Rozdział 7

127 8 6
                                    

Sylwetka szybko zniknęła w tłumie, a ja w przypływie emocji musiałam ruszyć za nią. Krzyknęłam do Brandona, że niedługo wrócę i pobiegłam za mężczyzną.

Czy to na pewno był Jacob? Może mi się cos przewidziało?

Kolorowe światła nie raz zniekształcały niektórym twarze, przez to inni mylili się. Ale ja.. ja miałam dziwne przeczucie, że to on. Ale co robiłby w klubie? Byłam już całkiem blisko mężczyzny, gdy nagle drogę zastąpił mi jeden z pijanych klientów, a ja zgubiłam mężczyznę. Westchnęłam i wróciłam za bar, a gdy do niego podeszłam zauważyłam, że na krześle siedzi.. Aaron?!

Boże, co za noc.

— Fallon! — krzyknął, gdy tylko mnie zobaczył.

— Jakim cudem ty tu… przecież ty w Pradze… — nie umiałam skleić zdania.

— Za nic nie przepuściłbym ślubu moich przyjaciół — wypił łyk whisky ze szklanki. — Poza tym, chce naprawić z wami relacje. A w ogóle jakim cudem ty tutaj pracujesz skoro miałaś być chirurgiem?

Westchnęłam.

— Wszystko się skomplikowało Aaron…

Opowiadanie wszystkiego zajęło mi około trzydziestu minut. Potem minęło kilka minut zanim Aaron się otrząsnął. O zniknięciu Jacoba wiedział naprawdę niewiele, bo w końcu był w Pradze. Nie mieliśmy tego za złe, bo w końcu Aaron się rozwijał. O moich dzieciach też niewiele wiedział. Właściwie, Aaron w ogóle wiedział niewiele.

— Czekaj, ale dał jakiś znak życia? Wie, że ma dzieci?

— Nie dał znaku życia do dziś, a o dzieciach też nie wie. Ja sama dowiedziałam się o ciąży miesiąc po jego zniknięciu, a że on nie odbierał – nie miał jak się o nich dowiedzieć.

— Ja pierdole.. — chłopak przeczesał ręką włosy. — Sukinsyn.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że Aaron tak naprawdę wie więcej niż cała nasza trójka.

----><----

Z szybkim oddechem i dwa wykłady spóźniona, weszłam do sali i usiadłam na swoim miejscu. Zaraz obok mnie usiadła męska sylwetka, a gdy się odwróciłam zobaczyłam, że był to Owen.

— No hej — przywitał się.

— No hej — odpowiedziałam tym samym.

— Stało się coś? Nie wyglądasz za dobrze — spojrzał na mnie.

— Umiesz ty prawić komplementy — prychnęłam. — Odsypiałam nockę i pomagałam bratu się pakować, bo jutro wraca do domu.

— Dobra, to teraz ja mam propozycję — zaczął. — Pójdziesz ze mną jutro pomóc wybrać mi garnitur?

Szok zalał mój mózg.

— Ale że ja?

— Ktoś musi mi pomóc — wzruszył ramionami. — No i musi pasować do twojej sukienki. Jaki ma kolor?

— Czerwony.

Usłyszałam jak głośniej wciąga powietrze.

— Nie znam się jakoś bardzo, ale chyba zwykły klasyczny czarny garnitur będzie pasował — odpowiedział w końcu.

— Tak, też tak sądzę — odparłam i położyłam głowę na jego barku.

----><----

Wsiadając do auta dostałam wiadomość od Mirian, że dziś o dziewiętnastej mam pojawić się u nich z dziećmi, bo chcą coś ogłosić. Zestresowana pojechałam do domu po dzieci, a potem razem z Justinem do Mirian i Martina.
Gdy weszłam do ich mieszkania dzieci od razu zaatakowały narzeczeństwo, a ja w tym czasie opowiadałam co się stało w klubie.

— Co do Jacoba, to mogły być to zwidy, ale Aaron? —zaczęła Mirian.

— Dlaczego do nikogo nie zadzwonił? — dokończył Martin.

— No właśnie, gdyby nie Fallon dalej byśmy myśleli, że jest w Pradze — odezwał się Justin.

— Myślicie, że może wcale nie chciał, żebyśmy wiedzieli, że tu jest? — zasugerowałam. — Może chciał wam zrobić niespodziankę na ślub?

— No nie wiem, Aaron nigdy nie lubił robić i dostawać niespodzianki — dodał Martin.

— A może właśnie chciał, a my szukamy nie wiadomo czego? — Mirian usiadła z Melanie na kanapie. — Czas pokaże, a na razie…

— Ta daaam! — Martin wręczył mi i Justinowi zaproszenia.

— O MÓJ BOŻE!! — krzyknęłam. — Jakie śliczne zaproszenia.

— I w końcu znamy datę — Justin uśmiechnął się. — Piętnasty lipca.

Gdybyśmy tylko wiedzieli co się stanie potem…

Gdy wyszliśmy od przyjaciół odwiozłam Justina pod dom, a on wrócił do Filadelfii. A mi szykował się kolejny dzień pełen przymiarek…

----><----

— Nie.

— Okropny.

— Fu.

— Boże, weź się schowaj.

— Fallon no — jęknął Owen. — W każdym ci coś nie pasuje.

— Bo każdy jest okropny — odpowiedziałam. — Nie umiesz nic wybierać.

Podeszłam do kolejnego zestawu garniturów i zaczęłam przeglądać. Od godziny siedziałam razem z Owenem w salonie i żaden garnitur mi się nie podobał.
Zero gustu u tego faceta.

— Masz — wcisnęłam mu granatowy garnitur.

—A nie miał być czarny? — uniósł brew.

— Miał, ale jak widać, w każdym jest coś nie tak. Zobaczymy granatowy — wzruszyłam ramionami i odeszłam.

Po chwili Owen pojawił się przed mną w granatowym garniturze.

— AAAA TO JEST TO!! — krzyknęłam, gdy odwrócił się.

— Nie krzycz tak, bo się ludzie dziwie patrzą — zaśmiał się.

— E tam, zawsze patrzyli — machnęłam ręką. — Widzisz! Klucz do sukcesu to granatowy garnitur.

— Jesteś stuknięta — skomentował.

— No w porę się zorientowałeś — powiedziałam sarkastycznie.

You leave me [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz