Rozdział 7

8.3K 252 32
                                    

Minęło już kilka godzin od mojej wizyty w gabinecie Victora i tej cholernej rozmowy, która wywołała w moim wnętrzu prawdziwy wulkan emocji. Siedziałam na zimnych kafelkach w łazience i nieustannie wpatrywałam się w jeden punkt przed sobą. W mojej głowie wręcz kotłowało się od natłoku myśli. Obiecałam sobie, że pozostanę silna tak długo, jak będę mogła, jednak zastanawiałam się, gdzie były moje granice wytrzymałości i czy White już ich nie przekroczył.

Będziesz dla mnie zabijać.

Te cztery słowa nie mogły wyjść z mojej głowy. Na przemian trzęsłam się ze strachu, złości, a może z bezsilności. Zostałam uwięziona w domu ludzi, dla których zabijanie było przyjemnością, a już niedługo miałam stać się dokładnie taka sama. Nie wiedziałam, co bardziej mnie przerażało.

W międzyczasie myślałam też dużo o mamie. Georgia McMillan zginęła w wypadku już prawie rok temu, a ja dalej od dnia jej pogrzebu nie odwiedziłam jej grobu. Bałam się, że wtedy coś by we mnie pękło, a teraz już nawet nie miałam takie możliwości. Pochowana została w Angli, do której już prawdopodobnie nigdy nie wrócę. Zastanawiałam się dlaczego nie powiedziała mi prawdy. Zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo niebezpieczne to wszystko było, jednak postanowiła chronić mnie swoimi kłamstwami.

- Jesteś z siebie zadowolona? - wyszeptałam. Nie chciałam jej obwiniać, a jednak.

Później myślałam o osobie, która była za to wszystko odpowiedzialna. To przez mojego ojca i jego głupi romans moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Wszystko było jego winą. Jego jedna decyzja pociągnęła na dno całą naszą rodzinę. Gdyby nie on, wszystko byłoby inne, lepsze. Przecież nasza rodzina była idealna, jak z obrazka. Nigdy nie dostawałam od rodziców sygnałów, które mówiłyby, co innego. Więc dlaczego?

Z letargu wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi. Początkowo się wzdrygnęłam, jednak gdy doszłam do siebie, zerwałam się z podłogi i ruszyłam w stronę drzwi. Przez to, że tak długo tkwiłam w jednej pozycji, po wstaniu na moment zakręciło mi się w głowie. Gdy poczułam się lepiej, otworzyłam drzwi, a wtedy moim oczom ukazała się sylwetka mężczyzny, który prawdopodobnie był jednym z ochroniarzy.

- Pan White liczy, że zjawisz się dzisiaj na kolacji. - Domyślałam się, że za słowami ,,liczy, że się zjawisz" kryło się „karze ci się zjawić". Następne słowa potwierdziły moje przypuszczenia. - Masz jakieś dwadzieścia minut.

Mężczyzna nawet nie dał mi nic odpowiedzieć, a jedynie odwrócił się do mnie plecami i odszedł. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w pustą przestrzeń i zastanawiałam, co tym razem White wymyślił. Od kiedy dowiedziałam się, czym konkretnie zajmuje się White's Company, spędzanie czasu wśród tych ludzi jeszcze bardziej mnie przerażało. Chociaż z tego, co wywnioskowałam, Victor nie miał zamiaru mnie krzywdzić, jednak nie byłam pewna co do jego syna. Głośno westchnęłam i schowałem twarz w dłoniach.

Zgodnie z tym, co przekazał mi ochroniarz, dwadzieścia minut później wychodziłam z pokoju gotowa na kolację. Wystarczyło kilka godzin zadręczania się myślami i ponownie czułam, że byłam gotowa na stanięcie twarzą w twarz z Victorem. Gdy wcześniej w gabinecie przekazał mi całą prawdę, ta tak bardzo we mnie uderzyła, że nie byłam w stanie wydusić z siebie, żadnego słowa, ani nawet słuchać tego, co mężczyzna do mnie mówił. Byłam w transie, podczas którego żadne bodźce do mnie nie docierały. Wiedziałam, że to, co White dla mnie przygotował było nieuniknione, ale ja też miałam coś do dodania. Może negocjacje z nim przypominały igranie z ogniem, jednak jak miał się go bać ktoś, kto i tak już cały płonął. Nie miałam nic do stracenia.

Jadalnie była pomieszczeniem połączonym z kuchnią, więc nie miałam problemu, żeby do niej trafić. Aaron z Victorem już siedzieli przy stole, jednak to nie było dla mnie zdziwieniem. Bardziej zaskoczyło mnie to, że obydwoje byli ubrani w koszule, a stół był nakryty tak uroczyście, jakbyśmy zaraz mieli witać prezydenta.

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Kde žijí příběhy. Začni objevovat