×5×

326 18 8
                                    

*Kyle's pov*

Podjechałem pod dom Henrietty. Zobaczyłem jak Stan biegnie w stronę samochodu. Na ganku zauważyłem że siedział z nim Pete. Stan wszedł do samochodu. Nic nie mówił.

-Stan, co się stało?

Brak odpowiedzi

-Stan, cały się trzęsiesz-
-Błagam cię, po prostu już jedźmy.

Odjechaliśmy. Udaliśmy się w kierunku jego domu. Jechaliśmy w ciszy. W końcu się uspokoił. Dalej się nie odzywał, ale dla mnie ważne że się uspokoił. Dojeżdżając do budynku, złapał mnie za rękę.

-Prowadze-
-Mógłbyś proszę zostać..? Nie chce zostawać sam..
-Wątpię że będę mógł zostać na dłużej niż 2 godziny..
-Ważne że zostaniesz przynajmniej na trochę.. proszę?
-Okej, zostane.. jesteś pewny że nie chcesz o tym rozmawiać?- znowu zamilkł.

***

*Stan's pov*

Siedziałem z Pete, uspokajając się po tym, jak o mało nie dostałem ataku paniki. Rzygałem, przez co dał mi wcześniej butelkę wody, którą prawie od razu wyzerowałem. Nikt inny nie siedział z nami. Oboje nie chcieliśmy o tym rozmawiać, więc od razu zmieniliśmy temat. Czekając na Kyle'a zapaliliśmy razem blanty. Nie obchodziło mnie szczerze czy Kyle zauważy że jarałem, jakoś musiałem się ogarnąć. Poza tym, co mi się stanie po jednym blancie?

***

*Kyle's pov*

Stan wciąż nie chciał mówić, co się stało. Dowiedziałem się jedynie tyle, że wymiotował. Wchodząc do środka, oboje zdjęliśmy buty. Stan ciężko oddychał i wciąż płakał, lecz ja nie byłem mu w stanie pomóc. Wiem że to nie miłe, ale przecież mu mówiłem. Nawet jeśli to głupie, zamiast niego, obwiniałem siebie, za to, że go tam zawiozłem. Byłbym w stanie tam wejść i ich wszystkich rozszarpać. Nie mówię, że nie chciałem tam wejść i tego zrobić, bo owszem, miałem. Usiedliśmy na kanapie i go objąłem. Przytulił się do mnie i nabrał powietrza do płuc.

-Nienawidze siebie.
-Stan, nawet tak nie mów.. powiedz mi proszę, co się tam stało?
-Mówiłem że to nie ważne! Przestań naciskać.
-Tyle że ja się martwię, wiesz? Wiem że byś wolał gdyby każdy miał cię w dupie, ale cię zaskoczę - ja nie jestem każdy.
-Przepraszam..
-Nie przepraszaj, okej? Następnym razem ukatrupie każdego, kto wywoła u ciebie płacz. Później zabiorę cię do twojej ulubionej kawiarni by poprawić ci humor. A właśnie, szkoda że teraz tego nie zrobiłem.- Stan uśmiechnął się i otarł łzy.
-Dzięki że przyjechałeś, zesrałbym się tam normalnie.
-“Zesrałbym”?- parsknąłem.
-No wiesz o co mi chodzi!- szturchnął mnie w ramie, sam się śmiejąc.

Takiego Stana kochałem. Kochałem gdy się śmieje. Gdy jest szczęśliwy. Nienawidziłem za to, gdy płakał. Ostatnio, było to prawie codziennością. Codziennie dzwonił do mnie zapłakany. Poza tym, nie tylko to było codzienne. Słyszałem jak jest zapijaczony albo zjarany. Mam wrażenie że mu to pomagało, kiedy nie było mnie w pobliżu. Nie popierałem tego, ale nie chciałem mu nic mówić. Poza tym, nawet teraz wyczuwałem od niego alkohol. Co się dziwić, zazwyczaj to z nimi pił, bo Kenny od momentu kiedy znalazł sobie kogoś, prawie tego nie robił.

Słyszałem jak Stan coś bełkocze. Typu “że mnie kocha” i “że dzięki mnie żyje”. Szczerze? Nie chciałem tego słuchać. Robiło mi się głupio i przykro.

-Jak to “dzięki mnie żyjesz”?
-No bo.. tylko z tobą.. gadam gdy mam myśli.. planowałem.. no.. zadzwonić na linie, ale bez skutku..
-Stan, ty przypadkiem nie masz terapeutki?
-no miałem.. ale ojciec przestał dokładać na terapię i.. a chuj ja ci się będę zwierzał, ty nie jesteś terapeutą! Poza tym i tak prawie codziennie dzwonię albo rozwścieczony albo zapłakany. Ja nie umiem własnych emocji kontrolować.
-Stan, bełkoczesz od rzeczy. Zawsze jestem pod telefonem, okej? Możesz do mnie dzwonić i się wygadać. Jestem w końcu twoim przyjacielem.

Stan się uśmiechnął i wyciągnął w moją stronę ręce, chcąc złapać moją twarz. W końcu to zrobił i na mnie popatrzył. Założę się że się zarumieniłem, bo policzki mnie piekły.

-Jesteś cały czerwony! Kyle.. kocham cię.. kocham cię, ale jako chłopaka, wiesz?- zaczął.- chce być twoim chłopakiem, Kyle~ chciałbym cię teraz strasznie pocałować.- przyjrzałem mu się. Nie ma mowy że jest trzeźwy.
-Przestań..
-Nie~ kocham cię. Chce usłyszeć to samo.- puścił mnie, a jego ręce opadły na boki.
-Wiesz co? Kocham cię. Kocham cię niewyobrażalnie. A teraz przestań.
-Okej, okej. Ale najpierw całus~- pocałowałem go więc w czoło.

Szczęśliwy Stan zasnął po jakimś czasie. Ja cały zawstydzony bawiłem się jego włosami. Nawet nie wiem kiedy to minęło, ale zadzwoniła do mnie rodzicielka.

blow my brains out | StyleWhere stories live. Discover now