Rozdział 3 'Fałszywe Ego'

66 5 3
                                    

-Hej Nath, skąd zawsze wiesz, w którą stronę pójdę? -niski chłopak z krótkimi, blond włosami w wieku około dwunastu lat spoglądał na mnie dysząc ciężko.
-Nieważne jaką zrobię zmyłkę lub jak spróbuję cię nabrać tym jak się ruszam, to zawsze idziesz w dobrą stronę -kontynuował, a ja spoglądałem na niego co jakiś czas zza pleców kiedy szedłem po piłkę, którą wcześniej wykopałem.
-To coś w rodzaju przeczucia, można powiedzieć, że czuję to co chcesz wykonać. Im bardziej próbujesz mnie przejść, tym łatwiej mi ciebie odczytać. Coś w tym stylu... -odparłem nie do końca wiedząc jak opisać to co tak naprawdę widzę. Za każdym razem kiedy próbował mnie przejść jakiś znak mówił mi gdzie mam się ustawić i co zrobić. Im ludzie bardziej tego pragnęli tym to uczucie było silniejsze. 

[***]

-Nathan co ty wyprawiasz? Tam nie dostaniesz piłki, po co w ogóle tam biegniesz? -wrzeszczał trener, a moje zęby zaciskały się tylko mocniej kiedy wstawałem z murawy. Spojrzałem się na mojego kolegę z drużyny, z numerem czternaście, który akurat ze środka boiska szedł na róg by wykonać rzut różny.
-Czemu biegasz jakbyś nie wiedział co ze sobą zrobić? Ogarnij się człowieku... -powiedział do mnie odchodząc.
-Jeśli nie umiecie i nie chcecie z całych sił czegoś zrobić, i gracie w tą grę bez ładu i składu to nie mamy czego tu szukać. Nie zrozumiem gry kogoś, kto nie ma żadnej pewności siebie i ego -odwarknąłem i ustawiłem się do rzutu różnego. Moje ręce tylko mocniej się zacieśniły, bo byłem zirytowany własną bezsilnością. Nie umiałem nic zrobić kiedy ludzie nie posiadali ego. Nie umiałem odczytać ich gry. W momencie, w którym całe życie żywiłem się ludzkim ego by manewrować grą, teraz bez niego byłem jak dziecko we mgle. Jednakże to też wina tych ludzi, którzy nie potrafią się poświęcić i naprawdę walczyć. Tacy ludzie nie mają czego szukać i jak walczyć o swoje marzenia. Są bezużyteczni. Nie potrafią marzyć, nie wierzą w siebie i w to, że mogą stać się znacznie silniejsi. Nie to co dzieci, które dają z siebie wszystko w zażartej pogoni za tym co dla nich ważny. 
-Hej może w końcu rzucisz jakieś przydatne podanie, które dojdzie do celu? -wrzasnąłem do chłopaka, który stał przy rogu boiska i uśmiechnąłem się prowokacyjnie. Efekty przyszły natychmiastowo. Jego ciało zapłonęło fioletowym płomieniem, a już po chwili wyczułem gdzie spadnie piłka. Nie leciała na mnie, ale nie miało to żadnego znaczenia.
-Świetne podanie Nishiok... -zaczął mój kolega z drużyny składając się do strzału główką, ale z szaleńczym wyskokiem do przodu przeciąłem piłkę w locie i skierowałem ją do bramki. 
-No i o to chodzi -mruknąłem pod nosem uśmiechając się do siebie. Jeśli nie mogę czytać waszego ego, to wpierw je z was wydobędę, wy bezużyteczne śmiecie. Nie potrzebuję być tym dobrym i miłym, jeśli będzie trzeba to będę się wami żywił do końca. Tak długo jak uzyskam odpowiednie efekty, to wystarczy. To będzie część mojego arsenału, którą wykorzystam by stać się najlepszym.

[***]

Od końca dzielił nas potencjalnie ten jeden strzał. Ale nie przejmowałem się tym, nie przejmowałem się czy odpadniemy z tych głupich mistrzostw. Tylko jedna rzecz mnie obchodziła, zwycięstwo i zmiażdżenie tego kto stanął przede mną. Tego by moje nazwisko po dzisiejszym dniu zapadło w ludzkich umysłach. By zapamiętali mnie jako tego kto samemu wygrał ten mecz.
-Pokaż co potrafisz Itoshi Rinie. Zobaczymy czy twój starszy brat nauczył cię czegoś pożytecznego -powiedziałem do niego, a ten zacisnął zęby i ustawił piłkę na jedenastym metrze. BOOOOM! - poczułem się jakby ktoś uderzył mnie w brzuch i zgiąłem się w pół próbując złapać oddech. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie jestem w stanie dojrzeć mojej drużyny oraz trybun. Wszystko zakrywała ciemnoniebieska pożoga, która trawiła całe moje otoczenie swoimi płomieniami. Jej zapalnikiem był nie kto inny, jak on, Itoshi Rin, który wpatrywał się we mnie bezlitośnie. Wyprostowałem się i udało mi się ustabilizować mój oddech. Dalej jednak nie mogłem się pozbierać po tym co zobaczyłem. To wszystko, to wszystko było jego własnym ego. 
-Heeee... -mruknąłem do siebie, a moje ciało zaczęło drżeć z ekscytacji. Więc tacy ludzie też istnieją...
W pewnym momencie cała zasłona zniknęła, a skondensowany ogień pojawił się w prawym górnym okienku bramki. Byłem w stanie to wyczuć, ale czy mogłem to dosięgnąć? Taka piłka przy normalnym wyrzucie byłaby nie do zatrzymania. Jeśli jednak rzucę się chwilę przed strzałem może....może
Nie, to ja wygram. 
-POKONAM CIĘ ITOSHI RINIE! - wrzasnąłem do siebie w myślach kiedy ten nabiegał na piłkę i chwilę po jego ostatnim kroku na lewej nodze rzuciłem się w prawą stronę wyciągając ręce najwyżej jak mogę. Mimo, że wydawało się to niemożliwe, udało mi się sięgnąć samego okienka bramki. Tyle że piłki tam nie było.
-C...co? -pomyślałem upadając twardo na ziemię i spoglądając w bramkę gdzie piłka leżała głęboko w siatce. Itoshi Rin patrzył się na zdezorientowanego mnie jak na robaka, którego właśnie zgniótł swoimi ciężkimi butami. 
-Twoje ego... -mówiłem patrząc się na niego zdruzgotany. -Jak, przecież... -powtarzałem dalej nie dowierzając w to co się stało. 
-Opierając się tylko na tak niemiarodajnej rzeczy jak ego możesz iść pakować swoje buty do szafy. Ktoś taki jak ty nie zrozumie i nie przeczyta moich intencji. Czy serio myślałeś, że nie można zamarkować tego co chce się zrobić? Sama myśl, że ludzie będą pamiętać cię jako rywala dla mnie jest obleśna -rzucił w moją stronę i ruszył do drużyny, a ja zostałem sam zdruzgotany klęcząc na murawie. Nikt z mojej drużyny nie podszedł w moją stronę tylko leżeli padnięci na połowie boiska. Cóż...czyli teraz płacę cenę za to jaką postawę przyjąłem. Chociaż nie, to czy by tu teraz byli nie ma żadnego znaczenia. Przegrałem. W sumie to słowo nie oddaje tego co tamten potwór ze mną zrobił. Obrobił mnie z całej mojej godności. Wstałem i skierowałem się do szatni.
 -Hej Nath...było naprawdę blisko -powiedział jeden z rezerwowych kiedy mijałem już wyjście z murawy. -Zrobiłeś naprawdę bardzo wiele, bez ciebie nie zaszlibyśmy tak daleko...
-Zamknij się. Nie chcę słuchać niczego od was. Oni nie potrafili się nawet przyłożyć do tego co robią, włożyć w to serca, bali się własnych pomysłów i zrzucali z siebie odpowiedzialność na kogoś innego. Tacy ludzie mnie obrzydzają. Jeszcze bardziej obrzydzają mnie ludzie, którzy nie potrafią pokonać takich słabeuszy. Więc twoje słowa jako rezerwowego mają dla mnie zero wartości -odparłem i minąłem chłopaka, którego wyraźnie moje słowa mocno zraniły. Miałem dość. Masa emocji, która we mnie kłębiła była nie do zniesienia. Nie mogłem jej wytrzymać. 
-Nath - duża dłoń mężczyzny położona na moim ramieniu mnie zatrzymała. Mimo że nawet się nie odwróciłem to wiedziałem, że to trener, który zaczął swoją mowę.
-Spisałeś się naprawdę znakomicie. To nie porażka, to zwy... 
-ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnąłem i wyrwałem rękę tak by mnie nie dotykał. Poczułem jak ciepła ciecz poleciała po moich policzkach. Emocje, które mną targały były serio nie do wytrzymania.
-Mam dość tego! Walczę całymi moimi siłami, moim sercem, moją duszą, ciałem, wszystkim! Daję z siebie absolutnie wszystko, a nikt z was nie potrafi na to odpowiedzieć tym samym! Biegają po boisku kompletnie nie wierząc w samych siebie, tego że mogą dokonać wspaniałych rzeczy i stać się najlepszym. Po co w takim razie grać jeśli nie chce się rozwijać i pokonywać innych? Po co jest drużyna jeśli jej członkowie widząc swojego kolegę, który daje z siebie wszystko nie potrafią zrobić tego samego? Mam dosyć, odchodzę z tego cyrku. Wolę nie grać w piłkę niż doświadczać tego cyrku. -rzuciłem na odchodne i skierowałem się do szatni zabierając stamtąd wszystkie swoje rzeczy i opuszczając stadion. Teraz łzy leciały już strugami, a z każdym krokiem było mi coraz ciężej. Kompletne wymęczenie fizyczne dawało się we znaki. 
-Niech to wszystko szlag! Chcecie mi powiedzieć, że jedyna rzecz na jakiej się opierałem do teraz nie ma żadnego znaczenia? -łkałem do samego siebie wpatrując się w niebo i próbując powstrzymać dalsze łzy. 


[***]

Minął miesiąc od tamtego meczu. Od tego czasu nie trenowałem z drużyną, tylko samemu na niedalekim boisku. Jednego dnia otrzymałem list od Japońskiego Związku Piłki Nożnej, który zawiadamiał mnie o dostaniu się na specjalny obóz szkoleniowy. Po przybyciu na miejscu zastaliśmy jednak czarnowłosego szaleńca; Ego Jinpachiego, który wygłosił swoją mowę na temat stanu japońskiej piłki. Na przeciw jemu stanął białowłosy chłopak, którego kojarzyłem z jakiejś gazetki o młodocianych gwiazdach. Poglądy Ego Jinpachiego jednak były bardzo podobne do moich i kiedy mówił o celowaniu w mistrzostwo świata moje serce zabiło szybciej.
-"Zamiast podawać kolegom i wygrać 1-0, o wiele większą frajdę daje mi strzelenie hat-tricka i przegranie 3-4" -zacytował. Słowa te należały do mojego idola, ukochanego piłkarza, którego ubóstwiałem od dziecka, najlepszego z najlepszych, Noela Noa.
-Pragnę kogoś kto stanie na 299 trupach i zostanie samotnym bohaterem. -kontynuował nie dając mi czasu spokojnie wszystkiego przemyśleć.
-Wyobraźcie to sobie, gracie w finale Mistrzostw Świata, 60 tysięcy ludzi na trybunach, remis 0-0, druga połowa dogrywki, ostatnia akcja w meczu. Wasz kolega mija prostopadłym zagraniem linię obrony. Jesteś sam na sam z bramkarzem. Sześć metrów na prawo jest twój kolega z drużyny. Jeśli podasz macie pewną bramkę. Na tobie spoczywa cała nadzieja narodu oraz zwycięstwo. Tylko szalony egoista zdecydowałby się w takiej sytuacji bez wahania na strzał! -zakończył, a wielkie drzwi za nim się otworzyły. Czułem jak pot spływa mi z czoła. Atmosfera, która teraz była w tym pomieszczeniu była naprawdę ciężka.
-Porzuć zdrowy rozsądek, na boisku to ty jesteś gwiazdą. Nic nie powinno wam sprawiać większej radości niż własne gole! Żyjecie tylko dla tej jednej chwili! Bo właśnie na tym polega bycie napastnikiem! -zakończył, a obok mnie jeden z chłopaków ruszył do przodu. Miał średniej długości, czarne włosy w dosyć sporym nieładzie. Jego niebieskie oczy płonęły na fioletowo, a każdy jego krok był coraz szybszy kiedy rzucił się do przodu by przejść przez wrota. Po chwili biegłem praktycznie równo z nim, a potem reszta ludzi z sali rzuciła przepychając się by przebiec przez drzwi, które prowadziły nas do kompletnie nowej rzeczywistości.



"Nathan Devou poczuł gorycz porażki oraz przepaść dzielącą go i Itoshiego Rina. Czy uda mu się pokonać te bolesne doświadczenie i przekuć je w siłę, która wepchnie go z szarego końca na sam piedestał?"

 Czy uda mu się pokonać te bolesne doświadczenie i przekuć je w siłę, która wepchnie go z szarego końca na sam piedestał?"

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Pożeracz Ego - BLUE LOCK [Alternate Story]Where stories live. Discover now