chapter seven

779 50 1
                                    


Od mojej ostatniej rozmowy z Gavim minęły trzy dni, w które nie robiłam nic szczególnie ważnego. Przeważnie oglądałam Netflixa i zajadałam słodyczami, ledwo wychodząc z łóżka. Dziś też planowałam spędzić w ten sposób dzień, ponieważ nie miałam na nic innego ochoty. Wybrałam więc serial, który mimo południa, szybko znużył mnie do snu. 

Szłam po chodniku, tuż obok autostrady. Było ciemno, a światła samochodów niewyraźnie do mnie docierały. Nie miałam nawet pojęcia, co tu robię. Szłam po prostu przed siebie, jakbym myślała, że w ten sposób znajdę jakieś rozwiązanie. Mój chód był wolny, tak jak wszystko wokół. Niebo było ciemne, o dziwo bez gwiazd. Wkrótce i samochody zniknęły, przez co stało się zupełnie ciemno. Rozglądałam się wokół i nie byłam w stanie nic dostrzec. 

─ Florencia. ─ usłyszałam za swoimi plecami, więc odwróciłam się w tamtą stronę. Na środku jezdni stał Gavi, oświetlony reflektorem. Stał i patrzył na mnie, swym błagalnym wzrokiem. Tak, jakby chciał, abym go przed czymś ochroniła. Zmarszczyłam w zdezorientowaniu brwi, jednakże po chwili zrozumiałam. W jego stronę pędził samochód, oświetlając tym samym jego twarz, która zalana była łzami. Rzuciłam się w jego stronę, aby go odciągnąć na bok, jednak pojazd zdążył wjechać w nas obojga. 

Obudziłam się z krzykiem i rozejrzałam po pomieszczeniu. Spojrzałam na laptopa, na którego ekranie widniał pocałunek jakichś dwóch serialowych bohaterów. Zamknęłam urządzenie i odłożyłam na bok, a następnie wzięłam do płuc kilka, głębokich oddechów. Rozglądałam się jeszcze, skupiając na poszczególnych elementach pokoju. Musiałam się upewnić, że tym razem nie śnię. 

Przymknęłam oczy i położyłam się. Leżałam tak z dwie minuty, póki moje drzwi nie otworzyły się z impetem. Usiadłam i spojrzałam pytająco na swojego hermano, któremu wymalował się uśmiech na twarzy.

── Idziemy na rolki, zbieraj dupę! ── podszedł do mnie i chciał chwycić za mój nadgarstek, jednak szybko się od niego odsunęłam.

── Nie zamierzam z tobą nigdzie iść, nie potrafię jeździć na tym ustrojstwie. ── wykrzywiłam usta w grymasie, na co starszy wywrócił oczyma. Z tego co zapamiętałam, chłopcy lubili jeździć na rolkach. Zawsze mnie do tego zachęcali, co nigdy im się nie udało. 

── Idą z nami jeszcze Ansu, Torres i Gavi, któryś z nas cię poprowadzi. ── wyciągnął w moją stronę ochoczo dłoń, na której jedynie zatrzymałam wzrok. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie siebie samej na rolkach, w towarzystwie czterech chłopaków. Na dodatek, nie zachęcała mnie obecność jednego z nich, który nie widział mnie już sporo czasu. ── Nawet jeśli się nie zgodzisz, wezmę Cię i zaniosę na dół sam, a tego chyba nie chcesz? ── podniósł brew do góry brunet, a ja jedynie przygryzłam wargę. Skoro nie miałam żadnego wyboru, musiałam się zgodzić. 

── Daj mi chwilę. ── następnie wyprosiłam go z pokoju, aby móc się trochę doprowadzić do porządku. Uczesałam włosy, użyłam swoich ulubionych perfum i założyłam skarpetki. Miałam tylko nadzieję, że podczas całej tej przygody się nie wywrócę, ponieważ nie chciałabym mieć obdartych po samą krew, kolan. 

Siedziałam na ostatnim schodku, ubierając rolki. Ledwo dobrze zapięłam ich zapięcie, z którym tak właściwie pomógł mi Ansu. Każdy z nas już był przygotowany do wyruszenia w drogę, oprócz mnie. Patrzyłam na nich błagalnie, aby któryś z nich pomógł mi wstać i poprowadził przez całą drogę. Pierwszym, który mnie olał był Gavi, który od razu odwrócił ode mnie wzrok i pojechał przed siebie. Estúpido

Ostatecznie pomógł mi Pedri i Ansu, który jednak w połowie drogi nas zostawił. Zostałam więc sama z brunetem, guzdrając się niemiłosiernie. Dziwiło mnie to, że miał do mnie taką cierpliwość i wciąż jechał u mojego boku. Ale skoro nalegał, to głupio byłoby mnie zostawiać samą z tyłu, prawda?

My Destiny | Pablo "Gavi" GaviraWhere stories live. Discover now