7. Noche de familiarización

716 21 5
                                    

Rześkie powietrze nigdy nie było czymś tak wyjątkowym. Pogoda rozpieszczała wręcz Katalończyków, co było czymś niecodziennym patrząc, na to, że był początek października. Słońce wręcz biło się o uwagę, a ludzkie oczy cieszył ten widok. Trudno się dziwić skoro jeszcze nie tak dawno ciągle padał deszcz, przynajmniej tak słyszałam z opowieści. 

Cisza była darem zesłanym od losu. Stała się wręcz czymś na wagę złota, chociaż dla mnie. A potrzebowałam jej jak najcenniejszego trofeum.

Od pamiętnej rozmowy minęła dopiero doba, a ja czułam się jakbym miała już za sobą tygodnie oczekiwania na nowe wieści. Uczucie jakie zapanowało wewnątrz mnie było nie do zniesienia. Wcześniej nie odczuwałam takiej wyniosłej paniki, o ile w ogóle to paniką było. Za dużo się we mnie kłębiło emocji i nie potrafiłam tego nijak zatrzymać. Powtarzałam sobie, że musi być racjonalne wyjaśnienie. Starałam się liczyć do 10. Nawet muzyka nie przyniosła ukojenia, choć z reguły wystarczyło bym nałożyła słuchawki i pozwoliła nowemu światu porwać mnie w swój wir.

Dzisiejszy dzień był nad wyraz dniem spokojnym. Nawet towarzystwo tego wiecznie wkurzonego dzieciaka mi nie przeszkadzało, co było dziwne zważywszy, na to, że jego zachowanie działa mi na nerwy 24 godziny na dobę. Tylko jeden raz mi podpadł w chwili, gdy przekomarzałam się z jego przyjacielem po zakończonym masażu. 

– I jak nam dziś poszło? – Pedri znalazł się tuż obok i wlepiał we mnie ten swój intensywny wzrok.

– Wysłali Cię na przeszpiegi? – wskazałam głową na zawodników, którzy jeszcze chwilę wcześniej wręcz namiętnie się w nas wpatrywali, ale gdy zauważyłam ich jakże dziwne zachowanie, jak na zawołanie odwrócili swoje głowy zajęci czymś, sama do końca nie wiem czym.

– Nie. – rzucił pośpiesznie, na co ja pokręciłam głową dając mu znak, że nie wierzę w ani jedno jego słowo – A nawet jeśli, to co?

– Ja nie gryzę. – skrzywiłam się – Choć, jeśli ktoś bardzo mnie zirytuje, to może. Czasami zdarzało się, że któryś z zawodników nie pojawił się na treningu lub meczu. Ale, to niewielki szczegół. – powaga jaka ode mnie biła udzieliła się młodemu zawodnikowi Barcy, który teraz z lekkim przestrachem świdrował mnie wzrokiem – Żartuję.

– Wiedziałem.

– Akurat.

– To jak?

– Nie było źle. Choć czasem była tragedia, ale to tak na marginesie. – dodałam pośpiesznie.

– Uff. – odetchnął z ulgą, na co zaraz pokazał swoim przyjaciołom uniesiony kciuk. Chłopak starał się bym tego nie zobaczyła. Ale dyskrecja, to nie jest jego drugie imię.

– Zdajesz sobie sprawę, że ja, to widziałam?

– Ale co? – udał głupa. No nie powiem, sądziłam że ten tytuł należy do jego przyjaciela.

– Oj kolego. Agent byłby z Ciebie marny. – poruszyłam głową na boki.

– A moja mama twierdzi co innego. – zaskoczenie jakie od niego biło trochę mnie rozśmieszyło.

– Najwidoczniej nie chciała sprawić Ci przykrości.

– Ała, to bolało. – zaśmiałam się pod nosem, co i on również uczynił.

Staliśmy tak przez chwilę intensywnie nad czymś myśląc, choć ja tak na prawdę wlepiałam swój wzrok w jeden punkt. A mianowicie w zawodnika z numerem 30, który akurat wychodził z pomieszczenia. Bo dzisiaj zachowywał się jak nie on, czyli w miarę przyzwoicie. 

– Odmużdżyło go? – odwróciłam głowę w stronę towarzysza, który wlepiał wzrok w ziemię.

– E?

We are a team | Pablo Gavi PLWhere stories live. Discover now