29: bloody hand

6 3 0
                                    

wtorek, 10 listopada


Wtorkowa lekcja wychowawcza z panią Lee przyniosła (w teorii) smutne wieści. O ich nieuchronności wiadomo było od pierwszej chwili, w której wychowawczyni weszła do sali — jej mina, chód, a nawet stonowane kolory ubrań roztoczyły niepokojącą aurę. Zasiadła za swoim biurkiem, postawiła obok komputera parzącą się w ceramicznej tykwie yerbę i przebiegła wzrokiem po pomieszczeniu. Westchnęła, wiedząc, że do jej obowiązków należy rozpoczęcie tematu.

— Jak już pewnie wiecie, jeden z waszych kolegów ze względu na sytuację rodzinną przepisał się do innej szkoły, a to oznacza, że jako klasa zostaliśmy bez gospodarza. — Splotła palce obu dłoni i oparła je tuż nad podbrzuszem. Koszula w kolorze suszonej żurawiny zmarszczyła się na jej łokciach i podwinęła powyżej nadgarstków. — Do egzaminów zostało już niewiele czasu, dlatego to nie jest rola na długo, ale za to być może to ostatnia okazja, żeby się takiej podjąć. Oczywiście, jeśli ktoś planuje zostać na jeszcze jeden rok, to inna sprawa... Podejrzewam jednak, że większość z was będzie stąd uciekać wraz z ostatnim dzwonkiem.

Od razu było widać, że sama myśl o pożegnaniu się z wychowankami sprawiła, że posmutniała jeszcze bardziej. Jej oczy delikatnie przygasły, kiedy zrobiła rundkę po twarzach uczniów, jakby chciała zachować ich rysy na jak najdłużej. Niby wiele miała grup przed nimi i wiele jeszcze będzie miała po nich, ale każde takie rozstanie było każdorazowo zwyczajnie przykre.

— Tradycyjnie proponuję zrobić anonimowe głosowanie. Wyciągnijcie, proszę, długopisy, kartki zaraz rozdam. Czy ktoś chce liczyć głosy? Potrzebuję dwóch osób.

Jedna dziewczyna podniosła rękę — a właściwie dwie ręce, swoją i koleżanki. Pani Lee uśmiechnęła się do nich.

— Super, komisję już mamy, do rozpoczęcia brakuje tylko kandydatów. Śmiało, śmiało! Może zastępca gospodarza chce awansować? Albo skarbnik? — zachęcała z tak poczciwą miną, że aż żal było się nie zgłosić. Najpierw w górze pojawiła się jedna dłoń (zastępcy), potem druga (jakiś chłopak z ostatniej ławki pod ścianą) i trzecia.

— Hoseok? — zdziwiła się Seulgi, gdy nastolatek trzymał dłoń w górze, drugą nieustannie (robił to od momentu wejścia do klasy) grzebiąc w swoim plecaku (dla ułatwienia trzymał go na swoich kolanach). — Co ty wyrabiasz?

— Jak to "co"? — oburzył się. — Zgłaszam się na gospodarza! Jestem przecież najbardziej ogarniętą osobą, jaka stąpa po... Nie widziałaś może mojego portfela? — Zajrzał do plecaka, w którym zrobił się istny armagedon podczas intensywnych poszukiwań. — Przecież na pewno go spakowałem...

Seulgi strzeliła sobie w twarz.

— Najbardziej ogarnięta osobo, zostawiłeś go na stole w kuchni.

— Ach. To wiele wyjaśnia.

— Jeśli jakimś cudem zostaniesz wybrany, wieszczę naszej klasie zagładę.

— Oby tylko nadeszła przed egzaminami — skwitował, odstawiając plecak na podłogę. Podrygując niecierpliwie nogami, poczekał, aż pani Lee dojdzie do ich ławki z karteczkami do napisania swojego głosu.

Czas na głosowanie ruszył. Hoseok naskrobał pospiesznie nazwisko i odwrócił kartkę. Nachylił się do Seulgi, chcąc podejrzeć jej wybór, ale przezornie się odsunęła. Gdy skończyła, także przewróciła papier wielkości jednej ósmej kartki A4. Hoseok fuknął pod nosem.

Pani Lee w tym czasie nasmarowała kredą trzy nazwiska na ciemnozielonej tablicy. Zerknęła na zegarek, odliczyła ostatnie sekundy i poprosiła komisję o zebranie głosów. Dziewczyny szybko obleciały całą klasę. Karteczki wylądowały u jednej, a drugiej został przekazany pylący, biały przedmiot. Rozpoczęło się liczenie głosów.

BTS || Hello, stranger ✓Where stories live. Discover now