Rozdział 2

1.2K 43 10
                                    

Obudziło mnie dość głośne pikanie, co po chwili stało się irytujące. Uchyliłam powoli ciężkie powieki, przyzwyczajając się do światła. Obróciłam lekko głowę w prawo, a tam znajdowała się duża biała zasłona, która zresztą obejmowała całą przestrzeń dookoła. Niedaleko łóżka, w którym leżałam, znajdowało się małe krzesełko, a obok niego szafka nocna. Po drugiej stronie była jakaś maszyna, z której dochodziło to pikanie, no i ta jasna zasłona.

Wiedziałam, że jestem w szpitalu, w czym dodatkowo utwierdził mnie wyłaniający się zza „kurtyny" lekarz.

- Dzień dobry, nazywam się Issac Willson i jestem pani lekarzem. - Przedstawił się młody mężczyzna. - Panno Harris, jak się czujemy? - zapytał, przeglądając jakąś ciemnozieloną teczkę.

Otworzyłam buzię, żeby mu odpowiedzieć, ale miałam tak sucho w gardle, że wydałam z siebie niezidentyfikowany dźwięk, przez co zrobiło mi się trochę głupio.

- Pielęgniarka zaraz przyniesie pani wody. - Uśmiechnął się blondyn, poprawiając okulary.

- Proszę. - Zjawiła się dosłownie znikąd, przynosząc mi zbawienny napój. Skinęłam w podziękowaniu głową i zaczęłam pić z plastikowego kubeczka.

- Co się stało? - zapytałam cicho.

- Została pani potrącona przez samochód, co skutkowało dosyć poważnymi obrażeniami. - Wziął ode mnie pusty kubek i położył na szafeczce. - Miała pani ogromne szczęście, prawie panią straciliśmy. - Uśmiechnął się delikatnie. - Doznała pani licznych urazów, ale z czasem wszystko się wygoi.

Lekarz nadal przeglądał tę teczkę i czułam, że to jeszcze nie był koniec.

- Doktorze, niech pan powie wprost. - podciągnęłam się do siadu.

- Bardzo przykro mi to mówić, ale podczas niezbędnych badań wykryliśmy u pani niewydolność serca. Tutaj ma pani wyniki wszystkich badań, przykro mi... - Podał mi teczkę. - Oczywiście im szybciej podejmie się pani leczenia, tym większa jest szansa na wyzdrowienie - westchnął. - Zadzwonić po kogoś? Rodziców, rodzeństwo?

- Proszę nie - odpowiedziałam, nie chciałam ich niepotrzebnie martwić, a gdybym tylko miała rodzeństwo...

- Jak pani chce, uszanuję pani wybór. - Uśmiechnął się pocieszająco i zostawił mnie samą, gdy chwilę później go o to poprosiłam.

Zaczęłam przekartkowywać dokumentację, aż w końcu natknęłam się na nagłówek o chorobie serca. Wpatrywałam się w słowa, które były tam zapisane, a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. Nie mogłam w to uwierzyć. Zdarzały mi się już wcześniej chwilowe ukłucia w sercu, czy osłabienia, ale myślałam, że to ze stresu przez szukanie pracy, czy cokolwiek innego. Bo przecież każdego czasem zaboli serce, zakręci się w głowie, albo zrobi się słabo...

- Przyszłam na zmianę opatrunku. - Usłyszałam głos tej samej kobiety, która przyniosła mi wodę.

Byłam tak przytłoczona tamtą informacją, że nawet nie zorientowałam się, że zasnęłam z teczką w ręku. Pielęgniarka pogrzebała mi coś przy nodze, brzuchu i ręce. Na twarzy przykleiła mi nowe plastry, a zanim poszła, poprosiłam ją by zawołała lekarza, który po dłuższej chwili się zjawił.

- Doktorze...

Spojrzał na mnie współczującym wzrokiem, siadając na taboret.

- Ile zostało mi czasu?

- Panno Harris...

- Proszę odpowiedzieć szczerze. - Czułam jak całe cało mi się trzęsie, a oczy stają się szklane, wiedziałam, że nie dużo.

Following my Destiny | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now