Była ciemna i mglista noc. Jak zwykle o takiej godzinie chodził na polowanie. Już miał zabić swoją ofiarę, ale nagle zauważył w oddali radiowozy policyjne i nawet pojazdy wojskowe. Musiał uciekać. Najpierw biegł jako bestia i nagle dostał kulą od pistoleta w swoje nadgarstki. Musiał biec tylko na kończynach dolnych. Gdy trafił w pewną uliczkę, zamienił się w człowieka. Już miał iść, ale spotkał ją, Wednesday Addams. Patrzyli tak sobie w oczy, w ciszy aż w końcu tą ciszę przerwała, dziewczyna.
- No kogo ja widzę? Naszego seryjnego mordercę - powiedziała, a w jej głosie nie było słychać żadnych emocji.
- Skąd wiesz, że to ja...? - nie dokończył nawet chłopak pytania, ponieważ był cały przestraszony i drżały mu się ręce.
- To było oczywiste, a też była informacja w telewizji i w gazecie, że uciekłeś z ośrodka. Powinieneś tam wrócić.
- Nie. Błagam - powiedział Galpin, opadając przed czarnowłosą, na kolana - Tam było strasznie. Chcieli mi coś zrobić.
- Chcieli ci pomóc.
- Nie... Proszę cię, Wednesday, nie chcę tam wracać.
Addams zastanawiała się co zrobić. Czy oddać chłopaka, odpowiedniej służbie, czy pozwolić mu tam nie wracać? Te pytanie chodziło w jej głowie aż nagle usłyszeli pewne kroki.
- To pewnie policja lub wojsko - powiedziała, a następnie spojrzała na syna szeryfa.
Pociągnęła go za rękę i zaczęła razem z nim uciekać. Tyler, nie mógł uwierzyć co się dzieje, Wednesday postanowiła naprawdę dla niego pomóc. Gdy już byli bezpieczni, czarnowłosa postanowiła zabrać go w bezpieczne miejsce. Tylko gdzie? Miała pewien pomysł, ale potrzebowała pozwolenia od pewnej osoby.
- No nie wiem - powiedział Eugene, gdy Wednesday i Tyler, przyszli, do miejsca gdzie trzymał miód od pszczół.
- No weź Eugene, przynajmniej na kilka dni dla niego pozwól tutaj się schronić - nalegała Addams.
- Niech będzie, ale jak przez to będę miał jakieś kłopoty...
- Tak, wiem.
- Przyniosę dla niego śpiwór i poduszkę - powiedział miłośnik pszczół, a następnie wyszedł z pomieszczenia.
Galpin zaczął się rozglądać po miejscu, gdzie będzie miał tymczasowe schronienie. Niczego w sumie tutaj nie brakowało.
- Pasuje? - usłyszał nagle głos czarnowłosej, więc zwrócił na nią wzrok.
Kiwnął tylko głową w odpowiedzi, a następnie usiadł na krześle. Przecierał swoje ręce i widać było, że był przerażony tym wszystkim. Wednesday to zauważyła. Usiadła przy nim i postanowiła z nim porozmawiać.
- Jak tam było? - spytała - W tym całym ośrodku.
- Strasznie - odpowiedział Galpin, nawet nie zwracając na dziewczynę wzroku - Byłem związany do jakiegoś krzesła, miałem na sobie kaftan bezpieczeństwa, jakaś kroplówka, ekrany, stół operacyjny, jacyś ludzie w kombinezonach... Koszmar.
- To dla bezpieczeństwa, a też nie chcieli zrobić ci krzywdy, tylko chcieli ci pomóc.
- Nie... Nie chcę tam wracać.
- Już jestem - nagle usłyszeli głos czarnowłosego, który wszedł do pokoju, a następnie podał rzeczy dla syna szeryfa - Jak będziesz czegoś więcej potrzebował to mów.
- Tak, dzięki - powiedział Tyler, a Wednesday klasnęła w ręce.
- To my już może się zbierajmy, ponieważ jest już późna noc - powiedziała i już miała razem ze swoim przyjacielem wychodzić z pomieszczenia, ale jej wzrok zwrócił się na przestraszonego chłopaka i to niemożliwało pójście stąd.
Nigdy nie widziała go aż tak przestraszonego. Zdawałoby się, że powinna być dla niego wściekła, za te wszystkie rany, które dla niej zrobił. Był również mordercą, powinna trzymać się od niego z daleka, powinna go oddać odpowiednim służbom, ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Sama tego nie wiedziała.
- Zostanę tutaj z nim - powiedziała - Tak na wszelki wypadek.
- Jakby byliście głodni, to tam leży chleb, miód i też woda - powiedział, wskazując na półkę.
- Dobra, dzięki - powiedziała czarnowłosa, a miłośnik pszczół opuścił pomieszczenie.
Gdy zostali sami, Addams spojrzała na chłopaka, który miał schyloną głowę na dół. Podeszła do niego, a następnie położyła swoją dłoń na jego ramieniu.
- Jesteś głodny? - spytała.
- Trochę - odpowiedział Tyler, niepewnie zwracając wzrok na dziewczynę.
Czarnowłosa już nic nie mówiąc posmarowała chromke chleba miodem i również nalała wody do kubka. Położyła to wszystko na stole, przy chłopaku.
- Mam nadzieję, że lubisz kanapkę z miodem - powiedziała, a Galpin spojrzał na jedzenie.
- Cokolwiek innego niż ludzkie mięso - powiedział syn szeryfa i gdy wziął kanapkę w dłoń, poczuł silny ból.
Opuścił swoje jedzenie, spowrotem na stół i złapał się za swój nadgarstek.
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona Addams, nie wiedząc w ogóle o co chodzi.
- W dniu, którym uciekałem z tego ośrodka, dostałem kulką w oba nadgarstki - wyjaśnił Galpin, sycząc z bólu.
- Wciąż masz tą kulę? Nie wyjąłeś jakoś sobie?
- Nie.
- No świetnie. Teraz tego ci nie wyciągnie.
- Spoko, jak tyle dni wytrzymałem z kulą w nadgarstkach to i teraz wytrzymam.
- Dobra, nakarmię cię - powiedziała czarnowłosa, biorąc kanapkę w dłoń, a Tyler spojrzał na nią z wielkimi oczami.
- Nie będziesz mnie karmić, jak małe dziecko - powiedział Tyler, a Wednesday tylko przewróciła oczami.
- To co, masz umrzeć z głodu?
- Nie no, ale... - zaczął Galpin, ale nie dokończył, ponieważ kawałek chleba wylądował w jego ustach.
Zaczął gryźć jedzenie aż w końcu je przełknął.
- Aż tak źle? - spytała Addams.
- Nie...
- Zjesz to ładnie, jak grzeczny chłopczyk?
- Nie jestem żadnym chłopczykiem.
- To jak grzeczny potworek?
- Wednesday...
- Dobra, a tak w ogóle to wiem, że ten temat może być dla ciebie nie komfortowy, ale jak się czułeś jak zjadłeś ludzi? - spytała dziewczyna, a Tyler wziął kolejny kęs kanapki.
- Jako Hyde za bardzo nie zwracałem uwagi na to, że jem ludzkie mięso, ale czułem się źle z tym, że zabijam niewinnych ludzi.
- A tak w sumie to ile zabiłeś tych ludzi?
- Zjadałem tak po trzy dzienne i tylko w nocy, tak w dzień to czasami jadłem ich resztki, a od mojej ucieczki minęło pięć dni, więc zabiłem piętnaście ludzi - odpowiedział syn szeryfa - Możemy o tym nie mówić?
- Jasne. Jak zjesz to chodźmy już spać, ponieważ już jest późno, a też pewnie była to dla ciebie męcząca w sumie połowa nocy.
- Trudno się nie zgodzić. Wednesday... Mogę zadać ci pytanie?
- Mów.
- Dlaczego... Dlaczego mi pomogłaś? Dlaczego nie oddałaś mnie tym służbom?
- No bo... Wyglądałeś jaki taki szczeniak bezbronny i nawet zrobiło mi się ciebie szkoda - odpowiedziała czarnowłosa, ale w środku czuła, że był inny powód tego, ale sama nie była pewna jaki.
- Mhm - mruknął Tyler, biorąc kolejny kęs - Powinienem ci podziękować.
- Powinieneś.
- To w takim razie dziękuję.
- Tak, masz za co - powiedziała Wednesday, dając ostatni kęs chleba dla chłopaka - Dobrych koszmarów - potem dodała i oddalając się od niego i szykując się do spania.
- Może chcesz spać w śpiworze? Ja mogę spać na krześle.
- To ty jesteś ranny, nie ja - mruknęła czarnowłosa - Dobrych koszmarów.
- Dobranoc - westchnął Galpin i również zaczął się szykować do spania.
CZYTASZ
Wednesday x Tyler - Mój potwór
FanfictionUcieczka z ośrodka. Ponowne spotkanie. Czy coś znowu między nimi zaiskrzy?