Rozdział 1.

2.2K 106 40
                                    

Tamtego wieczoru wracaliśmy od znajomych mamy, którzy właśnie spodziewali się dziecka. Mama prowadziła z uśmiechem na twarzy, bo tata ją rozbawiał, robiąc jakieś głupie miny, ja również się śmiałam i liczyłam białe auta, przejeżdżające koło nas. Naliczyłam ich aż dwadzieścia pięć. Aż do momentu, gdy mama krzyknęła a znad przeciwka jechało jakieś inne prosto na nas. To auto było dwudziestym piątym, które naliczyłam. Widziałam krew moich rodziców na rozbitej szybie, a raczej na ich odłamkach. Widziałam zakrwawioną twarz mamy i widziałam roztrzaskane auto przed nami. To bardzo dużo jak na ośmioletnią dziewczynkę przez co zemdlałam.

Trafiłam do szpitala gdzie zszyli mi nogę bo jeden z większych odłamków głęboko przeciął mi skórę. Tam właśnie dowiedziałam się od psychologa i opieki społecznej, że moi rodzice zmarli, a ja cudem przeżyłam. A niedługo później okazało się, że w tym białym samochodzie była rodzina z synem, który też jako jedyny przeżył.

Pamiętam dokładnie nasze pierwsze spotkanie, które było na cmentarzu. Oboje mieszkaliśmy w niewielkim miasteczku w Anglii, gdzie był jeden cmentarz i to właśnie na nim mieliśmy swoje pierwsze spotkanie. I nie ostatnie jak miało się okazać.

Po zakopaniu czterech trumien w dołach koło siebie, zaczęliśmy wychodzić z cmentarza. On miał na sobie czarną koszulę i jasnoszare jeansy, a ja miałam czarną sukienkę. Gdy wchodziliśmy do auta pani z opieki społecznej, chciałam wejść na tylnie siedzenie, ale dwunastoletni wowczas chłopak odepchnął mnie. Wtedy ja go ugryzłam w rękę, a pani z opieki społecznej zaczęła Nas pouczać, że nie możemy się tak zachowywać, tym bardziej że zamieszkamy razem.

Nienawidziłam i obwiniałam go aż do dzisiaj. Tylko, że teraz miałam siedemnaście lat, a on dwadzieścia jeden, więc podobno powinniśmy być już odpowiedzialni i bardziej dorośli. Podobno. Bo mimo upływu dziewięciu lat dalej gdzieś w środku byliśmy dziećmi, które nie umiały się dogadać.

Pani nas posadziła na krzesłach przed jej biurkiem i z wyraźnym wkurwem, bo wściekłością tego nie dało się już nazwać, spojrzała na nas gdy siadała na swoim dużym fotelu.

– Rose, Blaze, powiedźcie, co ja mam z wami zrobić, bo już nie wiem! – skierowała się do nas i wyrzuciła ręce w powietrze, opierając całe swoje ciało na oparciu siedziska.

– To on ciągle zaczyna, bez przerwy mi wypomina jakieś błędy i wyzywa mnie. – wytłumaczyłam, próbując się w głowie uspokoić.

– Nie wyzywam, tylko stwierdzam fakty. – odburknął chłopak, przewracając oczami.

– Jesteś chujem, Blaze. – rzuciłam mu złe spojrzenie, a on odwrócił głowę w moją stronę z głupkowatym uśmiechem.

– I kto tu kogo wyzywa? – zakpił, kręcąc z rezygnacją głową.

– Tak samo jak ty stwierdzam fakty.

–  No ja mam chociaż coś w głowie. To musi być smutne bycie taką pustą blondyneczką. – lekko nachylił głowę w moją stronę, a ja założyłam na klatkę piersiową ręcę, czując lekkie oburzenie.

– Na pewno lepiej niż idiotą bez empatii. – wypowiedziałam głośno.

Nagle oboje usłyszeliśmy cichy jęk i odwróciliśmy głowy w stronę pani, która właśnie upadła na podłogę, chwytając się za serce. Od razu wstaliśmy z naszych krzeseł i podeszliśmy do kobiety.

W ułamku sekundy wybiegliśmy z gabinetu, ślizgając się na płytkach, które najwyraźniej przed chwilą zostały umyte. Pare razy z brunetem na siebie wpadliśmy, aż w końcu zza rogu wyłoniła się sprzątaczka, zaniepokojona naszymi krzykami.

Po kilkunastu minutach pojawiła się karetka, którą wezwała sprzątaczka. Kobietę zabrano do szpitala, bo dostała zawału, a nas wysłano do swoich pokoi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 27, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

InnocetsWhere stories live. Discover now