Rozdział 4

8.9K 316 82
                                    

Aaron White

(kilka godzin przed galą)

Przez cały dzień jedyne co czułem, to podekscytowanie. W końcu nadszedł ten moment, w którym będę mógł całkowicie zniszczyć Vanessę McMillan. Przygotowywałem się do tego już od dawna. Moi ludzie byli odpowiedzialni za śledzenie jej każdego kroku, mieli być jej pieprzonym cieniem, którego nigdy nie będzie mogła się pozbyć. Od momentu jej powrotu do Nowego Jorku nie spuszczali jej z oka, choć i w Anglii nie mogła czuć się bezpiecznie.

Od kilku dni miałem ręce pełne roboty. Wszystko musiało być dokładnie dopracowane, a dzisiaj miałem się dowiedzieć, czy mój plan się powiódł. Wydałem polecenia wszystkim zaangażowanym i każdy wiedział, co i kiedy miał robić. Dzięki temu, że przygotowania pochłaniały znaczną część mojego życia, w ogóle nie widywałem się z ojcem. Wiedziałem, że drażniło go, że nie pojawiałem się na naszych wspólnych posiłkach, do których zawsze przykuwał dużą wagę. Jednak ja czułem się z tym bardzo dobrze i tak długo jak było to możliwe, chciałem go jeszcze unikać.

Szedłem właśnie przez długi korytarz White's Company, naszego ,,rodzinnego biznesu". Dla wszystkich byliśmy najpopularniejszą firmą zajmującą się promocją filmów w Nowym Jorku. Biznesem, który stworzył mój dziadek, a po nim przejął go mój ojciec. Jednak to wszystko było tylko sztucznym obrazkiem stworzonym przez lata, który sprzedawaliśmy mediom. W rzeczywistości za murami White's Company kryły się mroczne tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.

Dochodziłem właśnie do drzwi, na których wisiała złota tabliczka z moim imieniem, gdy te niespodziewanie się otworzyły. Kobieta, która przez nie wybiegła omal na mnie nie wpadła, na szczęście w ostatniej chwili wyhamowała i lekko zawstydzona stanęła przede mną. Charlotte była moją asystentką, którą ojciec zatrudnił świeżo po studiach. W zasadzie dostała ją dzięki temu, że jej ojciec u nas pracował i tak mieliśmy pewność, że możemy jej ufać.

Brunetka jak zawsze wyglądała na lekko roztrzepaną. To cud, że przez swoje nieogarnięcie jeszcze nie zapomniała jak się nazywa i że musi chodzić do pracy. I chociaż przez większość czasu irytowało mnie jej zachowanie, to nie wyobrażałem sobie nikogo innego na tym stanowisku.

- O przepraszam szefa bardzo, ale biegam po całym budynku i pana szukam - zaczęła lekko zdyszana. - Chwile temu przyszedł do mnie pański ojciec i prosił, żebym przekazała, że oczekuje na pana w swoim gabinecie. Podobno to coś bardzo ważnego.

Przez te kilka słów mój cały dobry humor gdzieś wyparował. Szczerze myślałem, że ojciec chociaż dzisiaj mi odpuści i nie będę musiał go oglądać. Jak widać unikanie go, jednak nie było takie proste. W sumie, to czego ja się w ogóle spodziewałem. Victor White od zawsze robił wszystko tak, jak mu pasowało i udowadniał mi to już od małego.

Nawet nic nie odpowiedziałem, a jedynie skinąłem głową na znak, że rozumiem i ruszyłem w stronę drugiej części budynku, w której znajdował się gabinet ojca. To nawet całkiem zabawne, że nasze biura znajdują się po dwóch stronach budynku i oddziela je od siebie długi korytarz. Wieżowiec, w którym mieściła się nasza firma miał trzydzieści pięter, a to znajdujące się najwyżej, było w całości zarezerwowane na nasze biura. Oprócz nich była tutaj jeszcze tylko łazienka i jeden pusty pokój, który już niedługo miał znaleźć swojego właściciela. A w zasadzie właścicielkę. Na co dzień nasi pracownicy nie mieli tutaj wstępu, jedynie Charlotte i ochroniarze ojca mogli tutaj przebywać.

Będąc już przy biurze ojca, nie siliłem się na zbędne uprzejmości i bez pukania wszedłem do środka. Pomieszczenie było utrzymane w mrocznej kolorystyce, skórzane fotele i meble z ciemnego drewna idealnie wypełniały całe pomieszczenie. Pierwszym co rzucało się w oczy po przekroczeniu progu, był wielki obraz z podobizną ojca. Mężczyzna miał na nim surową minę i ewidentne sprawiał wrażenie osoby, która była ponad innymi.

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now