❤️

468 31 41
                                    

Przed Wami moja walentynkowa porcja słodyczy.

Uwagi autorki: Pierwszy raz piszę Dramione, nie wspominając o magii. Aż mam tutaj ochotę wpisać te wszystkie słowa: różdżka, deportować, Salazarze i Expecto Patronum. Uff, od razu mi lepiej!

Ta historia jest inspirowana jednym z moich ulubionych wierszy pani Wisławy Szymborskiej. Jego tytuł to: Miłość od pierwszego wejrzenia. Czy i ta taka była? To już musicie sprawdzić sami ❤️

14 lutego 2007 r.

Była sobota, w dodatku ta walentynkowa, a ona od dwunastu godzin tkwiła w szpitalu. Uwielbiała swoją pracę, ale jej biurowa część budziła w niej obrzydzenie. Szczególnie ta, w której w tabele dokumentów nie mogła wpisać niczego dobrego. Właśnie wypełniała akta jednej ze starszych pacjentek. Nie było z nią najlepiej. Jej organizm przestał reagować na leki, a stan pogarszał się z godziny na godzinę. Wraz z lekarzem prowadzącym postanowili wezwać rodzinę, aby zdążyli się z nią pożegnać. Przynajmniej tyle mogli dla niej zrobić.

Hermiona jeszcze raz spojrzała na akta, a potem wystukała podany w nich numer. Przyłożyła słuchawkę do ucha i czekała. Ze znużeniem przysłuchiwała się sygnałowi telefonu, który nagle został przerwany.

— Słucham.

To był głęboki, lekko chropowaty głos, który na myśl przywoływał jej szkolne czasy. Ten dźwięk wypełnił ją tym samym ciepłem, co kremowe piwo, które popijała z przyjaciółmi.

— Słucham. — powtórzył, przywracając ją do rzeczywistości.

— Dzień dobry. Hermiona Granger, Szpital Świętego Tomasza.

Mężczyzna po drugiej stronie zamilkł, a jej wydawało się, że słyszy jego nierówne bicie serca. Pewnie przeczuwał, że to nie mogą być dobre wieści.

— Czy rozmawiam z panem Finniganem?

Mogła przysiąc, że słyszała jak wypuszcza powietrze. Ulżyło mu, chociaż nie miała pojęcia dlaczego.

— Pomyłka — odrzekł, a potem znów w uszach rozbrzmiał głuchy sygnał telefonu.

Hermiona odłożyła słuchawkę i przymknęła powieki. Pomasowała skronie i na krótki moment pozwoliła swoim myślom powrócić do tego głosu. Chciała móc go słuchać. Zapętlić go sobie w głowie i odtwarzać, kiedy znów zatęskni za starymi, beztroskimi czasami. Chciała usłyszeć go na żywo. Zobaczyć usta, z których wychodzi. Może nawet dotknąć ich własnymi wargami...

Potrząsnęła krótko głową, odganiając nieprzyzwoite myśli. Jeszcze raz spojrzała na zapisany w dokumentach numer, a potem ponownie wybiła wszystkie cyfry. Tym razem odebrał inny głos, a ona była tym bardzo zawiedziona.

***

To były pierwsze walentynki od rozstania z Astorią. Pił z gwinta kremowe piwo i oglądał powtórkę meczu, odbierając w trakcie dziwny telefon ze szpitala. Dziewczęcy głos, który usłyszał po drugiej stronie słuchawki, był jedyną przyjemnością, która spotkała go od tygodni. Kiedy wrócił do salonu, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Przymknął powieki, próbując wyobrazić sobie, jak mogła wyglądać kobieta po drugiej stronie słuchawki. Czy jej włosy były proste i gładkie, jak u Astorii, a może wyglądała jak jej przeciwieństwo. Wolał wierzyć w to drugie. Dlatego dostała burzę loków. Uchylił jedną powiekę i zerknął na butelkę kremowego. Jej oczy musiały być piwne. Dał jej też piegi i szerokie usta, bo chociaż nigdy nie powiedział tego na głos, to od zawsze mu się podobało. Świetnie się bawił, tworząc swoją wyimaginowaną dziewczynę. Uśmiechnął się pod nosem, po czym wrócił do porzuconego w połowie meczu. To była całkiem przyjemna pomyłka w paśmie jego ostatnich nieszczęść.

Każdy początek | Dramione | TunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz