Rozdział 7 "Vincent!"

872 42 7
                                    

Pov. Ivy
Jedyne co czułam w momencie gdy chciałam otworzyć oczy to ból głowy. Nie mogłam ich otworzyć, słyszałam tylko głosy znajome mi głosy. Próbowałam i próbowałam jednak nic nie dawało efektów. Po którymś razie udało mi się otworzyć oczy.

A nad sobą zobaczyłam zmartwioną twarz Charlott,  Amber i Mery.
Chciałam coś powiedzieć ale nie mogłam się wysłowić. Czasami w sytuacjach bardzo stresujących traciłam głos i teraz najwidoczniej też tak było.

- Jak się czujesz? - zapytały w tym samym momencie.

Chociaż chciałam się wysłowić nie mogłam. W pewnym momencie pojawiło się dwóch facetów w kominiarkach. Jeden podszedł do mnie a drugi do Charlott. Ścisneli mocno nasze ręce i kazali iść z nimi.

Nie miałyśmy wyboru. Wnieśli nas na piętro i stanęli przed ogromnymi dębowymi drzwiami. Były śliczne, wyglądały jakby były zrobione na zamówienie.

- Szefowie już na was czekają -  powiedział jeden z goryli.

Drzwi otworzyły się, a mężczyźni wprowadzili nas do gabinetu. Od środka pokój również wyglądał genialnie urządzony był bardzo luksusowo.

- Witaj maluchu - usłyszałam przy uchu. Od razu odwróciłam się w stronę osoby która, wypowiedziała te słowa. To co rzuciło mi się w oczy to te śliczne czekoladowe oczy. Zaraz co?! Nie jakie śliczne?! Oczy po prostu oczy.

Do Charlott również podszedł jakiś facet i poprosił aby usiadła. Czego ona nie chciała uczynić. Jednak pod wpływem jego kolejnych słów od razu siadła na miejsce.

Za to do mnie podszedł brązowooki i przytulił. Próbowałam się wyrwać ale na nic. Wziął mnie na ręce w stylu 'panny młodej ' i posadził obok mojej przyjaciółki.

- Najpierw zacznijmy od tego że chcemy abyście zobaczyły jak wyglądamy. - powiedział drugi mężczyzna.

Obydwoje mężczyźni zdjęli maski. "Chłopak" Charlott był wysokim szatynem i oczami koloru szarego. Wyglądał na sympatycznego, przyglądając mu się dłużej, zauważyłam tatuaże na rękach. Był delikatnie opalony.

Za to drugi facet był naprawdę wysoki. W porównaniu z tamtym mężczyzną był o pół głowy wyższy.
Włosy miał brązowo-czarne, a oczy czekoladowe. W jego wzroku była jakaś taka dziwna błysk.

- Jestem Asher - przedstawił się szatyn.

- Ja Rufio miło was widzieć. Pewnie zastanawiacie się co tutaj robicie.

Próbowałam wydobyć z siebie jaki kolwiek dźwięk w pewnym momencie poczułam, że gula w gardle znikła i chyba mogłam mówić.

- Jesteś pojebany - wrzasnęłam i zaczęłam go bić.

- Daj spokój maluchu. - przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków. - Ty jej to wytłumacz, a ja ją zabiorę do pokoju i tam jej wszystko wytłumaczę.

- Puść mnie zboczeńcu - warknełam, a on uderzył mnie... W tyłek fuuu.

Wierciłam się i kopałam jednak nic to nie dawało. Był za silny w pewnym momencie czułam, że leżę na czymś miękkim.

- Puszczaj zostaw! - w zamian za to on warknął i z ogromną siłą złapał mnie za biodra. Mogłam być pewna, że będę miała siniaki. Syknęłam z bólu jaki mi zadawał.

- Teraz cichutko skarbie wszystko ci wytłumaczę. - zaczęłam płakać z bezradności.

- Zostaw mnie - szepnęłam.

- Nie mogę a teraz pozwól, że ci powiem o co tutaj chodzi. Jesteś tutaj ponieważ od kiedy cię zobaczyłem spodobałaś mi się. Zawsze byłaś pyskata i charakterna i bardzo mnie to w tobie kręci.

- Zaraz co?! Gdzie kiedy mnie widziałeś?! Skąd mnie znasz ?!

- Na wszystko przyjdzie czas. A teraz zejdźmy do Ashera i Charlott. Ona również spodobała się jemu a, że się przyjaźnicie tak samo jak ja i on to idealnie.

- Mhm - powiedziałam i zeszłam na dół za nim.

Na dole stała Charlott i Asher. On ją przytulił a ona go nie odpychała. Na tychmiast pobiegłam w losową stronę. Jednak po chwili przede mną wyrosło coś twardego.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam Vincenta?! Zaraz co?!

- Uciekaj stąd jak najszybciej. Oni są niebezpieczni.

- Chodź musimy porozmawiać.

- Dlaczego jesteś taki spokojny trzeba uciekać oni nas porwali rozumiesz?! - byłam okropnie zła.

On złapał mnie za rękę i pociągnął w nieznanym kierunku. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Poprosił abym siadła więc to zrobiłam.

- Posłuchaj, ja jestem...ja...tutaj pracuje.

- To nie możliwe. Znam cię 5 lat dlaczego ja nic nie wiem?! Jak mogłeś tak się zachowywać?! Czemu to ukrywałeś?! Nie odzywaj się po mnie!!  - wybiegłam z pokoju i trafiłam znów do salonu gdzie stał zdenerwowany Rufio czy jak mu tam.

Chciałam uciec jak najszybciej stamtąd miałam dość tej chorej sytuacji. Byłam tu tylko chwilę a już nie mogłam wytrzymać. Podczas gdy oni się kłócili pobiegłam gdzieś aby uciec choć kawałek.

Znalazłam się w kuchni otworzyłam szufladę i znalazłam noże i scyzoryki. Schowałam jeden z scyzoryków do stanika shhshs może i głupie ale nikt nie będzie mnie tam macać. A nóż wzięłam w dłoń. Przejechałam parę razy po ręce. Do pomieszczenia wpadł  Rufio.

- Co ty robisz skarbie oddaj to, będzie dobrze spokojnie.

- Nie - odpowiedziałam i kolejna kreska pojawiła się na ręce. Adrenalina buzowała we mnie. Nie czułam już bólu.

Mężczyzna podbiegł do mnie coś mówił ale ja już nie chciałam go słuchać. Wziął mnie na ręce zaniósł do piwnicy i tam opatrzył rękę. W pomieszczeniu siedziała cała reszta. Wiedziałam że będę w stanie zrobić tak aby było nam tak wygodniej. W końcu scyzoryk był dobrym rozwiązaniem.

__________________________
Hej miśki!
Chcielibyście może w oddzielnej książce historię Charlott i Ashera?
Chcecie może pytania do bohaterów i mały tescik z tego co pamiętacie z książki?

Muerte desnudaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz