5 - Zoey, nie umieraj!

12 3 27
                                    

Pov: Anne Marie

Mówiłam Zoey o tym jak żałuję, że ją to spotkało i, że jak wróci do zdrowia to wszystko będzie lepiej. Mówiłam też jej o zwyczajnych pierdoląch. Próbowałam wszystkiego, żeby móc ją obudzić. Chyba naczytałam się jakoś książek, że takie gadki pomagają ale niestety jak widać nie.

- Szkoda, że nie możemy porozmawiać razem teraz tylko muszę mówić do ciebie... liczę, że już nigdy nie zrobisz sobie krzywdy, naprawdę - powiedziałam z lekkim wyrzutem sumienia

Jedyne co się stało to zaczęło coś się dziać z Zoey. Zaczęła lekko podskakiwać? Nie wiem co się działo, więc szybko pobiegłam po jakiegoś lekarza, żeby zobaczył co się z nią dzieje. Ona nie może umrzeć. Lekarze zebrali się i tak 3 z nich weszło do sali a mi kazali zostać przed nią. Strasznie się stresowałam bo czytając te książki zapamiętałam, że albo Zoey się wybudzi co jest plusem albo jej stan się pogorszy. Ja mam nadzieję, że będzie to pierwsze, bo nie może ona umrzeć. Nie dopóki nie będzie miała szczęśliwego życia. Aż tak bardzo się o nią troszczę? Serio ze mną jest coś nie tak.

20 minut minęło a ja nadal czekam na jakąś wiadomość ale oni nadal są w środku. Co im tak długo zajmuje? Ja tu zaraz zemdleje z paniki i stresu. Muszę się pospieszyć.

- Oddychaj głęboko - powtarzałam do siebie - wszystko będzie dobrze, wdech i wydech

Stresowałam się okropnie. W końcu po kolejnych 30 minutach wyszedł lekarz, więc do niego podeszłam.

- Wszystko z nią w porządku?

- Ehh - jedynie westchnął

Czy to znaczy... Zoey, nie umieraj! To się nie może tak skończyć. Nie teraz, nie.

- Czy ona...? - spytałam całkowicie zmartwiona

- Żyje ale jej stan... się pogorszył, musimy uważać - po tych słowach odszedł ode mnie

Czyli jednak ta zła nowina... sytuacja Zoey się pogorszyła. Dlaczego?! Dlaczego ona musi cierpieć? Jedyne cierpienie to takie, które ja bym mogła jej wyrządzić. Życie jest niesprawiedliwe.

Nastał już wieczór. Ja cały dzień przesiedziałam mówiąc praktycznie sama do siebie ale mam nadzieję, że Zoey chociaż mnie słyszy. Zostałam wyproszona już ze szpitala, żeby pacjenci mogli odpocząć. Zrezygnowana wyszłam z budynku i pociągów nie było już, więc zadzwoniłam do mamy, żeby mnie odebrała, nie będę jeździła komunikacją miejską teraz, same pijaki jeżdżą o tej porze. Jestem za ładna na molestowanie przez alkoholików. Jak już przyjechała po mnie to wsiadłam do auta i ruszyliśmy w stronę domu.

Podczas podróży do domu mama zauważyła, że jestem w złym humorze, nawet nie pytała dlaczego odebrała mnie spod szpitala. Jednak w końcu musiała zacząć rozmowę.

- Córuś, powiesz mi może co się stało, że aż ze szpitala cię odebrałam? - spytała z troską w głosie

- To nic ważnego mamo - jęknęłam od niechcenia

- No niech ci będzie skarbeńku, jednak pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać - odwróciłam się w jej kierunku i zobaczyłam że spojrzała na mnie uśmiechając się

Kocham ją i wiem, że będzie mnie wspierać nieważne co, jednak to jest taka sprawa, że chce sama to załatwić. Ona tego raczej nie zrozumie, w końcu już nie jest nastolatką. Resztę podróży patrzyłam przez okno marząc tylko o tym by już położyć się do łóżka i zapomnieć o całym zdarzeniu z dnia dzisiejszego. To jest dla mnie wyczerpujące umysłowo.

Dotarliśmy już do domu. Ja pobiegłam szybko na górę i przebrałam się jedynie w piżamę, nie miałam już czasu, żeby załatwić całą swoją pielęgnację. Jeśli nie robię nic ze swoimi włosami to wiedz, że jesteś dla mnie ważny. Dziwne, że mówię teraz o rudej. Dlaczego ona? Co się ze mną dzieje? Te myśli krążyły w mojej głowie dopóki nie zasnęłam...

Pov: Zoey

Już czułam, że jest po mnie jednak jak się zdołało mi usłyszeć, tylko mam gorszy stan. Dlaczego nie mogę umrzeć? Pragnę tego...

Pov: Anne Marie

Następnego ranka wstałam i tylko ubrałam się w jakieś ładne ciuchy i zjadłam śniadanie. Mama znowu próbowała ze mną zagadać, lecz znowu ją zmyłam. Nie chcę o tym rozmawiać, a tym bardziej nie chcę iść do tego pierdolnika. Wolę już iść do tego szpitala i spędzić cały dzień na rozmawianiu z, a raczej do Zoey.

Jestem już w szkole. Wchodząc do niej już się zmęczyłam byciem tam. Poszłam w stronę sali, w której mamy lekcje... fizykę. Jak ja jej szczerze nienawidzę, jeszcze ledwo zdaje. Mamy okropnego nauczyciela. Ale co się spodziewać po okropnej szkole. Podeszłam do Amandy i się przywitałam.

- Hej.

- Oo, i jak tam podrywanie Zoey? Zaczęło się? - uśmiechnęła się jakbym zaliczyła swój pierwszy raz

- Jeszcze jest w śpiączce, więc nie.

- Ah, szkoda. Liczę jednak, że szybko się wybudzi. Ten plan brzmi cudownie.

- Tak, tak ale nie musisz się aż tak podniecać.

- Nie podniecam się! No może trochę ale nie moja wina, że umiesz takie coś wymyślić.

- Yhm, jasne. To było łatwe do wymyślenia.

- Oj tam, skromna jesteś. Chodźmy na fizykę, trzeba będzie zdać.

- Ty i tak tylko oglądasz porno, więc no.

- Skąd to wiesz? - odpowiedziała zaskoczona - podglądasz? Też chcesz?

- Co? Nie, fuj. Chodźmy już - udałam się w kierunku wejścia do sali

Po skończonych lekcjach wszystkich poszłam do szpitala, w którym aktualnie przebywa Zoey. Mam nadzieję, że jeszcze mam czas by z nią, jako tako pogadać. Musi mi zapłacić za wszystko co dla niej robię. Jechałam autobusem, w którym jakaś baba mnie zagadała, że widziała jakiegoś szatana, z którego musiała wypędzić demona! Chora była jakaś psychicznie i współczuję temu Romanowi czy jak tam miał.

Jestem już pod szpitalem. Poszłam do drzwi i je otworzyła. Weszłam przez nie i spytałam się czy można odwiedzić Zoey. Dostałam pozwolenie, więc udałam się w kierunku sali, w której aktualnie przebywa dziewczyna. Jak już skręcała to przypadkowo na kogoś wpadłam. Jak się podniosłam, bo to było mocne zderzenie to zobaczyłam kto jest tym przypadkowym napastnikiem.

- Wybacz... - powiedziałam

Do you love me... or are you gonna kill me...? |GxG|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz