Jane

31 4 2
                                    


Pieniądze z funduszu ucieszyły rodziców ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Życie mojej rodziny nie miało ceny i musiałam zrobić wszystko aby tata wyzdrowiał. Wertowałam z przejęciem informacje, które wysłał mi Drake. Dane gości, ich zawody i prowadzone działalności. Starałam się zapamiętać twarze aby nie ośmieszyć Drake'a swoim nieprzygotowaniem. Miałam zarobić na swoją pensję i zrobię to w mistrzowskim stylu. Dodatkowa motywacja dodawała mi sił, gdy ze zmęczenia po zajęciach i pracy powieki same mi się zamykały.

Zgodnie z umową kurier przywiózł zamówiony strój i dodatki. Przymierzając wszystko stwierdziłam, że pasuje idealnie. Moje odbicie w lustrze przedstawiało całkiem inną osobę. Elegancką kobietę, której biała jak pergamin skóra kontrastowała z głęboką czerwienią. Nawet moje rude loki i piegi idealnie wkomponowały się w całość stroju. Byłam piękna... Zawstydziłam się zaraz po wypowiedzeniu w myślach tych słów. Schowałam wszystko z powrotem do pudeł i wróciłam do analizy bankietu charytatywnego i roli Drake w fundacji organizującej go. Mój wielki dzień już jutro. Nie mogłam dać ciała.

Przeglądałam jeszcze na szybko zasady obowiązujące w klubie. „ Zakaz wypowiadania się niepytanym", „zakaz zdradzania zasad klubu oraz danych jego członków" „ bezwzględne posłuszeństwo opiekunowi..." cała lista patriarchalnych warunków migała przed oczami a ja wraz z upływającym czasem obawiałam się czy zdołam to wszystko zapamiętać. Gdy drżącymi palcami starałam się zapiąć złote kolczyki, dźwięk dzwonka do drzwi przestraszył mnie do szpiku kości. O Boże, to już. Kontrolnie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i już karciłam się za zbyt odważny kolor szminki i zbyt podkreślone oczy. W drzwiach stał sam książę Portland w czarnym garniturze pasującej do niego kolorystycznie koszuli i muszce, która zdawała się być uszyta z fragmentu mojej sukni. Sam Drake stał jak wycięty z żurnala i wpatrywał się we mnie z tajemniczym uśmiechem.

-Jeden zero dla ciebie, Jane Austen. – odparł ostentacyjnie mierząc mnie wzrokiem. – Efekt „wow" mamy zapewniony, zobaczymy jak dobrze się przygotowałaś. - Przełknęłam głośno ślinę myśląc o teście z całości przesłanych mi materiałów. Jednak jego stwierdzenie, że jest to ciężka praca nie było bezpodstawne. Na samą myśl żołądek przekręcał mi się o sto osiemdziesiąt stopni.

Kierowca zawiózł nas do luksusowego hotelu, w którym odbywało się przyjęcie. Drake otworzył drwi auta i podał mi swoją dłoń. Jak tylko zdążyłam wysiąść oślepiły nas błyski fleszy. Przyciągnął mnie do swojego boku i bez gram wstydu objął w pasie. Głosy fotoreporterów wołały naprzemiennie jego imię. Drake ze swoim hollywoodzkim uśmiechem machał do nich i pozował starając się jak najmocniej wyeksponować moją osobę. Starałam się zachować spokój i wedle zaleceń nie epatowałam zbytnią radością ani zniechęceniem. Mój uśmiech był stonowany i bardziej podszyty toną strachu oraz czającą się za rogiem paniką. Kiedy podjechał kolejny samochód przemknęliśmy do środka gdzie mogłam odetchnąć z ulgą po moim pierwszym zadaniu.

- Brawo. Znalazłaś czas aby przejrzeć moje dokumenty. – skomentował, poprawiając swoje włosy przed wejściem do głównej sali.

-Jestem profesjonalistką. – odparłam dumnie i prostując się jak trzcina wsunęłam dłoń pod jego ramię.

-Zatem „profesjonalistko", przedstawienie czas zacząć. – wyszeptał z ironią i wprowadził mnie do iskrzącej się blaskiem sali balowej. Setki oczu momentalnie spojrzało w naszym kierunku. A moja jak widać chwilowa pewność siebie właśnie odlatywała gdzieś daleko poza granicę Portland jak nie stanu. 

Kolejni mężczyźni podchodzili do Drake i z udawanym uśmiechem ściskali mu dłoń. Ja byłam tylko jego ozdobą, która zgodnie z którąś z kolei zasadą „miała wiernie towarzyszyć swojemu opiekunowi". Niestety wraz z kolejną napotkaną osobą, coraz więcej spojrzeń było skierowanych tylko na mnie. Właściciele banków, potentaci naftowi i giganci na rynku elektronicznym kontem oka spoglądali na moją figurę ze zdecydowanie nieczystymi myślami. Im więcej ich zauważałam, tym mocniej przylegałam do Drake, szukając wsparcia w jedynej znanej mi tutaj osobie. On wyczuwając moje zdenerwowanie podawał mi kolejne kieliszki szampana, sądząc, że alkohol mi pomoże. Niestety, miałam wrażenie, że każda jego kropla jest momentalnie trawiona stresem.

Jedynie przy stoliku mogliśmy odetchnąć od tych ciągłych przywitań.

-Teraz uważaj. Max Webston to skurwiel, którego nienawidzę. – szepnął mi do ucha, wpatrując się przymrużonymi ze złości oczami w wysoką postać naprzeciwko nas. Nie kojarzyłam go z listy gości, co jeszcze mocniej mnie zestresowało. Kiedy mężczyzna zauważył, że się zbliżamy w jego kierunku odprawił wpatrzonego w niego łysego faceta. Na co ten nawet nie starał ukryć swojego rozczarowania. Max Webston odwrócił się w naszym kierunku i wyszczerzył usta w diabolicznym uśmiechu. 

Każda komórka w moim ciele zamarła. Nogi odmówiły posłuszeństwa i gdyby nie fakt, że już byłam w ruchu i szłam jak na automatycznym pilocie, zapewne ugięły by się pode mną kolana na jego widok. Wróciły wspomnienia i poczułam jak moje dłonie zaczynają niebezpiecznie drżeć. Jak Drake się zorientuje, to po mnie. Zaczynałam z trudem łapać powietrze i z każdym pokonywanym krokiem moje piersi zaczynały nerwowo falować. Modliłam się by ten mężczyzna mnie nie poznał. Modliłam się aby stać się niewidzialną...

Mów mi DrakeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora