpocznę i do nich dołączę. Dobrze to widziałam w ich roziskrzonych oczkach.

- Jak tam? – Mer dołączyła do nas w ślicznej biało-złotej sukience.

- Miałam tyle siły, by pobawić się z dzieciakami przez godzinę – wyjaśniła Ela, chwytając szklankę z sokiem. – Po czym musiałam odpocząć. Z kolei Malta bawi się z nimi nieprzerwanie od dwóch godzin.

Domyślna pannaWhere stories live. Discover now