Wpatrywałem się w okienko, pod samym sufitem. Pochmurne niebo, budziło grozę. Zbierały się czarne obłoki, które wyglądały, jakby niosły ze sobą apokalipsę. Nagle błysk i porządna ulewa rozpętała się nad miastem Nowy York.
Cisza, która dzisiaj panowała, była nienaturalna. Od rana nikt nie przyszedł, chcąc skontrolować czy się wydostałem czy nie. Nawet sam kat Achillesa mnie nie odwiedził. W głowie powtarzało się pytanie Czy ja w końcu umarłem?
Nagle otworzyły się drzwi, a za nich wyszedł Achilles. Za nim podążało dwóch, dobrze zbudowanych mężczyzn, z maskami ma twarzy. Jeden z nich trzymał worek, który znałem aż zbyt doskonale.
- No chłopcze. Dzisiaj twój wielki dzień. Zostajesz przenoszony. - zaświergotał, klaszcząc w dłonie. - Nie mamy innego wyjścia. Skoro ta... - zawiesił się i przekrzywił głowę, wykrzywiając twarz w grymas. - Twoja przyjaciółka, od siedmiu boleści, wybiła moich ludzi, czas wdrożyć plan B. Lepiej się pożegnaj, ładnie, ze Stanami Zjednoczonymi. Bo za cztery godziny, będziemy w drodze do Hong Kongu. - nagle spoważniał, zacierając ręce. - A tam cię już nikt nie znajdzie.
Przełknąłem ślinę, na samą myśl, że będę z dala od wszystkich i wszystkiego. Straciłem również nadzieję na to, że Luna dostała moją wiadomość i rozszyfrowała zagadkę. Wszelkie nadzieje odeszły. Nie było ratunku.
- Panowie. Wy z Anastasią i naszym gościem pojedziecie wyznaczoną trasą. Drugi konwój wyjedzie za godzinę. Ja już teraz się udam na lotnisko i załatwię wszystko, by ominąć widowisko. - Wilson poklepał swoich ludzi po ramionach i wyszedł, zostawiając nas sam na sam.
Czułem ich wzrok na sobie. Wiedziałem, że chcą już mieć sprawę za sobą i odstawić mnie do samolotu. Albo chcą już teraz mnie wykończyć, przed odlotem.
- Panowie, co to ma być?! - ryknęła wściekła brunetka, wchodząc do pomieszczenia. Dwójka mężczyzn podskoczyła na dźwięk jej tonacji głosu i spojrzeli na nią, nie rozumiejąc o co jej mogło chodzić. - Jest zimno, mokro, a ulewa narasta, a wy chcecie go tak wnieść do samochodu?
- Maleńka... - zaczął jeden, a ja aż zacisnąłem dłonie w pięści. Wtedy poczułem pierwszy wysiłek moich mięśni, który aż zapiekł.
- Wypad stąd. Chyba, że mój ojciec ma was wykończyć. Ja go przygotuje do wyjścia. - poklepała najwyższego po biodrze i wygoniła z piwnicy. Zamknęła naszą dwójkę, na klucz i szybko podeszła do mnie. Jej twarz promieniała z radości, a ja próbowałem wyczytać, co ją tak uszczęśliwiało. - O nic nie pytaj. - mruknęła, a zaraz spod prawego rękawa jej długiego, brązowego płaszcza, wyciągnęła kluczyk, który miał uwolnić moje ręce i nogi z kajdanek, którymi byłem przyczepiony do krzesła.
- Ale co... Jak? - mruknąłem, gdy uwolniła moje dłonie i ostatkiem sił udało mi się rozmasować bolące nadgarstki.
- Ich mięśnie są na tyle odporne na różne dotyki, że nie trudno jest wydobyć klucz z kieszeni. - zaśmiała się, pomagając mi wstać, gdy tylko uwolniła moje nogi z więzów.
Poczułem w końcu wolność. Mogłem stanąć, w końcu, na własne nogi i rozruszać mięśnie, które krzyczały z bólu od nagłego ruchu. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem stawiać pierwsze kroki, chcąc przypomnieć wszystkim mięśniom o ich istnieniu. Ból, który wieleset razy został mi zadany, odzwierciedlał się licznymi siniakami, przecięciami, a także silnym bólem, gdy ruszyłem daną częścią ciała. Moje wychudzone ciało na nowo musiało odzyskać wszelkie siły i chęci do dalszej walki.
- Musisz mi wybaczyć, ale jedyne co mam dla ciebie, to ciuchy na przebranie. Brak wody, by się umyć, czy nawet ogolić... - dodała, podając mi torbę, która wypchana była ubraniami.
CZYTASZ
Mafia III
Mystery / ThrillerSprawy przybierają większego tempa. Achilles znów się ukrywa, młody policjant Borys Tyrek ginie bez wszelkich wieści, a Luna Trens, wraz ze swoimi przyrodnimi braćmi i wielkim informatykiem, ruszają w pogoń, by odnaleźć ich dwoje. Światełko w tunelu...